Shattered like a falling glass

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

Post by Hotaru » Sun Oct 24, 2004 3:37 pm

I nie widzę powodu, aby nasze posty zostały usunięte... Przecież są zgodne z regulaminem Są na temat opowiadania i całego tego topiku... Więc są ok nie
W rzeczywistości są to posty na inny temat... Tym razem wam jednak daruje, ponieważ połączenie sióstr przyniosło przypływ głosów w dyskusji na temat fabuły i bohaterów. Szkoda, że nie jest tak zawsze.
Uwielbiam H. jeszcze bardziej za to co zrobiła
Ach, dziękuję. :cmok:
Poważniej teraz. Mnie samej podobała się ta scena... jak diabli.
onar-ek wrote:Przyznam się szczerze, że na początku nie do końca zrozumiałam o co chodzi Ale później jak sie wczytałam to oczywiście już wiedziałam
Ja na początku też nie :roll: , dopiero tutaj:
Pierwszy krok po schodach przyniósł im obojgu strach. Kolejne szły już lepiej, w stronę nieba, które sami sobie budowali.
coś zaświtało w mojej głowie.... I przyznaję sie publicznie, że kubek z kawą wypadł mi z dłoni. Dobrze, że to było zaledwie kilka centymetrów w doł, na biurko.

Ech, to były czasy... kiedy to czytałam po raz pierwszy. Wy dopiero zaczynaliście, a ja :cheesy: :cheesy: miałam niezły ubaw z waszych rozgorączkowanych komenatrzy, wiedząc, kiedy, co i gdzie nastąpi...
Image

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Sun Oct 24, 2004 4:31 pm

Hm.... straciłam pół niedzieli i spodziewałam się zastać więcej komentarzy... No ale jest tylko kilka... To i lepiej, wolę być bardziej na bieżąco 8)

No więc... od początku...

_liz, nie, nie powinnaś czuć się zagrożona naszą konspiracją :haha: I tak Cię nie dorwiemy, nawet nie wiem gdzie jest Bolesławiec 8) Raczej bądź zadowolona :wink:

Strasznie mi się podobała scena między Biggsem a H. Fajnie że coś między nimi jest 8) Pasują do siebie :D

Max G. - biedactwo, samotne. Będziesz ją... 'łączyć' z Loganem?
Samo spoglądanie w jego mroczne oczy wywoływało w niej mdłości. Gruczoły wydzielały kwasy, które trawiły każdą cząstkę jej ciała.
Jakby każda komórka zmieniała zawartość cytoplazmy i oddychała tylko tym jednym okrutnym uczuciem
Heh, _liz, u Ciebie w każdym jednym ficku muszą być takie biologiczne opisy 8) Studiujesz coś takiego, tak? :roll:

To jak Hotaru męczyła Maxa też mi się najbardziej podobało :lol: Świetna scena, wyobrażam sobie ją, i nie mogę powstrzymać uśmieszku :wink: Bieeedny Max :twisted:

No i ostatnia część... Cóż, ja się własciwie nie powinnam wyowiadać, mnie tu w ogóle nie powinno być w takiej sytuacji, przecież to NC-17 8) No ale :P W sumie to spodziewałam się zcegoś innego. To nawet nie było typowe NC-17. Jak dla mnie to oznaczenie mogłoby być zbędne... Co nie wyklucza, że ta część była... była... śliczna! Piękna! Cudowny opis i.. w ogóle. Brak słów! W końcu!

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Sun Oct 24, 2004 4:55 pm

Hmmm...miodzio :D Ale ja bym chciała zobaczyć minę Maxa jak H. go dręcz od:
- Jakie to uczucie Max – Hotaru kontynuowała dręczenie – Wiedzieć, co oni teraz robią?
Do
Smukłe nogi oplotły go, a biodra od razu poruszyły się leniwie wciągając go głębiej w ekstazę.
Hotaru dobrze zrobiła, a mogła jeszcze dłużej go pomęczyć.

Kurczę chciałabym coś więcej napisać ale właśnie się biję z siostrą o kompa więc nie da rady teraz, ale jak znajdę czas to to nadrobię :lol:

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Sun Oct 24, 2004 5:20 pm

No, no... ja też spodziewałam się większej ilości komentarzy :shock: Ale przynajmniej były w miarę długie i ciągle możecie wyrażać jeszcze opinie.

Chyba stałam się agentką H. :haha: Wszyscy ją zaczynają uwielbiać, ze mną włącznie (o czym ci zresztą H. pisałam w pm'ie). Ale taka miała być jej rola. A polubicie ją jeszcze bardziej, bo co tu kryć, ona chyba jest takim "dobrym duchem" Aleca i Liz. Zresztą poczytacie zobaczycie.

Biggs pozostanie z H. tego nie zmienię. Mnie też się wydaje, że do siebie pasują :roll: A Max G. będzie "łączona" z Loganem w moim nowym opowiadaniu. Tutaj wspomnę trochę i jej relacji z nim, ale nie rozwijam tego wątku. Za to Guevara będzie miała jeszcze jedną ważną rolę tutaj, ale o tym przekonacie się dopiero w 28 części... chociaż w 26 odsłaniam tę "cieplejszą" stronę Max.

Co do samej kategorii NC-17. Hmm, mówiłam, że jest subtelna i opiera się raczej na pewnym "kodzie słów i aluzji", ale mimo wszystko zaliczyłabym to do tej kategorii. Wydaje mi się, że tu w Polsce inaczej można postrzegać tę kategorię, a inaczej jest na zagranicznych stronkach, gdzie czasami jak wpadam na takie NC-17 to aż mi się niedobrze robi :? Nie chodzi o to, że jest dosłownie, ale bywa że są to sceny wręcz wulgarne lub kiczowate...

