W takim razie kończę niedzielę w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku i przyjemności, oczywiście...Trzymajcie się, Kotki.
Objawienie część 14
Była prawie dziewiąta przed południem, kiedy przybyli do Las Cruses. Michael prowadził a Liz przeglądała mapę miasteczka uniwersyteckiego, którą wydrukowała poprzedniej nocy. Stanęli przed szeregiem budynków
– Jak się nazywa ten akademik ? – zapytała.
- Dona Po, czwarta aleja – odpowiedziała Maria.
- Nie mamy czasu na zwiedzanie ? – zażartował Kyle.
- Nie, chyba że chcesz to zrobić sam – odparował Michael.
- Myślałam, że masz ochotę na wypad do szkoły w Texasie ? – Liz poszukała go wzrokiem w bocznym lusterku.
Kyle wzruszył ramionami – Wolne dni zwykle spędzam z tatą na tapczanie, co za szczęście spotkać się z nauką od święta – odpowiedział z przekąsem.
Posłała mu współczujący uśmiech ale zaraz zwróciła się do Michaela - Nie, wjedź tutaj, w prawo.
- Dobra, pilnuj – mruczał – Nie znoszę, kiedy nie wiem gdzie jechać.
- Wyluzuj się – uspokajała go Maria – Właśnie podjeżdżamy
Zaparkowali na pustym parkingu. Wyszli z Jetty, z ulgą prostując zdrętwiałe nogi.
- W porządku – Liz ponownie popatrzyła na mapę – Tą alejką dojdziemy do domu studenckiego.
- Co dokładnie spodziewamy się tam zastać ? – zapytał Kyle kiedy się zrównali – Przecież Alex był tu kilka miesięcy temu.
- Od tego miejsca zaczniemy – powiedziała Liz – Masz jakiś inny pomysł ?
- Nie do mnie z tym – podniósł do góry ręce poddając się.
Pięć minut później stanęli przed akademikiem Dona Po. Drzwi frontowe były zamknięte na klucz ale Michael przyłożył do nich dłoń i usłyszeli znajomy, miękki trzask – Wchodzimy – powiedział rzucając wzrokiem w stronę dużego holu.
- Uważajmy na wypadek gdybyśmy musieli się stąd szybko wynosić – przypomniała Liz – Idziemy dalej.
Weszli schodami na drugie piętro i szli wzdłuż długiego korytarza. Większość pokoi była zamknięta, na drzwiach wisiały tabliczki z informacją o rozkładzie zajęć. Z półprzymkniętych drzwi jednego z pokoi słychać było muzykę i cichy odgłos włączonego telewizora ale wyglądało na to że było zbyt wcześnie na normalny studencki gwar.
- To tutaj – Maria zatrzymała się przy końcu korytarza. Patrzyła na pozbawione tabliczki drzwi pokoju - Może powinniśmy zapukać ?
- Moglibyśmy – Liz zapukała a kiedy nie usłyszeli odpowiedzi zrobiła to ponownie – Halo ?
- Nie ma nikogo – Michael oparł się ręką na zamku. Przekręcił gałkę.
- Pusto – Kyle wsunął głowę do pokoju.
Liz popchnęła go aby wszedł.
- Hej – jęknął z pretensją.
- Ciii....
- Chyba po Alexie nikt tu nie mieszkał – powiedziała Maria obchodząc pusty pokój.
Michael zamknął za nimi drzwi – Chyba dobrze, nie? Jeżeli nikt po nim tu nie mieszkał, może coś znajdziemy.
- Może – zgodziła się Liz - Nawet nie posprzątali. Powinniśmy się rozdzielić, wy się tutaj rozglądniecie a Maria i ja przeszukamy kuchnię.
Przez kilka minut otwierali i zamykali szuflady szafek, regałów, zaglądali pod leżącą wykładzinę dywanową, odchylali listwy podłogowe. Kyle podniósł goły materac na łóżku, Michael przetrząsał wyższe półki gdzie pozostali nie mogli dosięgnąć.
- Nic – Maria była wyraźnie rozczarowana – nawet skrawka papieru z jego imieniem.
- Jasne, na pewno byłby bardzo przydatny – zamruczał Kyle.
- Zamknij się Valenti .
- Uspokójcie się – Liz lekko podniosła głos – Nie tylko przebywał w tym miejscu. Powinniśmy sprawdzić czy gdzieś nie figuruje jego nazwisko w spisie studentów.
