Z radością przekazuję kolejną część. (leki jakie podawano mamie w szpitalu, przez ostatnie dwa dni troszkę poprawiły jej stan)
Gravity Alwys Wins - część 8
Liz długo przyglądała się swojemu odbiciu w łazienkowym lustrze, szczotkując energicznie włosy. W ogóle nie wyglądała inaczej, i nie wiedząc dlaczego ten fakt ogromnie ją zaskoczył. Co sobie myślała, że będzie miała wielkie, czarne oczy i szarą skórę ? Że będzie może niższa niż teraz ? Skrzywiła się odkładając szczotkę na marmurową półkę.
Może odnosiła takie wrażenie bo czuła się zupełnie odmieniona, na tyle, że i wygląd powinien jakoś na to wskazywać. Czuła też w sobie przez cały dzień dźwięczący, delikatny pogłos wywołujący uczucie niepokoju, który ledwie mogła zagłuszyć. Jedyne co była w stanie zrobić to się trzymać, postarać się panować nad rozdygotanymi dłońmi by z całych sił nie zaciskać ich w pięści.
Dziwiła się, jak Max mógł egzystować z tą szaloną energią – chyba, że była tylko skutkiem przebudzenia jej ostatniej nocy. Max był jedną z najspokojniejszych osób jakie znała więc miała wątpliwości żeby bez przerwy odczuwał w sobie ten dźwięk. Może odpowiedź była w tym, że musiała nauczyć się lepiej kontrolować tę energię, pomyślała. Właściwie nie wiadomo co Max z niej uwolnił – więcej z jej obcej energii? A przy tym, nawet nie była pewna czego dokonał, jedynie co odczuwała to wrażenie jakby każde z zakończeń nerwów żyło własnym życiem.
Inna sprawa, która ją rzeczywiście zaskoczyła to przypadkowe zapachy jakie docierały do niej przez cały dzień. Po raz pierwszy zauważyła coś takiego, co było skutkiem nowej sytuacji, gdy w nocy przewracała się na łóżku a zapach Maxa niemal ją przygniatał. Wydawało się, że cała sypialnia była nim przesiąknięta, nie mówiąc o poduszkach i prześcieradłach. A kiedy rano wyszedł na uczelnię a ona poszła do kuchni, czuła jego zapach wszędzie, unosił się w powietrzu, rozchodził po całym mieszkaniu.
Ale było coś znacznie więcej niż wzmocnione odczucia dotyczące Maxa. Przez cały dzień jej zmysły atakowały różnego rodzaju aromaty. Od cytrynowego zapachu szamponu po jajecznicę przygotowaną sobie na śniadanie. Czy to typowe dla nich ? Czy zmysły Maxa są też w ten sposób atakowane ? Mogła mieć tylko nadzieję, że to przejściowy stan bo wszystko to sprawiało, że zaczynała odczuwać lekkie mdłości.
Może to jednak nie jest przejściowe, usłyszała w sobie jakiś przekorny głos,
Może jest jakiś cel, powód dla którego ta przypadłość jest częścią twojej obcej strony.
W porządku, powinna zapytać Maxa, uspokajała się. Rzeczywiście, miała do niego sporo pytań a tak niewiele widzieli się w ciągu dnia. On była na uczelni, ona zajęła się pracą, która nie zostawiała zbyt dużo czasu na myślenie. A pytania kotłowały się w głowie bez końca.
Najważniejsze, to dlaczego Max położył rękę na jej sercu w czasie gdy się kochali.
Poprawka, pomyślała,
Wiedziała po co to zrobił – ale skąd wiedział, że należy tak zrobić ?
Liz powoli rozpięła koszulę, obnażając gołą skórę. Srebrny ślad ręki wyraźnie migotał nad sercem – dokładnie w miejscu, w którym Max umieścił dłoń w czasie tej szaleńczej, miłosnej nocy.
Była pewna, że dotykając jej coś z niej uwalnia ale wiedziała także, że dokonał czegoś znacznie więcej. Mimowolnie czy nie, Max coś w niej ukoił. Wniknął w głąb ducha, przyniósł ulgę i spokój po lękach jakie odczuwała – zaledwie dotknięciem dłoni.
Zachwycona, leciutko sunęła palcem po konturach odbicia pozostawionego przez Maxa, przyłożyła do niego dłoń i odruchowo zadrżała. Błądząc myślami zastanawiała się jak wiele razy głęboko jej dotykał – ale tylko dwa razy zostawił znak na jej ciele. Wzbudzało to respekt, że znaczył ją w ten sposób, i tak jak siedem lat temu, tak teraz, zdumiewało ją że ktoś tak łagodny dysponuje taką potęgą w rękach.