W sumie zbliżamy się niuchronnie do końca SLAFG. Wczoraj przesłałam Hotaru ostatni 30 rozdział. Chciałam dzisiaj wam jeszcze zaserwować 26, ale jeśli pojawią się jeszcze jakieś komentarze lub dyskusja. 8)
Image

User avatar
~Lenka~
Nowicjusz
Posts: 124
Joined: Tue May 11, 2004 2:08 pm
Location: Łódź
Contact:

Post by ~Lenka~ » Sun Oct 24, 2004 5:55 pm

Hmmm., chyba nic nowego nie napisze...

Kolejna cudna część!!! :uklon: :uklon: :uklon:
Tylko żadne z nich nawet sobie z tego nie zdawało sprawy. Aż do dnia dzisiejszego. Kiedy do mieszkania wpadła policja, przez ułamek sekundy zobaczył w błękitnych tęczówkach strach, który posiadają w sobie tylko ci obawiający się o utratę najbliższej osoby. Czy naprawdę mógł być jej aż tak bliski? Myśl o tym była tak gorąco przyjemna, że aż bolało.
Przepiękny opis uczucia jakie ich łączy! Brak mi słów... Tyle ciepła i prawdy w nim zawarłaś.

No i znowu ten Max... :roll: Ja bym go najchętniej rozszarpała i byłby spokój...

Ale Hotaru dała mu nieźle w kość. Uwyła naprawdę okrutnych tortur... 8) Mam nadzieję, że teraz Evans się zmyje i tyle go będziemy widzieli w tym opowiadaniu. Już dość nam krwi zepsuł!

No i jeszcze NC-17... :oops: Przepiękne, delikatne...
Słaby strach przemknął przez jego umysł. Ten ton powinien go przerażać, ale podsunął tylko myśl, że wie o czym mówiła. Widział.
- Liz... - chciał zaprotestować
Położyła opuszki palców na jego ustach. Ogień tlący się w jej oczach i rozpryskujący się w krople pragnienia, zaczynał go wciągać. Na chwilę jego serce przystanęło.
Piękne :!: :cry:

Tylko zastanawia mnie jedno: co z policją, która zrobiła nalot?? Ile oni czekają za tymi drzawi, żeby wkroczyć?? :wink:

User avatar
Renya
Fan
Posts: 524
Joined: Fri Dec 12, 2003 12:17 am
Location: Brwinów
Contact:

Post by Renya » Sun Oct 24, 2004 6:41 pm

Komentarze, komentarze, a nie chciałabyś raz czegoś innego? "Milczenie jest złotem"!!

Wczoraj czekając na kolejne części opowiadań zajrzałam sobie na komnatę Hotaru i poczytałam sobie Twoje starsze historie. Muszę powiedzieć, że sie rozczuliłam. Ciekawy jest taki powrót do przeszłości i ... pouczający. Od pory pierwszych fików bardzo wyrobiłaś sobie styl, jest hm... doroślejszy? dojrzalszy? Powiedzenie "praktyka czyni mistrza" jest prawdziwe. Jak twoje początkowe opowiadania były ciekawe i dobre tak te ostatnie są rewelacyjne. Rozbudowana fabuła, dialogi, opisy, to wszystko co jest w historii ważne, masz opanowane na 6. Żeby nie było wątpliwości - dotyczy to również tego opowiadania.

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Sun Oct 24, 2004 7:48 pm

Nie no... Renya tak przyjemnie połechtała moje pisarskie ego, że nie jestem w stanie inaczej jej (dobra, wam też) odpłacić, jak tylko wkleić kolejną część. Ale uprzedzam, że zaczynam bezczelnie wszystko psuć (o czym przekonacie się w końcówce tej części). A sprawa policji oraz wszystkich ludzi w Jam Pony została rozwiązana w banalny sposób, który ktoś tutaj już odgadł.



XXVI

Wtuliła głowę w jego ramię, wciąż maniakalnie wyszeptując jego imię. Sądziła, że po zdobyciu tego najwyższego emocjonalnego szczytu temperatura opada a całe ciało słabnie. Owszem, miała wrażenie, że osunie się w dół, jeśli nie będzie jej przytrzymywał. Ale komórki ciała ciągle rozgrzewały się, jakby przetwarzały elektryczne drgania organizmu na ciepło własne.

Alec płytkimi urywanymi oddechami nabierał powietrza, studząc rozpalone wnętrze. Zielony wzrok błądziły po kremowej skórze, chwytając z łaknieniem każdy drobny wstrząs, który jeszcze się przemieszczał po synapsach nerwowo-mięśniowych. Niepozorne ciałko ciągle wtapiało się w niego. I choć nie poruszali się już od kilku minut, wszystko w jego wnętrzu tętniło ta samą mocą, co wcześniej.

Kąciki jego ust uniosły się do góry w błogim uśmiechu. Przesunął wargi w kilku drobnych pocałunkach po jej ramieniu.
- Mmm... - mruknął – Wyprałaś mnie z wszelkich blokad opanowania i rozsądku.
Śmiech wydobył się z niej jednym oddechem. Wbiła palce mocniej w jego ramiona, powoli rozkoszując się jego słowami. I nagle niczym kolejna fala ekstazy uderzyło ją rozwiązanie, jakie podsunął jej właśnie.

Odnalazła jego usta. Gdyby pocałunek mógł wyrażać pełnię spełnienia, euforii i miłości, to ten byłby wzorcem takiego. Jęknęła w dezaprobacie, gdy delikatnie postanowił ją na ziemię, rozłączając ich.