- Jak to sobie wyobrażasz ? Jest niedziela, biura i rejestracje są nieczynne.
Przycisnęła dłonie do oczu czując nadchodzący ból głowy - Nie wiem – jęknęła – Nie wierzę że zabrnęliśmy w ślepą uliczkę.
- Cześć ? – usłyszeli ciche pukanie i odgłos otwieranych drzwi – Mogę w czymś pomóc ?
Kątem oka Liz dostrzegła Michaela podnoszącego rękę w postawie obronnej. Klepnęła go w dłoń i popatrzyła z wyrzutem, zanim młody mężczyzna stojący w przejściu zwrócił na niego uwagę.
- Cześć – powiedziała – Przez jakiś czas w tym pokoju mieszkał mój brat i mamy nadzieję dowiedzieć się gdzie on teraz jest. Zniknął i moi rodzice się niepokoją – powiedziała przybierając błagalną minę.
- Masz na myśli Reya ? - zapytał.
- Tak Reya – odpowiedziała szybko zanim ktokolwiek się odezwał – Znałeś go ?
- Nikt go nie znał. Bez obrazy ale twój brat był trochę dziwny. Nigdy, przez cały czas pobytu stąd nie wychodził. Otwierał tyko wtedy kiedy przynoszono mu żarcie.
- Że co ? – parsknęła Maria – Naprawdę nigdy stąd nie wyszedł ? Więc co robił przez cały dzień ?
- Za dużo ode mnie wymagasz – wzruszył ramionami.
- Proszę ? Może wiesz coś co nam pomoże go znaleźć – nalegała Liz.
- Chociaż...
- Tak ? - zachęciła go.
- Kiedyś wracałem późno z imprezy, była chyba czwarta w nocy, nigdzie żywego ducha. Patrzę a on wychodzi z budynku Litvack. Prawie się z nim zderzyłem a on mnie wcale nie widział.
- Budynek Litvack – powtórzył Michael – Co tam jest ?
- Jakieś nowoczesne, komputerowe urządzenia. Ten facet szedł jak nieprzytomny, coś do siebie mamrocząc. Ciarki mnie przeszły.
- Bardzo dziękujemy, koleś – powiedział Kyle – Będziemy stąd spadać.
- Jasne, żaden kłopot. Życzę szczęścia w poszukiwaniach. Mam nadzieję, że wkrótce się znajdzie – skinął głową Liz.
- Tak, na pewno. Jeszcze raz dziękujemy za pomoc – powiedziała podchodząc do niego - Chyba już pójdziemy.
Odprowadzali go wzrokiem do drzwi. Wychodząc odwrócił się – Trzymajcie się.
- Cześć – Liz pomachała mu ręką. Kiedy wyszedł zwróciła się do pozostałych – W porządku ? Na co czekamy ? Idziemy.
*****
A więc Alex robił coś przy komputerze – komentował Michael, kiedy przechodzili przez dziedziniec – Dlaczego mnie to nie dziwi ?
- Tak, ale po co ? –zapytała Maria
Liz potrząsnęła głową – Jest tylko jeden sposób aby się dowiedzieć. To tam – wskazała na nowoczesne zabudowania z zielonymi oknami.
- A jeżeli to siedziba kosmitów, może lepiej sprawdzić ? – zapytał Kyle.
- Bardzo zabawne – burknął Michael – Idziemy.
- Zaczekaj. Może nie wszyscy powinniśmy tam wchodzić ? Pójdę sama – powiedziała Liz.
- W żadnym wypadku – zdenerwował się Michael – Co zrobisz jeżeli morderca Alexa jest w środku ?
- Michael , nikt z czwartej klasy nie miał specjalistycznych zajęć w laboratorium komputerowym. Ja miałam i będę potrafiła z nimi rozmawiać. Informatyka wbrew pozorom jest spokrewniona z biotechnologią.
- To niebezpieczne – powtórzył.
Liz popatrzyła na uparty wyraz jego twarzy i westchnęła – Dobrze, pójdziemy razem ale buzia na kłódkę.. Wytrzymasz ?
- Hej, a co z nami ? – zapytał Kyle.
- Porozglądamy się trochę – westchnęła zrezygnowana Maria – Bądź ostrożna – powiedziała do Liz.
- Będę.
- I ty także – szturchnęła Michaela – Opiekuj się nią.
- Możemy już iść ? – Nie czekając skierowała kroki w stronę budynku.
Michael dogonił ją i dopasował swój krok do niej
- Poczekaj chwilkę – zatrzymał się nagle – Daj rękę.