Tylko, że dzisiaj wiedziała znacznie więcej niż lata temu – teraz ona dzieliła z nim ten dar i pewnego dnia sama położy na kimś dłonie by go uzdrowić. Przez chwilę przyglądała się swoim rękom.
Takie małe, myślała.
Zbyt małe …
Nie chodzi o twoje ręce...to energia jaką posiadasz...i nie szkodzi, że są małe. Skąd pochodzi ten głos ? Potrząsnęła głową próbując go wyciszyć.
Powoli zapinała bluzkę pamiętając, że za jakąś chwilę przyjdzie Marco. Odwiedzi ich wieczorem by popracować z nimi nad rozwijaniem daru intuicji. Marco wyjaśnił Maxowi, że był to jego podstawowy dar – w którym, jak sądził poruszał się nieźle – więc pomyślał, że będzie mógł im pomóc wykorzystać go skuteczniej. Uśmiechnęła się miękko bo akurat w jej przypadku dowiedzieć się jak się za to zabrać, to będzie w sam raz na dobry początek.
Dzisiaj rano Max nieśmiało zapytał ją czy nie ma nic przeciwko małemu poeksperymentowaniu z jej mocą, i patrząc na niego wiedziała jak bardzo starał się nie okazywać zachwytu na temat tego pomysłu. A kiedy odpowiedziała, że chętnie spróbuje, dosłownie promieniał. Mogła mieć jedynie nadzieję, że go nie rozczaruje bo miała wiele wątpliwości co do umiejętności otwierania się na siebie.
Z ciężkim westchnieniem otworzyła drzwi łazienki dochodząc do wniosku, że kiedy okaże się jaka jest beznadziejna, to Marco będzie mógł przynajmniej pomóc Maxowi. Mimo tych wątpliwości lekko zadrżała bo pomyślała, że może warto przekonać się jakimi dysponuje możliwościami.
Nie spodziewała się, że może ją to tak ekscytować, jednak tak było, ogromnie była ciekawa…. nawet, gdy przerażało ją w jakiś niezrozumiały sposób.
****
Liz i Max siedzieli w pokoju na podłodze, zwróceni do siebie dotykali się lekko kolanami. Marco położył im na ramionach swoje wielkie ręce i ukląkł.
- Zamknijcie oczy i weźcie głęboki oddech – zwrócił się do nich tym swoim ufnym głosem – Zaczniemy od nawiązania pomiędzy wami kontaktu.
Liz zerknęła na Maxa, a on nieśmiało, lekko się uśmiechnął. Dokładnie wiedziała o czym myślał, bo ona pomyślała podobnie – Czy Marco ma pojęcie jak potężna bywa czasami ich więź ? A po ubiegłej nocy, tym bardziej musieli być ostrożniejsi. Max uśmiechał się do niej i lekko zatańczyły mu oczy.
- W porządku – odpowiedział a Liz poczuła jak otwiera się do niej ponieważ natychmiast zaczęło ogarniać ją biegnące od niego gorąco. Szybko nawiązała z nim kontakt, tym razem bez zwykłych, jak to bywało, zalotów. I to było wszystko czego mogli dokonać w wykorzystaniu swoich mocy.
Hej, kochanie, powiedział miękko Max.
Hej …
Nie bój się, uspokajał ją.
Nie boję się.
Ależ tak... czuję to. Nie powinnaś się bać, będę przy tobie, zapewniał.
Pragnę cię, Max...całą sobą. I pragnę znaleźć sposób jak sobie z tym mamy poradzić...nawet jeżeli budzi to lęk.
Kocham cię, szepnął miękko.
Przerwało im chrząknięcie i odgłos głośnego kaszlu Marco. Liz zerknęła na niego by z zaskoczeniem zauważyć, że ma rozchylone usta i dziwnie się jej przygląda. Miała wrażenie, że wiedział o ich cichym komunikowaniu się między sobą. Ale równie dobrze można było przypuszczać, że obserwował ich starając się odgadnąć, jak współpracują ze sobą.
- Nawiązaliście kontakt ? – spytał podnosząc ze zdumieniem ciemne brwi.
Liz energicznie przytaknęła - Tak, jesteśmy gotowi Marco.
- Potraficie to zrobić ? – głos miał pełen niedowierzania – Nawet bez dotykania się ?