* * *

Blondynka wsparła głowę o ramię Biggsa. Martwa cisza przerywana tylko szeptami ludzi, usypiała ją powoli. Nawet DNA rekina nie pomagało na ten rodzaj wyczerpania. Resztką sił otworzyła powieki i wbiła wzrok w Max. Brunetka z kamienną twarzą spoglądała w stronę wyjścia. Umysł z pewnością analizował wszystkie możliwe reakcje i usiłował znaleźć drogę ucieczki. Na zewnątrz tłoczyła się policja, tutaj trzymali związanych agentów. Nie przepuszczą im. Pozostało im zdać się na wyrok TC albo przekroczyć granicę stanu. Tym razem decyzja nie należała tylko do niej.

Momentalnie przeniosła wzrok w stronę schodów, gdy dosłyszała kroki. Biggs i Hotaru też od razu przechylili głowy. Alec i Liz schodzili na dół. Nie było najmniejszych wątpliwości, co zaszło. Rumieńce pokrywające policzki Liz, drżące jeszcze ciało, zamglony wzrok Aleca i pełnia głupiego zadowolenia na twarzy. Spocone dłonie splatały się ze sobą. Widząc ich H. nie mogła się powstrzymać i wyszczerzyła zęby. Niebieskie oczy zdawały się krzyczeć „A nie mówiłam?”. Biggs uśmiechnął się lekko i szturchnął blondynkę, przywołując ją do porządku.

Dwójka wyminęła Evansa bez słowa, nie reagując na mordercze spojrzenie jakie im posyłał. Nie był głupi, wiedział do czego doszło, aż go skręcało teraz z obrzydzenia na samą myśl o tym. Jak śmiała mu to zrobić? Zrobić t o z tym zupełnie obcym chłopakiem, który z pewnością chciał ją tylko wykorzystać. A teraz jeszcze zeszła tu z promiennym uśmiechem, z resztką pragnienia w oczach. Na pewno ciągle była przesiąknięta potem Aleca, pachniała nim, drżała od piętna jego ruchów. Była nim skażona.

Jego Liz by tego nie zrobiła. Jego Liz by mu wybaczyła. Jego Liz by go kochała. Jego Liz czekałaby na niego. Jego Liz nie poszła by się pieprzyć z jakimś mutantem!

To juz nie była jego Liz, to nie była w ogóle Liz, którą znał. Nie miało więc sensu być tu dłużej. Jeśli tak bardzo chciała zniszczyć sobie życie, to proszę bardzo. Zacisnął powieki i pięści, obniżając siłą woli poziom adrenaliny i gniewu.

* * *

Spokojnie, krok po kroku Liz wyjaśniła im swój plan. Nie pominęła ani jednego szczegółu, ani jednej możliwości, zupełnie jakby wyjaśniała plan wojskowej akcji. Heh, a to niby X5 powinny mieć w tej kwestii większą wprawę. Ale w tej sytuacji liczył się każdy pomysł. Jej był co najmniej dziwny, ale wliczał udział ich wszystkich, każdy miał do odegrania swoją rolę. Jej była najtrudniejsza.

Pozostała już do uzgodnienia jedna sprawa. Co dalej? Uciec poza granice Seattle czy dobrowolnie iść do Terminal City?

Martwa cisza dobijała ich. Każdy rozważał za i przeciw, każdy malował w umyśle obraz tego, co może dziać się potem. Nikt nie ważył się spojrzeć na druga osobę, by nie wymuszać decyzji.

Hotaru ścisnęła mocniej dłoń Biggsa. Napięcie narastało w niej, rozbudzając jęki wewnętrznych sprzeczności. Przełknęła ślinę i nie unosząc wzroku znad podłogi, wymamrotała:
- Nie chcę uciekać.
To zdanie spadło na wszystkich niczym tonowy głaz. Nikt się raczej nie spodziewał, że to właśnie drobna blondyneczka będzie opowiadała się za TC.

A ona po prostu miała dość ciągłego strachu i ucieczki. Od dziecka kryła się po kanałach, zużywała wszystkie siły by móc biec bez ustanku, chyba nigdy tak naprawdę nie oddychała miarowo i leniwie. Nie chciała tak spędzić swojego życia do końca. Owszem, wizja getta nie była zbyt piękna, ale tam przynajmniej byli tacy, jak ona, rozumieli jej ból i nie rzucali w nią kamieniami. Poza tym była w stanie to przetrwać, jeśli oni przy niej będą. A ucieczka mogłaby grozić rozdzieleniem a nawet śmiercią.

Biggs bez słowa objął ją. Nie miał zamiaru jej zostawiać w takiej chwili, choć pierwszą jego myślą była ucieczka.
- Ja też zostaję – powiedział
Jego wzrok przesunął się na Aleca. Zielonooki nie odrywał pochmurnego spojrzenia od Guevary. Był raczej przyzwyczajony do jej decyzji, a tu raptem musiał sam decydować.

Nie wahał się nawet, oznajmiając:
- Zostaję.
Ciemne oczy Liz momentalnie wbiły się w niego. Serce jej podjechało do gardła a synapsy nerwowe przesłały całą kaskadę nerwobólu. To dziwne, ale ona w pierwszej chwili sądziła, że będzie on pierwszym skłonnym do ucieczki. Sama miała ochotę wyrwać się z tego przeklętego miasta i wyjechać gdziekolwiek indziej, gdzie jej los nie był z góry przesądzony.

Powoli przesunęła wzrok na Max. Nabrała głęboko powietrza i puszczając dłoń Aleca, szepnęła błagalnie:
- Możemy chwilę porozmawiać?
Guevara przytaknęła w szoku. Liz chciała z nią coś wyjaśnić, na osobności. Nie podobała jej się ta wizja.