- No co ty ? Michael ?
Wziął jej lewą dłoń i przytrzymał między swoimi. Przez moment poczuła ciepło zanim ją wypuścił. Popatrzyła w dół na szeroką, srebrną obrączkę na serdecznym palcu – Co się...?
- Chcesz aby cię potraktowano poważnie ? – zapytał – To jedyny sposób żeby uniknąć bezsensownych pytań.
Uśmiechnęła się, mile uderzona jego opiekuńczością – Dziękuję.
- Nie zapomnij oddać z powrotem, zanim zobaczy to Maria – Nie mam ochoty wysłuchiwać, kiedy będziemy wracać.
- Będę pamiętać – odpowiedziała, kiedy wchodzili w obszerne drzwi.
Na szczęście, pomimo niedzieli sporo ludzi pracowało. Jakaś asystentka podpowiedziała im żeby skontaktowali się z Dougiem absolwentem uniwersytetu , pracującym aktualnie przy najnowocześniejszym sprzęcie w pracowni komputerowej. Wyjaśniła że zna on wszystkie nowatorskie projekty nad którymi pracują studenci. Podziękowali i poszli na górę. Na trzecim piętrze znaleźli się w dużym pomieszczeniu przedzielonym ściankami działowymi na małe oszklone pokoiki. Ostatni był w pełni wyposażoną, nowoczesną pracownią komputerową. Ktoś siedział przy głównym komputerze, odwrócony do nich plecami.
- Zgadzam się z tobą – mówił, robiąc notatki. Ekran przed nim zapełniony był cyrylicą.
- Czy pan jest Doug ? – zapytała Liz.
- To ja - odpowiedział odwracając się do nich – W czym mogę pomóc ?
- Próbuje odszukać mojego brata Reya. Jakiś czas temu pracował tutaj nad czymś. Prawdopodobnie w nocy. Czy moglibyśmy od pana uzyskać jakieś informacje o nim ?
Doug wzruszył ramionami - Mogę spróbować – Co chcecie wiedzieć ?
Liz popatrzyła na Michaela a potem rozglądnęła się po pokoju – Nad czym mógł pracować ?
Doug zmarszczył brwi przypatrując się im – Dlaczego, do czego to wam potrzebne ?
- On zaginął – odpowiedziała Liz – Sądzimy że to ma coś wspólnego z jego badaniami tutaj.
Doug dotknął czoła i uśmiechnął się – Wątpię.
- Dlaczego ? – zapytał Michael – Do czego wykorzystuje się te urządzenia ?
- To bardzo droga i precyzyjna zabawka, w praktyce używana do badania teorii kwantowej, kryminalistyce i kilku innych dziedzinach. Ale studenci zwykle korzystają z niego przy zaawansowanych pacach związanych z przedmiotami ścisłymi, rozprawach naukowych. Dodatkowo to urządzenie może złamać każdy szyfr..
- Czy możemy się dowiedzieć nad czym Rey pracował ? – nalegała Liz.
Doug westchnął - Nie mam pojęcia. Może byśmy tutaj coś znaleźli...
- Pewnie dane na twardym dysku nie zostały jeszcze skasowane.
Lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy – Dobrze. Spróbujmy ale to nie będzie łatwe. Ale tylko zajrzymy, ok ?
- Proszę...
- To chwilę potrwa – przestrzegł.
- W porządku – odwróciła się do Michaela – Możesz zejść na dół i powiedzieć im żeby nie czekali ?
- No, nie wiem – stał niezdecydowany - Raczej ....
- Spokojnie tatuśku, obiecuję że nic się nie stanie tej panience – zakpił Doug.
Michael zarumienił się po koniuszki włosów. Popatrzył na Liz jakby chciał coś zdecydowanie odpowiedzieć ale ona nic nie mówiła więc i on zrezygnował – Wracam za pięć minut – syknął.
- Dobrze – odpowiedziała.
Doug oczyścił ekran i zaczął z szybkością błyskawicy otwierać okienka poleceń. Liz próbowała śledzić jego pracę ale po kilku minutach zrezygnowała.
Zgodnie z tym co mówił, za pięć minut Michael był z powrotem – Zaczekają na nas w bibliotece.
- Dobrze – Liz wróciła do obserwowania pracy Douga przy wielkim komputerze.
- Och, co to jest ? - zapytał nagle.
- Co pan znalazł ?