- No cóż, tak. A nie wszyscy mogą ? – zapytała zaskoczona i szybko zaczęła wyjaśniać – Chodzi mi o to czy ...nie wszyscy obcy...będący w związku...to potrafią ? - zaczęła się jąkać i zaczerwieniła się głęboko bo pytania Marco sprawiały, że czuła się trochę skrępowana, a przez to sama zaczynała się plątać.
- Nie, Liz,
nie każdy to potrafi – Marco lekko się uśmiechnął, potrząsając głową – Większość potrzebuje do tego dotyku lub określonego fizycznego związku.
- Naprawdę? – teraz Max był naprawdę zaskoczony. Szybko rzucił wzrokiem na Liz – Nas...może rozdzielać dość znaczna odległość, Marco. Czy to coś oznacza ?
- Tak, jak najbardziej – Marco wolno skinął głową – To oznacza, że łączysz część swojej intuicji z darem jaki dzielicie, i że ten dar, znacznie wzmocniony...rozkłada się na was oboje.
- To rzeczywiście niesamowite – szepnęła Liz zakładając pasmo włosów za ucho.
- Jako hybrydy możemy nawiązywać kontakt, ale dar znacznie go wzmacnia – wyjaśniał Marco.
- Więc...oboje posiadamy ten dar, ale gdybyśmy to, co mówimy odwrócili i założyli, że jedno z nas by go nie miało...to tworzyłoby by wtedy nasz związek bardziej...- Liz umilkła i była w stanie tylko z trudem przełknąć słowa. Odniosła wrażenie, że pozwala wniknąć Marco do ich sypialni, pomimo że rozmowa dotyczyła tylko ich kontaktu. Jednak kiedy przypomniała sobie jak często z Maxem się kochali, mocno się zarumieniła.
- Wybuchowym – podpowiedział Max.
- Dokładnie – dokończył Marco. Wydawał się nieświadomy tych głębokich znaczeń, jakie oni starali się obejść. Liz z ulgą cicho westchnęła.
- To co, zaczynamy ? – zapytał Marco, przesuwając po nich ciemnymi oczami.
Oboje przytaknęli a Max delikatnie przykrył jej ręce swoimi. Zdała sobie sprawę jak często nieświadomie zaciskała dłonie a teraz on swoimi dłońmi je wyciszył. Widocznie te nerwowe gesty nie uszły jego uwadze.
- Rozpoczniemy od pewnego ćwiczenia – Marco lekko położył im na ramionach ręce.
- W porządku – serce Liz zaczęło bić szybciej bo poczuła, jak z miejsca na ramieniu które dotykał, zaczęło wnikać w nią ciepło. Max mocniej ścisnął jej ręce i wiedziała, że on poczuł to samo. Czy Marco przekazuje im część swojej mocy ?
- Chcę żebyście otworzyli swoje myśli...które należy wcześniej rozjaśnić, dobrze ? – rozpoczął – Pamiętajcie o głębokich oddechach. Zamknijcie oczy...pozwólcie myślom swobodnie płynąć, wykorzystajcie waszą więź.
Liz zamknęła oczy i poczuła wokół siebie otaczające ją ciepło Maxa. Zastanawiała się czy Marco cokolwiek wiedział, czym była ich więź, ponieważ siedząc teraz tutaj upajali się sobą, a energia szybko między nimi narastała.
Zwłaszcza w tym szczególnym cyklu w jakim się teraz znajdowali.
Głębokie oddechy, dziecinko, prowadził ją miękko Max.
Wiem, tylko...
Zacznij myśleć.
Tak.
Wiesz jakie ważne jest rozjaśnienie myśli, roześmiał się łagodnie.
Ktoś tu cały czas nadaje, upomniała go.
Spokojnie, szepnął wesoło.
Zmusiła się do nabrania głębokiego oddechu i podtrzymywania kontaktu z Maxem, jak tlące się ognisko w przeciwieństwie do wyjącego płomienia. Czuła rękę Marco przesuwającą się od jej ramienia do barku, i więcej przedzierającego się przez nią ciepła, pod tym budzącym zaufanie dotykiem.
- Teraz chcę, żebyście spróbowali sięgnąć do podświadomości. Mam w plecaku coś, o czym nie wiecie. Posłużcie się intuicją żeby to rozpoznać.