* * *

Nerwy prawie telepały drobnym ciałem. Wsparła się o blat recepcji i wbijając wzrok w ścianę zamiast w 452, powiedziała półszeptem:
- Potrzebuję cię.
Transgeniczna spojrzała na nią w zdumieniu. Chyba pierwszy raz ktoś jej powiedział coś takiego, dał jej do zrozumienia, że nie jest niepotrzebna, że wciąż się liczy. Cokolwiek chodziło po główce Liz, miała zamiar z całych sił jej pomóc.
- Ty też chcesz iść do Terminal City?
- Tak – Guevara odpowiedziała bez zastanowienia – Idę tam gdzie oni – zerknęła w stronę pozostałych X5

Brunetka westchnęła.
- Dobrze. W takim razie będziesz musiała załatwić coś u Logana.
Ciemne oczy rozszerzyły się w zdumieniu. Sądziła, że Liz jej oznajmi, iż sama ucieka, a nie dość, że sugerowała coś innego, to na dodatek chciała to rozegrać perfekcyjnie.

Dawno nie widziała się twarzą w twarz z Loganem. Owszem, rozmawiali często przez telefon, ale to coś innego. Prawie się uśmiechnęła na samą myśl o spotkaniu z nim. Umysł ściągnął ją siłą na ziemię i kazał się zastanawiać nad czymś innym.
- Idziesz z nami? - zapytała

- Tak – przyznała po chwili milczenia Liz
Jej wzrok przewiercał ścianę. Nie potrafiła spojrzeć w oczy ani Max ani tym bardziej Alecowi.
- Przeraża mnie to jak cholera – zaśmiała się gorzko z samej siebie – Ale nie potrafię odejść, gdy...
- On zostaje – dokończyła za nią Mac i zerknęła w stronę Aleca
Może to nie był najlepszy ruch, bo przykuł uwagę zielonookiego.
- Właśnie – usta Liz wyszeptywały półsłówka – Ja.. Chciałam odejść, uciec. Gdziekolwiek – westchnęła – Tu znów mam skreślone życie.
Max doskonale wiedziała, co miała na myśli niepozorna brunetka.

Zabawne. Za wiele ze sobą nie rozmawiały, nie okazywały sobie głębszych uczuć, ale w jakiś sposób rozumiały się i czuły praktycznie tak samo.

- Nie mogę odejść. Wy tu będziecie. On tu będzie... - lekko się uśmiechnęła – Ciężko być rozdzielonym z własnym sercem. Dlatego zostanę.

- Dla niego.

* * *

Kiedy poruszony wzrok Max przesunął się na niego, od razu domyślił się czego dotyczyła rozmowa. Może i nie było to etyczne, ale nie mógł powstrzymać własnych zmysłów przed wyostrzeniem.

- Idziesz z nami?

Zielone tęczówki wypełniła radość, która jednak szybko stopniała w ogniki wyrzutów i wahania. Obiecał sobie, że będzie przy nim szczęśliwa, że nie wrócą koszmarne odczucia z jej przeszłości. Ale z każdym jej kolejnym zdaniem zaczynał pojmować, co chce zrobić.

- Przeraża mnie to jak cholera... ale nie potrafię odejść, gdy...
- On zostaje.

Więc chciała uciec, a on jej to uniemożliwił. Zatrzymywał ją. Podcinał skrzydła.

- Tu znów mam skreślone życie.

Przez niego. Chciała się uwolnić, odzyskać spokój, ale on ją przywiązywał. Już to kiedyś przechodziła, nie mógł pozwolić by ponownie popadła w traumę.

- Ciężko być rozdzielonym z własnym sercem. Dlatego zostanę.

Kąciki ust chciały się unieść w uśmiechu. Tak jej zależało na nim, że była gotowa poświęcić wszystko. I właśnie to nie pozwalało mu się uśmiechnąć.

Zacisnął pięści i oderwał wzrok od dwóch dziewczyn. Przesuwając go po podłodze, natrafił na Evansa. Ciągle miał ochotę go zabić za to, że odebrał mu Liz, choć teraz wyglądał na o wiele spokojniejszego. Usta bruneta wykrzywiły się w złośliwym uśmiechu.
- Ona przynosi ból – mruknął Max – Jeśli z nią będziesz to się nigdy nie skończy. Ona nie należy do ciebie – przymknął powieki – A nikt nie musiał ucierpieć.
Kłamstwa gładko toczyły się z jego ust. W rzeczywistości los Liz już go nie obchodził, ale nie mógł przepuścić możliwości by dokopać zielonookiemu.

* * *

Liz oderwała się od lady, by ruszyć w kierunku pozostałych. Smukłe ramiona Guevary zatrzymały ją, oplatając się wokół drobnej postaci.
- W razie czego Liz, wiesz że... no wiesz co mam na myśli.
Brunetka uśmiechnęła się odwzajemniając uścisk.

Wróciły do reszty X5. Trzeba było działać.
- Nie wiem czy się uda – Liz traciła wiarę w siebie i swoje możliwości
Do tej pory idealnie korzystała ze swoich kosmicznych zdolności, ale teraz mogło się nie udać. Teraz mogła wszystko przegrać. Zwłaszcza, że miała posłużyć się tą mocą, której najbardziej się bała i to w dodatku musiała to zrobić na sporą skalę, bo aż na kilkadziesiąt osób.

Zacisnęła powieki i pięści. Zielone iskry ostrymi szarpnięciami przeskakiwały po komórkach jej ciała. Wszystko wirowało. Wydawało się, że spada gwałtownie w dół, a cały świat pozostaje w górze. Osunęła się na ziemię.

* * *

Kobaltowe oczy były pierwszym, co zobaczyła po odzyskaniu przytomności. Zamrugała, usiłując sobie przypomnieć, co się działo. Kiedy dotarła do niej świadomość tego, co miało się stać, od razu rozejrzała się dokoła. Jam Pony funkcjonowało jak dawniej. Może nie licząc tego, że Biggs i Alec rozmawiali najspokojniej w świecie z agentem, coś mu objaśniając, jakby podawali rysopis czy przebieg dokładny kolejnych zdarzeń.