- Coś znalazłem...- powtórzył marszcząc brwi – Trzymajcie się – napisał jakieś polecenie i oparł się wyczekująco – To jest materiał źródłowy Reya – Chciał coś rozszyfrować, coś wielkiego.
Liz zobaczyła jak pustawy ekran zapełnia się serią znajomo wyglądających znaków. Czuła pochylającego się nad nią Michaela.
- Co to jest ? – zapytał powoli.
Doug potrząsnął głową – Niesamowite, jakby jakiś język Indian.
- Co z tym próbował robić ? zapytał Michael .
- Tłumaczyć.
- Na angielski ? zamruczał Michael – udało mu się ?
- Na to wygląda - Doug gwizdnął cicho z podziwu – Ostatniego dnia stworzył wielki plik tekstowy ale tu go nie ma – przebiegł palcami po klawiaturze i pokręcił głową – Wiedział co robił. Nie znalazłem żadnego kodu dostępu do niego. Wyniki skasował.
- Co zrobił z tym plikiem ? – gorączkowała się Liz – Wydrukował go ? wysłał do kogoś ?
Doug zmarszczył brwi i zaczął ponownie sprawdzać – Spakował to. Użył do tego FTP a nie URL.
- Co to znaczy ? – zapytał Michael.
Liz machnęła ręką aby go uspokoić – Więc to wszystko ? – zapytała.
- Przykro mi ale nic więcej nie mogę zrobić. Może gdybym miał więcej czasu, parę dni, ale mam na głowie egzaminy, wiecie, koniec semestru – przeprosił.
- Tak, oczywiście – odpowiedziała – Czy możemy dostać wydruk tych plików ?
- Bez problemu – wydał myszką parę poleceń i drukarka zamruczała miękko. Chwilę później wręczył im arkusze papieru.
- Trzymajcie, i życzę powodzenia w poszukiwaniu Reya. Na twoim miejscu sprawdziłbym dokąd wysłał te symbole. Może gdzieś je umieścił.
- Tak zrobimy – Liz wstała – jeszcze raz dziękuję.
- Ja również – Michael ujął Liz za łokieć i poprowadził do drzwi – O co mu chodziło z tym umieszczonym tłumaczeniem ? - zapytał na schodach.
- Wygląda na to że Alex umieścił wszystkie pliki na jakiejś stronie ale tekst został zakodowany – powiedziała – Jeżeli plik jest dosyć pojemny wymaga sporo miejsca aby go przechować. Musi być do tego jakiś dostęp z adresem i hasłem.
- On je umieścił lub ktoś inny – Michael miał poważny wyraz twarzy.
- Tak – zgodziła się czując rozczarowanie – Chciała to wiedzieć – machnęła plikiem papierów - Czy takie symbole nie znajdują się w jaskini Rzecznego Psa ?
Odebrał od niej kartki i przyglądał im się z uwagą. Zmarszczka pomiędzy brwiami coraz bardziej się pogłębiała – Tak, takie jak tutaj. Zatrzymajmy się przy tym. Muszę coś sprawdzić, dobrze ?
- Jasne.
Złożył je i wsunął do tylnej kieszeni.
- Lepiej to weź – przypomniała sobie, zdejmując obrączkę.
- Dzięki – dłoń na moment zajarzyła i pierścionek ponownie znalazł się na jego palcu.
******
Odnaleźli Marię i Kyla. Przy szybkiej kawie i niewielkim posiłku w miejscowym sklepie, zrelacjonowali im wszystko czego się dowiedzieli. Potem Liz usiłowała włamać się do uczelnianego spisu studentów.
- Nie ma szans żebym się tam dostała – westchnęła po godzinie – Brak mi umiejętności.
Kyle przeglądał wyniki ostatnich meczów w Sports Illustrated – Masz pomysł na odczytanie tych plików ? – zapytał spokojnie.
- Nie brak mi umiejętności technicznych. Gdybym tylko wiedziała czego i gdzie szukać to mogłabym wejść wszędzie..
- To daj sobie spokój – powiedziała Maria – Jak wrócimy do domu machnę się znowu do Dereka.
Zgodziła się, zniechęcona brakiem rezultatów i własną nieudolnością.
Michael spojrzał na zegarek – Pokręcimy się jeszcze tutaj ?
- Tak, chodźmy.
Zrobili kilka rundek wokół miasteczka uniwersyteckiego, pytając kilka osób ale widać Alex był tajemniczą postacią tak dla studentów jak i dla własnych przyjaciół. Nikt z urzędników, ekspedientek w sklepie czy księgarni nie rozpoznali go na zdjęciu. Nie było także żadnej do niego przesyłki pocztowej, listu, cokolwiek.
- Nie sądzę żeby figurował tutaj pod jakimkolwiek znanym nazwiskiem – zdecydowała Liz.
- To jak otrzymał pozwolenie na dostęp do tamtego komputera ? – zdziwiła się Maria.
Liz pokręciła bezradnie głową – Nie wiem. Mogę sobie tylko wyobrazić że ktoś, dla kogo Alex pracował nad tłumaczeniem zorganizował to jakoś. Przesunęła palcem po katalogu z wykazem studentów – Tu są poszczególne wydziały. Może podzielimy się ich nazwiskami i spróbujemy pochodzić za nimi i popytać ? – zaproponowała.
- Pójdziemy razem albo wcale – stwierdził stanowczo Michael.
- Jest już późno – przypomniała Maria – To może potrwać do wieczora. Dajmy sobie spokój jeżeli planujemy dzisiaj wrócić do Roswell.
Liz westchnęła, wyraźnie zawiedziona – Idziecie jutro do szkoły. Moi rodzice wiedzą, że jestem na zakupach w Santa Fe. Jeżeli nie wrócę do domu, zaczną wariować.
- Kupmy coś szybkiego do jedzenia i wracajmy – zaproponował Kyle – Sprawdzimy Internecie publikacje i artykuły wykładowców. Jak coś wyda nam się podejrzane, wrócimy tutaj.
- Tak – zgodził się Michael – Ja też jestem za tym aby wracać. Ta sytuacja robi się coraz bardziej niebezpieczna. Mamy dowód na obecność obcych – powiedział spokojnie – A po to tutaj przyjechaliśmy, prawda ?
Spotykała jego jasne spojrzenie i przytaknęła – Masz rację.
- Liz ? – szturchnęła ją Maria – o czym ty mówisz ?
Odwróciła się i ruszyła ramionami – Czas aby o wszystkim dowiedział się Max.
- Buddo, to objawienie – mruknął Kyle.
Ale Michael wciąż patrzył na Liz – Chcesz abym poszedł z tobą ?
- Nie, sama to zrobię – odpowiedziała – Podjęłam decyzje aby trzymać go od tego tak długo jak się da, więc jestem mu winna wyjaśnienie – zwęziła oczy – To oczywiście nie znaczy że nie możesz tego zrobić we własnym imieniu.
Michael skinął głową.
- Więc obiad i w drogę ? – zapytała Maria .
- To dobry plan – zgodziła się Liz.
******
Było już ciemno kiedy wyruszyli w powrotną drogę. Kyle prowadził Michael zajął się radiem. Liz i Maria siedziały skulone na tylnym siedzeniu, zbyt zmęczone aby z nimi rozmawiać.
- Co powiesz mamie kiedy zapyta dlaczego po całym dniu spędzonym w sklepach niczego nie kupiłaś ? – zapytała Maria ziewając.
- Mam wystarczająco dużo ciążowych ubrań. Powiem że zabrakło mi wyobraźni na kupienie czegoś jak będę ponownie szczupła – wymruczała Liz.
- Mogłabyś kupić jakieś dziecinne rzeczy – zaproponowała ciepło Maria.
Liz popatrzyła na nią – Chyba jest na to za wcześnie – odwróciła się i popatrzyła w okno – Słyszałam że takie zakupy przed czasem, przynoszą pecha. Gdyby miało pójść coś nie tak...szepnęła.
- Pewnie. Lepiej nie narażać się na gniew bogów, po tym wszystkim – usłyszała senną odpowiedź.
Liz nie odezwała się więcej i wkrótce usłyszała głęboki oddech przyjaciółki. Przesunęła się wygodniej jak to tylko możliwe na tylnym siedzeniu. Właśnie opuszczali Las Cruses i wyjechali na drogę międzystanową. Wkrótce krajobraz zmienił się, uliczki pojawiały się coraz rzadziej, światła lamp zostały za nimi i Liz pozwoliła sobie na chwilę spokoju a potem zapadła w sen.
Kiedy się obudziła czuła że ma zdrętwiały kark a prawa noga opadła w dół podczas snu. Skrzywiła się zmieniając pozycję aby ulżyć zesztywniałym plecom. Po spędzeniu większości dnia na nogach, siedzenie bez ruchu w jednej pozycji było zbyt wielkim obciążeniem dla mięśni. Liz patrzyła przez okno próbując zgadnąć gdzie byli ale było zbyt ciemno aby cokolwiek zobaczyć.
- Hej
Odwróciła i zobaczyła Michaela przyglądającego się jej w lusterku. Siedział teraz przy kierownicy, obok niego kiwał się rytmicznie śpiący Kyle.
- Cześć – szepnęła cicho aby nie zbudzić pozostałych – Gdzie jesteśmy ?
- Dziesięć minut temu minęliśmy Passed Hondo .
- Naprawdę ? Jesteśmy prawie w domu.
- Tak. Nie wychodziłaś na zewnątrz przez całą drogę.
- A Maria ?
- Zbudziła się, kiedy zamieniliśmy się z Kylem godzinę temu – Chcieliśmy abyś wyprostowała nogi ale Maria nie chciała cię budzić.
- Dziękuję.
Michael wpatrywał się kilka minut na drogę ale za chwilę Liz poczuła, że ponownie jej się przygląda. Coś w jego wzroku było takiego, że zrobiło jej się nieswojo.
- Co się stało ? – zapytała w końcu.
- Ty mi powiedz – odpowiedział wyginając jedną brew do góry.
- Nie wiem o co ci chodzi.
Westchnął i ponownie popatrzył na drogę – Próbuję sobie coś sobie wyobrazić. Powiedziałaś mi, że to dziecko nie jest Maxa. On w to wierzy, bo inaczej nie pozwoliłby aby wyrósł między wami taki mur.
- Michael...- zaczęła.
- Wysłuchaj mnie. W każdym razie starasz się wszystkich przekonać, że nie jest Maxa. I oczywiście nie jest także Kyla. Co prawda słyszałem krążące po szkole plotki, ale nie wierzę w nie.
- Dlaczego ? – zapytała , ciekawa jego teorii.
Michael fuknął lekceważąco – Obserwowałem ciebie i Kyla. Nie ma mowy abyście to zrobili.
- Co ?
Potrząsnął głową – Liz, wiem że czasem myślisz o mnie jak opóźnionej w rozwoju formie życia, kiedy przychodzi co do czego, ale ja mam oczy. Wiem jak się zachowywałaś kiedy ty i Max byliście parą. I widzę jaka jesteś w stosunku do Kyla. Nie ma porównania. A poza tym czytałem twój pamiętnik i wiem co myślisz o Maxie – mówił spokojnie – Możesz przekonywać wszystkich w tę swoją zmianę, ale i tak nic z tego nie będzie. On może tego nie dostrzegać bo jest zbyt niepewny i nie wierzy w siebie.
Liz westchnęła znużona. Stała się pożywką swoich przyjaciół dla przeprowadzania na niej amatorskiej psychoanalizy ? – Do jakich wniosków doszedłeś, Michael ?
- Ojcem nie jest Kyle i nie ma żadnego innego, prawdopodobnego kandydata.
- Skąd wiesz ?
- Przestań. Roswell to małe miasto a ja pracuję pod schodami twojej sypialni – powiedział mocno – Zauważyłbym. W takim razie jeżeli to nie Kyle ani żaden inny gość, to w jakiś sposób musi to być Max.
- Myślisz, że możesz wszystko przewidzieć ? – zapytała dziwnie cicho.
- Poza kilkoma małymi szczegółami – ciągnął obserwując ją w lusterku – Dlaczego upierasz się, że Max nie jest ojcem i dlaczego on tak bardzo upiera się aby w to wierzyć ?
Liz uśmiechnęła się przekornie – Odpowiedź na te dwa pytania jest prosta i taka sama – W przeciwieństwie do was wszystkich Max w to wierzy bo wie, że nie kochał się ze mną.
Michael zmarszczył brwi – Robisz ze mnie durnia.
- Nie. Teraz ty Michael wtrącasz się w moje prywatne życie? Powiem ci szczerze, nie jesteś w tym za dobry – zdawała sobie sprawę że jest nieprzyjemna i szorstka, ale mówiła to z pełną świadomością przestraszona jego logiką myślenia i rozumnym spojrzeniem.
- Coś mi się w tym nie zgadza – mruknął.
- Jeżeli tylko to, to daj sobie spokój – odpowiedziała krótko.
Zmarszczył brwi jeszcze bardziej jednak nie zadawał już więcej pytań. Liz oddychała ciężko. Starając się czymś zająć powróciła wzrokiem za okno.
Cdn.