- Świetnie – jęknęła Liz otwierając oczy – To
całkowicie wykonalne – Marco wpatrywał się w nią mocno i zauważyła jakie ma zupełnie czarne, kompletnie nieczytelne oczy. Jednak płynęła od niego ogromna lojalność, a ona czuła się przy nim dziwnie bezpiecznie – i to dodało jej odwagi żeby spróbować.
- Potrafisz to zrobić, Liz – ponaglał ją - Będziesz zdziwiona jakie to zaskakująco łatwe.
Znowu zamknęła oczy, pochyliła głowę. Max lekko ścisnął jej ręce.
- Powinniście wiedzieć o jednej rzeczy – ciągnął Marco – Większość osób skupia się głównie na wizerunkach lub słowach...czasami na jednym i drugim. Więc spróbujcie nacisnąć na obrazy lub słowa.
Liz skupiła się na tym co powiedział Marco, do jakiej kategorii mogłaby to coś zaliczyć. Wciągnęła kilka oddechów, mając poczucie otaczającego ją zapachu Maxa. Rzeczywiście, czuła go na całym ciele jednak starała się na to nie zwracać uwagi. Przesunęła się myślami na plecak Marco.
Było czarne...widziała to w wyobraźni.
Co było wewnątrz?
Metal. Widziała coś w rodzaju metalicznego przedmiotu, tylko niewyraźnie. Mroczne, całe ciemne...czarne. Coś ciepłego i kudłatego. Sweter, miękki i duży, z szarej włóczki, wydziergany luźno...metka identyfikująca pokazywała że jest z Gap...nie, chyba nie o to mu chodziło...myśli przedzierały się dalej, przekopując zawartość plecaka.
Poczekaj, pomyślała. Dlaczego nie miało by mu o to chodzić ? Bo takie zwyczajne ?
- Sweter – krzyknęła otwierając szeroko oczy - Szary, z wystającą małą nitką przy rękawie. Z Gap.
Max otworzył szeroko oczy i mówił podekscytowany – Usłyszałem słowo sweter, zanim jeszcze wypowiedziałaś go na głos !
Pobiegli wzrokiem do Marco który wstał i podszedł do plecaka. Rzucił go obok nich na podłogę i sam kucnął obok. Uśmiechał się tym swoim krzywym, kapryśnym uśmiechem, a na policzku pokazał się pojedynczy dołeczek.
- Widzisz Liz, a tak w siebie nie wierzyłaś – droczył się odpinając torbę, wyciągając pognieciony, znoszony szary sweter.
Sięgnęła do rękawa i dotknęła nitki którą wcześniej zobaczyła w wyobraźni.
- Wow! – wykrzyknęła – Wow...
wow! – podniecona niemal piszczała.
Max pochylił się i ciepło ucałował jej usta – Jestem z ciebie taki dumny.
- Neil Young – podpowiedziała, rzucając wesołe spojrzenie na Marco.
Marco tylko pokręcił z niedowierzaniem głową i wydobył z czeluści plecaka Neil Young
After Gold Rush.
- Max ? – zapytał Marco – Coś jeszcze ?
Zastanowił się przez moment, przegryzł wargę i wolno otworzył usta – Nie wiem co o tym myśleć ale usłyszałem słowo...krew.
Liz miała wrażenie że serce przestaje jej bić do momentu kiedy Marco znowu się uśmiechnął i sięgnął po płytę Boba Dylana
Blood on the Tracks.
- Nie wygląda tak złowieszczo jak zabrzmiało – powiedział rzucając Maxowi płytę – Ale tu możemy się czegoś ważnego dowiedzieć.
- O co ci chodzi ? – zapytał Max marszcząc z zakłopotaniem brwi.
- Tylko o to, że nasze wizje czasami mogą wprowadzać w błąd – ostrzegł – Szczególnie kiedy nie są poprawnie zinterpretowane lub są niekompletne. Zawsze powinieneś możliwie głęboko do nich sięgnąć.
- Musimy być ostrożniejsi – powiedziała Liz – O tym mówisz.
- Przeczucie może być niejednokrotnie bardzo mylące – zgodził się Marco, uwadze Liz nie umknął złowrogi ton jego głosu – Ale także może być waszym wybawieniem.
Max zamyślony kiwnął głową, a Marco wstał, podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz.
- Spróbujemy jeszcze czegoś innego ? – zapytał, zaskakując Liz, bo kiedy patrzyła na niego był przy tym poważny i skupiony.
Jest taki ponieważ wie, że to może stać się pewnego dnia moim życiem. Całym naszym życiem.
- Jasne – odpowiedział Max – Jesteśmy gotowi.
- Dobrze – Marco przesunął dłonią po gęstych, ciemnych włosach, w dalszym ciągu patrząc w dół, na ulicę - Będę myślał o pewnym słowie, równocześnie sobie wyobrażając to, co ono oznacza. Powiecie mi co to jest.
Liz czuła jak jej więź z Maxem nieco się wzmocniła kiedy jego energia zaczynała stopniowo w niej rosnąć, rozciągać się na całe ciało. Głeboko, kilka razy wciągnęła powietrze, zamknęła oczy i spróbowała skupić się na wykonaniu zadania. Wydawało się trudniejsze, sięgnąć w głąb umysłu Marco ...coś podobnego robiła Tess. Jednak tu, w tym przypadku musiała zadziałać intuicja, więc powinna sobie poradzić. Skupiła się na Marco, wyobraziła sobie jego smagłą skórę, twarz...dziwny uśmiech. Skórzaną kurtkę...
Ale czym innym było mentalnie pogrzebać w jego plecaku, a czym innym wejść w głąb człowieka. Nagle zrozumiała z jakiego powodu oddzielił się od nich fizycznie – stawiał im wyższe wymagania, chciał utrudnić. Mocniej, z większą determinacją wysiliła wyobraźnię.
Motocykl. Usłyszała w głowie to słowo, głośno i wyraźnie, ale zanim otworzyła usta usłyszała jak Max go wymawia.
Otworzyli oczy ale Marco wyraźnie się zmienił. A kiedy patrzył na nich z góry widzieli, że pobladł na twarzy. Wciągnął kilka miarowych oddechów, w tym czasie Liz obserwowała jak lekko drżą mu ręce.
- Marco, coś nie tak ? – wstała i podeszła do niego. Ale on przesunął się obok i poszedł prosto do łazienki.
- Nagle ...źle się poczułem – powiedział stłumionym głosem – Zaraz wracam.
I szybko zamknął za sobą drzwi.
***
Pochylony nad umywalką przemywał twarz zimną wodą. Z trudem łapał powietrze, wciągając kolejny, gorący oddech w płuca, i nie potrafił nad tym zapanować.
Co się, do diabła właściwie wydarzyło ?
Oglądał w lustrze swoją mokrą twarz, starając się kontrolować oddech.
O Boże, myślał wpadając w panikę,
Jak to się stało ?
Przez pełnych dziesięć sekund znajdował się w samym środku związku Maxa i Liz. Jak gdy zapadła się pod nim podłoga a on wylądował dokładnie pomiędzy nimi.
Emocje jakie odczuł były nieprawdopodobne i przytłaczające. Absolutnie nie powinien znaleźć się w takim miejscu, ponieważ było daleko zbyt intymne. Czuł przebiegające przez siebie fale gorąca kiedy ich wzmocniona energia gwałtownie rosła w jego ciele.
I odczuł tak wiele miłości, którą dosłownie się zachłysnął.
Nie mógł uwierzyć w istnienie tak ogromnej miłości pomiędzy dwojgiem ludzi – której rozmiary dopiero pojmował – i pozostawiło to w nim poczucie koszmarnej pustki. Jak gdyby w ślad za przechwyceniem ich więzi, jego samotność stała się bardziej namacalna.
Przesunął ręcznikiem po twarzy, ciało nieco się wyciszyło, wracał do siebie po doznanym szoku. Nie potrafił przewidzieć fizycznej reakcji, jakiej przed chwilą doświadczył...został porażony ogromem uwolnionej kosmicznej energii, tak silnej, powalającej go niemal na kolana.
Max i Liz Evans byli dużo bardziej potężni niż ktokolwiek mógł podejrzewać – zwłaszcza Khivar - ponieważ kluczem do niej był sposób w jaki się łączyli. Byli w stanie dokonać tego bez dotykania się, z odległych od siebie miejsc. Wspomniał o tym i potrząsnął głową z niedowierzaniem, potęga jaką poczuł dzisiaj była niepodobna do niczego o czym kiedykolwiek mógł słyszeć. I ta chwila, kiedy tkwił w zawieszeniu pomiędzy nimi, odmieniła na trwale pojmowanie i rozumienie ich powiązań.
Wpatrywał się w swoje oczy w lustrze i nie potrafił się otrząsnąć z niesamowitego wrażenia, że to zdarzenie, w znaczny sposób zmieniło jego stosunek do nich...nieodwołalnie.
I modlił się z całego serca, żeby ta zmiana wyszła im wszystkim na dobre.
Cdn.