Ale taki był właśnie plan.

Wyprać umysły – jak to zwykła określać właścicielka tej zdolności, Tess. Potem wstawić wszystkim kit, że policja szukała bandyty. Max miała jechać do Logana by załatwił im bezpieczny przydział w TC. A ona sama miała zając się Maxem. Tylko, że Evansa nie było w pobliżu. Zamiast się tym przejąć, odetchnęła z ulgą i ponownie położyła głowę na kolanach Hotaru, która uśmiechnęła się i mrugnęła do niej porozumiewawczo.

Więc wszystko się udało.

Więc teraz wszystko będzie dobrze?

* * *

Brama Terminal City otworzyła się i wkroczyli na asfaltowe boisko. Kilkoro mutantów, którzy tam akurat byli, stanęło w bezruchu, przypatrując się im dziwnie.

Zielone spojrzenie na chwilę ześlizgnęło się na drobną brunetkę. Nie chciała tu być. A on nie chciał by przez niego cierpiała. Zagwarantuje jej, że długo tu nie zabawi, że ucieknie i zacznie szukać swojego szczęścia w prawdziwym świecie. Chociaż będzie musiał zrobić coś, co ją dogłębnie zrani.

Jego to i tak będzie bardziej bolało. Musieć zadać ten cios i patrzeć jak ona cierpi przez niego.

Nie było jednak innego sposobu, by zwrócić jej wolność, zwrócić jej serce.

c.d.n.
Image

User avatar
Renya
Fan
Posts: 524
Joined: Fri Dec 12, 2003 12:17 am
Location: Brwinów
Contact:

Post by Renya » Sun Oct 24, 2004 8:09 pm

Nie lubię Maxa, takiego jakiego opisałaś, wrednego, nieczułego, egoistycznego drania. Tego serialowego oczywiście lubiłam. Ale opowiadanie jest po to, żeby jego twórca mógł się zrealizować, prawda? Więc obsmarowywuj go jak tylko chcesz. Przeżyję ten jego czarny charakter. A Alec, chyba nie przyszło mu do głowy zostawić Liz i przyjaciół, co? lub coś równie niewłaściwego? A jeśli tak, to masz czas do następnej części, żeby mu to wypersfadować.

User avatar
Lizzy88
Nowicjusz
Posts: 105
Joined: Sat Aug 21, 2004 5:49 pm
Contact:

Post by Lizzy88 » Sun Oct 24, 2004 8:43 pm

Dwójka wyminęła Evansa bez słowa, nie reagując na mordercze spojrzenie jakie im posyłał. Nie był głupi, wiedział do czego doszło, aż go skręcało teraz z obrzydzenia na samą myśl o tym. Jak śmiała mu to zrobić? Zrobić t o z tym zupełnie obcym chłopakiem, który z pewnością chciał ją tylko wykorzystać. A teraz jeszcze zeszła tu z promiennym uśmiechem, z resztką pragnienia w oczach. Na pewno ciągle była przesiąknięta potem Aleca, pachniała nim, drżała od piętna jego ruchów. Była nim skażona.

Jego Liz by tego nie zrobiła. Jego Liz by mu wybaczyła. Jego Liz by go kochała. Jego Liz czekałaby na niego. Jego Liz nie poszła by się pieprzyć z jakimś mutantem!

To juz nie była jego Liz, to nie była w ogóle Liz, którą znał. Nie miało więc sensu być tu dłużej. Jeśli tak bardzo chciała zniszczyć sobie życie, to proszę bardzo. Zacisnął powieki i pięści, obniżając siłą woli poziom adrenaliny i gniewu.
Typowy egoista. "Ja jestem święty, ja jestem doskonały. To inni ciągle chrzanią sprawy." Nawet nie potrafi przyznać się sam przed sobą, jaki naprawdę jest. Zwala winę na Liz, bo inaczej musiałby zmierzyć się sam ze sobą. Uważa, że jest 8. cudem świata i wszyscy muszą go wielbić. A jak ktoś nie wielbi, to jest idiotą. Ale to on pierwszy zdradził Liz i zapłodnił Tess. Ale jemu trzeba wybaczyć, co nie? On ma prawo do "błędu". Liz musi być święta, nieskalana i czekać całe życie na Maxa marnotrawnego. :evil: Jej sentencją mogłoby być: "Wszyscy faceci, oprócz mnie, to świnie" (tyczy się to jego teorii, jakoby Alec chciał "wykorzystać" Liz).
- Ona przynosi ból – mruknął Max – Jeśli z nią będziesz to się nigdy nie skończy. Ona nie należy do ciebie – przymknął powieki – A nikt nie musiał ucierpieć.
Kłamstwa gładko toczyły się z jego ust. W rzeczywistości los Liz już go nie obchodził, ale nie mógł przepuścić możliwości by dokopać zielonookiemu.


I kolejne potwierdzenie moich wcześniejszych słów. On już jej nie kocha, tu chodzi raczej o DUMĘ.
Tak jak onar-ek nie mam zastrzeżen do serialowego Maxa, ale ten... :evil::evil:

I co Alex zamierza? Boże, on chyba nie zostawi Liz, co? Po tym, co między nimi zaszło... Nie, nie przeżyję tego. Oni muszą byc razem.
Tylko że ja nie jestem autorką i nie mam na to wpływu. Szkoda.

Wróć szybko, _liz, bo chyba nie wytrzymam z tej niepewności. :wink:
Mężczyzna uważa, że wie, ale kobieta wie lepiej. - chińskie

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Sun Oct 24, 2004 10:35 pm

Ufff jakoś przez to przebrnęłam kolejna dawka emocji... _liz Ty mnie wykończysz 8)
Jego Liz by tego nie zrobiła. Jego Liz by mu wybaczyła. Jego Liz by go kochała. Jego Liz czekałaby na niego. Jego Liz nie poszła by się pieprzyć z jakimś mutantem!
Jego jego jego... Pieprzony egoista (rzepraszam za słowo, ale nie wytrzymuję po prostu nie nawidzę tego Maxa :evil: )
To juz nie była jego Liz, to nie była w ogóle Liz, którą znał. Nie miało więc sensu być tu dłużej. Jeśli tak bardzo chciała zniszczyć sobie życie, to proszę bardzo. Zacisnął powieki i pięści, obniżając siłą woli poziom adrenaliny i gniewu.
Idiota... Brak mi słów... :evil:
Liz oderwała się od lady, by ruszyć w kierunku pozostałych. Smukłe ramiona Guevary zatrzymały ją, oplatając się wokół drobnej postaci.
- W razie czego Liz, wiesz że... no wiesz co mam na myśli.
Brunetka uśmiechnęła się odwzajemniając uścisk.
Cieszę się, że Liz znalazła jakieś wsparcie w Max :cheesy:

Zielone spojrzenie na chwilę ześlizgnęło się na drobną brunetkę. Nie chciała tu być. A on nie chciał by przez niego cierpiała. Zagwarantuje jej, że długo tu nie zabawi, że ucieknie i zacznie szukać swojego szczęścia w prawdziwym świecie. Chociaż będzie musiał zrobić coś, co ją dogłębnie zrani.

Jego to i tak będzie bardziej bolało. Musieć zadać ten cios i patrzeć jak ona cierpi przez niego.

Nie było jednak innego sposobu, by zwrócić jej wolność, zwrócić jej serce.
_liz Ty chyba żartujesz prawda? Nie zrobisz tego... Nie taraz... Jestem i tak na wyczerpaniu nerwowym przez tego całego Max a Ty tu jeszcze serwujesz nam coś takiego... Nie zniese tego.... Boję się kolejnych części. Boję się zobaczyć co Ty znowu wymyśliłaś...

User avatar
Athaya
Zainteresowany
Posts: 298
Joined: Sun Jun 20, 2004 2:14 pm
Location: Kalisz

Post by Athaya » Sun Oct 24, 2004 10:58 pm

:jaw:

Dwie części do skomentowania!!! O rany... Mózg mi się zlasował po mikrobiologi (i głos też) a teraz mam sklecić coś mądrego :shock: Jej... Spróbójmy...

CZ.25

H. i Biggs - Para :?: Bosko! Pasują do siebie jak najbardziej. Z tymże, że oni dopiero jakby zaczynają swoją miłość do siebie :wink: Ogółem słodko :cheesy:

Max - Co za wredna szuja :? ! Już samym sprowadzeniem policji to jest przegrany, a co dopiero prubami odzyskania Liz :evil: Wrr... Nie nawidzę takich ludzi. Potraktowała go Liz rzucając nim o ściany :lol: Tak trzymać.

H./ Max - Oh jak mi się ta scena podobała! To była taka piękna złośliwość-zemsta :twisted: I o to chodzi! Jedna z moich ulubionych bochaterek w SLAFG :wink:

Liz-Alex - Hmm...... Niecierpliwie czekałam na NC-17 :roll: Ciekawa byłam jak sobie poradzisz sobie z tym. Chodzi mi o wiek czytających. Ale wyszło słodko-pięknie-doskonale. Już leprzej zemsty Liz nie mogła wymyślić.

CZ.26

Ah... Mina Maxa była genialna :wink: Aż się zastanawiam dlaczego on jeszcze nie wybuchnął widząc ich razem! Sądzę, że jednak coś się z tego wykroi... X5 nie mają już drogi ucieczki :cry: Smutne... Walka na śmierć i życia to jedyna deska ratunku.
Liz ma moc Tess :shock: WOW!!!! A niech mnie! Ale urzyła jej w dobrej wierze więc to przemawia na jej korzysć 8)
Zlot mutantów... Oj co to to będzie, co to będzie :twisted:

Ej kobiety ja się też dołączam to waszego klubu :D Więc _Liz bój się :twisted:
Image

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Mon Oct 25, 2004 5:49 am

O tak po tej części to ja nie wiem co ja mam myśleć :wink: . Można śmiać się, płakać, ale można także latać za Maxem z tasakiem, bo się robi coraz bardziej(o ile da się bardziej) wkurzający.
Jego Liz by tego nie zrobiła. Jego Liz by mu wybaczyła. Jego Liz by go kochała. Jego Liz czekałaby na niego. Jego Liz nie poszła by się pieprzyć z jakimś mutantem!
O! O tu się można na nim powyżywać. Hej nędzna istoto potocznie zwana "Max" nie wiem czy wiesz, ale to już nie jest TWOJA Liz! Teraz jest to już własność Aleca :twisted: :twisted:
Widząc ich H. nie mogła się powstrzymać i wyszczerzyła zęby. Niebieskie oczy zdawały się krzyczeć „A nie mówiłam?”. Biggs uśmiechnął się lekko i szturchnął blondynkę, przywołując ją do porządku.
Tu się pośmiać można. Fajnie to wyglądać musiało, taki :cheesy: H. walnęła :lol: A tak swoją drogą to bardzo fajnie, że oni są parą, bo tak chyba pasują do siebie :)
Zagwarantuje jej, że długo tu nie zabawi, że ucieknie i zacznie szukać swojego szczęścia w prawdziwym świecie. Chociaż będzie musiał zrobić coś, co ją dogłębnie zrani.

Jego to i tak będzie bardziej bolało. Musieć zadać ten cios i patrzeć jak ona cierpi przez niego.
Oj Alec Alec co ty kombinujesz? Weź człowieku nie świruj i zrozum, że ona cię kocha no :( Hmmm...co on wymyśli :!: :?:

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Mon Oct 25, 2004 3:14 pm

Hmm... Nie chcę was denerwować, drażnić... zaraz, zaraz, właśnie, że chcę! :twisted: Mówiłam, e tak pięknie i błogo to nie będzie. U mnie zawsze musi się coś dziać i tak też będzie.

Alec nie kwestionuje tego, że Liz go kocha. On się po prostu boi, że odbierze jej wolność i marzenia, jak to zrobił kiedyś Max. A jak się nie trudno domyślić 494 nie ma najmniejszego zamiaru przypominać Evansa. Co się z tym wiąże, nie może sobie pozwolić na to, by Liz dla niego się poświęcała w jakikolwiek sposób. I wierzcie mi, że to jego o wiele bardziej będzie bolało niż ją. Chyba się nie powstrzymam i zaraz zamieszczę 27 - jeden z najdramatyczniejszych rozdziałów. Tak, zamieszczę. Ale czytajcie uważnie, baaardzo uważnie, żebyście odebrali to jak trzeba. Liz bedzie niesamowicie cierpieć, ale mimo wszystko to na Alecu się chciałam skupić i jego bólu.

Porada do 27: Żebyście mogli się wczuć idealnie w tę część coś wam poradzę - czy oglądalićie Moulin Rouge? To będzie dośc ważne. Kto oglądał, ten z pewnością pamięta scenę tanga (najdramatyczniejszą i chyba najlepsza w całym filmie). Dlaczego o tym mowa? A dlatego, że w tym rozdziale dość ważą rolę odgrywa pianino, na którym Alec gra właśnie tę melodię tanga, która wręcz potęguje napięcie i emocje. Jeśli sobie w głowie przypomnicie te dźwięki, lepiej odbierzecie tę część.

Liczę na burzliwe komentarze.


XXVII

Tragedią miłości nie jest śmierć lub rozłąka. O, to okropnie gorzkie uczucie patrzeć na kogoś, kogo się kochało z całego serca i duszy, tak bardzo, że nie chciało się go spuścić z oczu nawet na chwilę i patrzeć na niego rozumiejąc, że teraz mógłby sobie odejść na zawsze. Tragedią miłości jest obojętność.

Wyciągnęła dłoń w jego stronę, bojąc się samej ruszyć za Guevarą. Ale odpowiedział jej tylko powiew wiatru. Oderwała wzrok od ponurych budynków, by spojrzeć na niego. Nie było go obok. Szedł tuż za Max. Liz zamrugała niepewnie i opuściła rękę. Chyba jej nie zauważył. Jęknęła i niczego nieświadoma ruszyła za nimi.

Czuła się co najmniej dziwnie idąc przez plac, gdy wszyscy dokoła się jej przypatrywali. Nie potrafiła obojętnie i z uniesioną głową iść, jak X5. Oni to chyba mili w genach. Starała sie nawet lekko uśmiechnąć, by zatuszować strach, kiedy Guevara obróciła głowę i spojrzała na nią. Ciemne oczy z troską wbiły się w drobną postać. Przynajmniej ona zdawała się przejmować samopoczuciem Liz. Hotaru miała własne rozterki i najwyraźniej przelewała je w silny uścisk, bo dłoń Biggsa już czerwieniała z bólu. 593 był oczywiście przejęty i za siebie i za H. Mimo to on także posłał blady uśmiech otuchy do Liz.

Tylko to jedno spojrzenie, którego najbardziej potrzebowała, nie chciało na nią paść.

Wbiła wzrok w plecy Aleca. Serce podjechało jej do gardła. Pełen spokoju i dziwnego napięcia jednocześnie. Bała się nawet pomyśleć, co go gnębi. Czasami lepiej było nie znać jego myśli. Lodową obojętność i unikanie nawet kontaktu wzrokowego zrzuciła na karb nowej sytuacji. Miał przecież prawo na chwilę samotności i zły humor, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że musiał teraz przyzwyczaić się do zupełnie obcego miejsca.

Z ufnością podążyła dalej za nimi. Było tu okropnie. Zimno, obco, ponuro. Niby tak, jak w całym Seatle, tylko że gorzej. Skrzywiła się, gdy weszli do jednego z budynków, który przypominał raczej jakiś opuszczony hangar albo magazyn, a nie miejsce mieszkalne. Kolejne nowe twarze, a nawet pyszczki, czy jakkolwiek nazwać tych, którzy przypominali raczej organizmy cofnięte w ewolucji. Szepty, domysły. Oto jej nowi sąsiedzi.

Skręcili w jakiś korytarz. Guevara znała na pamięć plan tego miejsca? Liz siłą skierowała myśli z dala od dziwnego uczucia, jakie wywoływali w niej mieszkańcy TC. Niestety ponownie pchnęła je w stronę drugiego nienajlepszego tematu. Alec.

Jej ciało jeszcze odczuwało przyjemne kołysanie, jakie wywołał absynt fizycznego kontaktu. Krew popłynęła szybciej rumieniąc jej policzki. Czy szczęście było jedynie stanem przejściowym czy po prostu ten kryzys w jej życiu na chwilę nie pozwolił jej dostrzegać jasnych aspektów? Jakkolwiek brzmi odpowiedź na to pytanie, dla niej od kilku dni a nawet tygodni trwał ten przyjemny okres upojenia, który zawdzięczała Alecowi.

Niektórzy mówili, że kto pokocha raz, ten już nigdy nie zakocha się tak samo. Cóz, chyba obaliła tę teorię. Pokochała kiedyś Maxa. Teraz tonęła w tym uczuciu do Aleca. Co więcej, miała wrażenie, że jest ono o wiele głębsze, żywsze, mniej tragiczne i mdłe. Niektórzy mówili, że miłości nie da się wydrzeć z wnętrza, że zawsze pozostaje ślad. Cóz, tę teorię też chyba zlekceważyła. Bez względu na to, jak bardzo niegdyś kochała Maxa, teraz ani jedna rysa ani jeden nerw w jej wnętrzu nie należały do niego. Niektórzy mówili, że każdy kto kocha, cierpi bez przerwy. Cóż, ta teoria też legł w gruzach. Przecież kochała teraz i jeszcze w żadnym momencie nie zaznała posmaku cierpienia.

Uśmiechnęła się i powędrowała wzrokiem na Aleca. Niczym ściągnięty siłą woli, obrócił głowę. Przez ułamek sekundy zielone spojrzenie przemknęło po jej twarzy, ale od razu pobiegło dalej, jakby 494 tylko się upewniał, że wszyscy są w komplecie.

Może to kosmicznie zaprogramowane zmysły, może jej już wytrenowane wyczucie, a może zwykłe nieporozumienie uczuć – miała nieodparte wrażenie, że więcej było gorzkiego lodu w jego tęczówkach niż zielonego barwnika. I jakoś nie umiała znaleźć dla tego wyjaśnienia. Denerwujące serce, które głupio przy każdej okazji chciało ją zmartwić, wtłaczając do umysłu czarne myśli. Potrząsnęła głową, bo przecież to niedorzeczne myśleć, że mogło wszystko sie zmienić w przeciągu kilku godzin.

Nie mogło, prawda?

* * *

Rzucił torbę na środek pokoju. Powiódł wzrokiem dokoła. W zasadzie nie różniło się to szczególnie od jego mieszkania, ale mimo wszystko jeszcze nie przywykł do myśli o spędzaniu tu kolejnych dni.

W dodatku dopiero co zamknął za sobą drzwi, mając nadzieję, że odetnie się tym od drobnej brunetki, której obecność nie pozwalała mu podjąć tych ostatecznych kroków. Nie miał w sobie tyle siły, aby to zrobić, by pozwolić jej odejść. Gorzej, by zmusić ją do odejścia. Ale musiał podjąć to ryzyko, chociaż wiedział jakie będą skutki.

Ona już coś przeczuwała. A widząc nawet przez chwilkę jej rozgwieżdżone spojrzenie pełne uczucia i ufności, czuł się jeszcze gorzej. To będzie jak zabicie jej własnoręcznie, jak zabicie tym siebie samego.

Nie mógł tego zrobić.

Jej życie i tak było skomplikowane. Ledwo wydostała się z trującego miasteczka, w którym po raz pierwszy przebito jej wnętrze i wypełniono je rtęcią. Tą gęstą, lepką substancję, która toczyła krew z niewidocznych ran i łzy z zapuchniętych oczu. Myśli nie dające jej spokoju, budzące różne koszmary i lęki, pogrążające ją, tak niedawno dały jej odetchnąć. Zaledwie kilka tygodni pełnego oddechu i jasnego uśmiechu. Aż samemu chciało się rozkoszować radością w jej oczach. I miałby jej to odebrać tylko ze względu na własną niepewność? Miałby złamać wszystkie obietnice tylko dlatego, że bał się odrzucenia i bycia winnym? Miałby stać się Maxem Evansem?

Silny i bezwzględny X5 teraz bezradny i skołowany. Chyba jednak nie był w stanie jej odepchnąć.

* * *

Max zbierała ze stołu papiery i pudełka po chińszczyźnie, które pozostawiła właścicielka niewielkiego mieszkania. Sama zajęta była wykorzystywaniem Biggsa do zdzierania tapet. Guevara posłała Hotaru mordercze spojrzenie. Kiedy mieszkały razem H. się pilnowała, bo wiedziała jak Max nienawidzi takiego bałaganu. Teraz, gdy każdy miał osobne mieszkanie obawiała się, że Hotaru zatonie w tych papierach i porozrzucanych ciuchach już po tygodniu.

Jęknęła, gdy rozbawiona blondynka rzuciła się Biggsowi na plecy. Zachowywali się jak dzieci, jakby w ogóle nie przejmowali się tą sytuacją, jakby to było ich mieszkanie od lat. Zerknęła w stronę kuchni, gdzie Liz usiłowała palcami rozdzielić kawałki gorącej pizzy na talerze.

Drzwi trzasnęły i do dusznego pomieszczenia wszedł nie kto inny, tylko Alec. Obrzucił pobłażliwym spojrzeniem Hotaru i Biggsa, po czym rozłożył się na starej kanapie.
- Każdy coś robi, ty też mógłbyś się na coś przydać – syknęła Max i rzuciła w niego pudełkiem po kurczaku w sosie słodko-kwaśnym
- Tworzę nastrój – mruknął ze znudzeniem
Liz położyła talerze na stoliku i z uśmiechem pochyliła się nad Aleciem, zlepiając ich usta razem w leniwym pocałunku.

Może gdyby wiedziała o jego planie, w jakiś sposób mogłaby zablokować przepływ jaśniejących obrazów sygnowanych jej wspomnieniami. Widział drobne łzy spływające po jej policzkach, kiedy coś notowała w czerwonym brulionie. Słowa jakie wypisywał atrament na kremowych kartkach, dudniły w jego głowie. „Liz Parker już nie chce się czuć, jak do tej pory. Chce się wreszcie wyzwolić od całego bagażu, który zatrzymuje mnie w miejscu. Wolność... By szukać i znajdować i nigdy nie oglądać się na to, co może mnie znów omotać”

Oderwała się od niego, z błyskiem wpatrując się w nagła zmianę na jego twarzy. A on zerwał się z miejsca i wyszedł. Bez słowa, bez gestu.

Czyli jednak nie miało szans unikanie odpowiedzialności i łudzenie się, że takie życie może dać jej szczęście. