Ostatnio nawalam nie tylko, jeśli chodzi o komentowanie, ale także tłumaczenie.
![Rolling Eyes :roll:](./images/smilies/icon_rolleyes.gif)
Rozdział 2
Michael otworzył drzwi do pokoju i wszedł bez pukania. Minęła chwila, zanim którekolwiek z nich zauważyło, że tam stał. Nic nie powiedzieli. Nie było go przez zaledwie dwa tygodnie, ale mieli wrażenie, jakby minęło więcej czasu – może dlatego, że nie wiedzieli, czy kiedykolwiek wróci.
"Michael!" Isabel podniosła się i przytuliła go. Objął ją bez entuzjazmu. On…ona, oni…oni najbardziej przyczynili się do powstania koszmaru, o którym dowiedział się kilka dni temu. Przytulanie Isabel było…złe – właściwie to przyprawiało go o dreszcze. Nie jej wina, w sumie to nie. Ale była, ta automatyczna reakcja.
Max stał z boku, przyglądając się. Chciał i potrzebował uściskać Michaela od chwili, w której 'zaginął', ale bał się jak zostanie to odebrane. To przez ich kłótnię Guerin bezzwłocznie wyjechał. Co powinien powiedzieć? Jak się zachować? Jeśli będzie szczęśliwy i spokojny, Michael wygra sprzeczkę. Martwili się, podczas gdy on próbował im udowodnić, że kolejna z jego mitycznych myśli jest prawdziwa. Jeśli jednak będzie twardy i wredny Michael może znowu się odwrócić i odejść.
Max stał nad przepaścią, wahając się nad zrobieniem jakiegokolwiek kroku, bojąc się, że podejmnie niewłaściwą decyzję. Przeklęty Michael Guerin! Nie było nic gorszego od bycia królem, którego nikt nie popierał i którego zdanie, nikogo nie obchodziło.
"No wreszcie wróciłeś." Evans prawie się skrzywił słysząc lodowate i pełne potępienia brzmienie swojego głosu. Nie chciał, aby to tak zabrzmiało. Naprawdę nie chciał, ale tak po prostu wyszło. "Czekaliśmy i marnowaliśmy czas na przestrzeganie planu, którego, nawet nie byliśmy pewni, czy w ogóle pamiętasz lub stosujesz. Może poinformowanie nas o swoich planach zanim wyjechałeś, lub zaplanowanie przyszłego spotkania było zbytnią małostką, żeby to przemyśleć? Tobie ten pomysł jest najwyraźniej całkowicie obcy."
Zignorował wściekłe spojrzenie Kyla, gdy Michael spokojnie odwrócił wzrok. Po co znowu to zaczynać? Isabel wisiała na ramieniu cichego Michaela, wytrzeszczając na Maxa oczy w złości. Liz w milczeniu stanęła za Evansem, okazując mu lekkie wsparcie i jeszcze bardziej go tym denerwując. Mylił się. Postępował źle, a jego głos był nieuprzejmy i przepełniony osądem. Liz, akceptująca to bez żadnego pytania nie była osobą, którą spotkał po raz pierwszy i która broniła tego, co uważała za słuszne. Wiedziała, że nie miał racji, więc czemu mu o tym nie powiedziała?
"Jesteś taki jak zwykle, Max – chłopiec, który powinien być królem, co? Ciebie też miło widzieć." Michael zdjął dłoń Isabel ze swojego ramienia, a następnie podszedł do Kyla i delikatnie uderzył go ramię na powitanie. "Dobrze cię widzieć Kyle."
Max poczuł się skarcony przez jego zachowanie bardziej, niż przez jakiekolwiek słowa, które mogłyby wypłynąć z jego ust. Guerin traktował Kyla jak osobę, którą szanował i za którą tęsknił, całkowicie ignorując pozostałych. Isabel cofnęła się, czując jakby właśnie dostała w twarz.
Michael wsadził rękę do plecaka. "Twój ojciec ci to przesyła." Podał mu paczkę i list, który wiedział, że zawiera także pieniądze. "Kazał mi przekazać, że bardzo za tobą tęskni."
Kyle spojrzał na paczkę, a potem na kopertę. Jego tata! Michael się z nim widział! Zamykając oczy, zaczął żałować, że Guerin go ze sobą nie zabrał. Że nie pojechał z nim do Roswell, do domu...do taty. Jak bardzo chciałby to wszystko znowu zobaczyć – dopiero teraz zrozumiał jak bardzo tęsknił.
Valenti nie mógł się powstrzymać. Szybo uściskał Michaela z wdzięczności.
Max zmarszczył brwi. "Byłeś w Roswell?" Nie czekał na odpowiedź – była oczywista. "Oszalałeś? Mogli cię zgarnąć, albo śledzić! Możesz sobie wyobrazić, co by było gdyby nas złapali?"
Oczywiście, że mógł - Mógł znacznie więcej niż tylko to sobie wyobrazić. Wiedział. Miał powód, aby wiedzieć. Zerkając na Maxa, jego oczy stały się ciemniejsze, głębsze i zimniejsze niż sama śmierć – nic nie zdradzały. Evans czuł te oczy, wściekłość i złość, które trudno powstrzymać. Robiąc krok do tyłu, zrozumiał, że nie mógł uciekać się do wypominania mu jego bezmyślnych zachowań z przeszłości, gdy tracił kontrolę. Nie mógł zaatakować Michaela, uderzyć licząc, że on nie zareaguje.
Michael będzie walczył, a Max straci coś więcej niż tylko godność – tym razem Guerin złamie mu kark. Tłumiona agresja była tylko na wierzchu – tylko głupiec nie dostrzegłby, że wycofanie się nagle stało się lepszą częścią waleczności.
Michael nie odwrócił wzroku od Maxa. Sięgając do plecaka, podał Isabel paczkę z przywiązanymi do niej wstążką listami.
"Twoja mama prosiła, abym przypomniał ci, żebyś spała przy lekko uchylonym oknie w czasie późnej jesieni i zimy – łatwiej ci wtedy oddychać. Zawsze miałaś problem z suchym, ogrzanym przez piec powietrzem."
Dłonie Isabel trzęsły się nieubłaganie, gdy brała podarunek z rąk Michaela. Dom! Jej rodzice! Łzy napłynęły jej do oczu – dom był czymś, co ludzie przyjmowali za rzecz naturalną i którą doceniali dopiero, gdy opuścili jego bezpieczne ściany. Tęskniła za swoim życiem lub za tym, czym kiedyś mogło być. Drżąc, usiadła ciężko i wpatrywała się w prezent z domu.
"Michael…" Podniosła na niego wzrok, a po jej policzkach powoli spływały łzy. Słowa – jak podziękować komuś, kto ryzykując własne życie ofiarowuje ci cząstkę ciebie samego?
"Nie ma sprawy." Nie potrafił na nią spojrzeć. Nieprędko skończy płakać – to był dopiero początek. Miał do opowiedzenia długą historię, która nie będzie dla niej łatwa – dla któregokolwiek z nich. W tej chwili nienawidził siebie, nienawidził jej. Nienawidził ich wszystkich, ale zadanie im bólu na pewno nie sprawi mu przyjemności.
"Michael?" Liz złączyła dłonie. Bała się spytać…czy w tym plecaku znajdowało się coś dla niej?
Chłopak przytaknął. Liz uśmiechnęła się, a jej uśmiech zmieszał się z łzami. Wzięła to, co podał jej Michael i w podzięce nieśmiało pocałowała go w policzek.
"Twoja mama wysłała ci sweter, brudną, różową, pluszaną świnkę…"
"Horatia?" Zapytała szczęśliwa, przerywając Michaelowi.
"…twoje szczotki do włosów i książkę." Chłopak ciągnął dalej ignorując Maxa. "Twoi rodzice przesyłają prezent ślubny dla ciebie i Maxa."
Dziewczyna zerknęła na męża i uśmiechnęła się. Prezent ślubny! Wiedzieli! Michael musiał im powiedzieć. Spuściła wzrok na paczkę, którą trzymała w dłoniach i obróciła ją najpierw raz, potem drugi. Przegapili jej ślub. Wychowywali i dbali o nią całe jej życie i przegapili najważniejszy dzień, jaki mogli jej podarować. Oszukiwała ich swymi kłamstwami i milczeniem – poczucie winy ciążyło na jej barkach, a jej drobne ciało ledwo było w stanie
Szybko otworzyła paczkę i listy. Ciągle uśmiechając się zaczęła czytać…
Jako ostatni z plecaka wyjął prezent dla Maxa. Położył go na stole, upuścił plecak i wymijając Evansa wszedł do łazienki. Boże, ale cuchnął! Musiał naprawdę śmierdzieć, skoro jemu samemu to przeszkadzało.
Wszedł pod prysznic i ustawił wodę na tak gorącą, jaką był w stanie znieść. Stał pod strumieniem bębniącej wody z pochyloną głową. Dopiero po chwili drgania, które wstrząsały jego wnętrzem wypłynęły na wierzch. Michael oparł się o chłodne porcelanowe kafelki, a gorąca woda uderzała w jego ciało jak o skałę. Żadna ilość gorącej wody nie ogrzałaby jego ciała, więc stał trzęsąc się.
Trwał tak bez ruchu do momentu, w którym skończyła się ciepła woda. Owinięty samym ręcznikiem stanął przed zaparowanym lustrem, odbijającym jego rozmazaną postać, a innym ręcznikiem starał się wytrzeć parę.
Obcy mężczyzna o ponurej i surowej twarzy, z niechlujną bródką i martwych oczach wyglądał trochę znajomo. To był on, tyle, że starszy – wyniszczenie przez samotność, blizny pozostałe po życiu z Hankiem i odgrodzenie się od świata znajdowały się wprost przed jego oczyma. Czym by się stał, gdyby Maria nie zawitała w jego życiu? Przecierając twarz, sięgnął po maszynkę do golenia. Mając nadzieję, że była Maxa lub Kyla, a nie jedną z tych tępych, których używały dziewczyny, zaczął golić bokobrody. Musiał wyglądać czysto i przyzwoicie, gdy odnajdzie Marię.
Lustro było coraz bardziej zaparowane, więc znowu i znowu, wycierał je ręcznikiem – przez to stawał się coraz bardziej zmęczony i śpiący. Zupełnie jak wtedy, kiedy ktoś cię hipnotyzuje ciągle powtarzającym się kolistym ruchem dłoni.
Przebyj drogę. Odnajdź łączność, o której zapomniałeś. Odnajdź swoje serce – ono cię poprowadzi.
"Maria?"
Jej głos...brzmiał wyraźnie w jego głowie.
Przebyj drogę.
"Pomóż mi"
Pomóż sobie. Wykorzystaj czas.
Maria….! Michael zamknął oczy i stał bez ruchu przed lustrem.
CDN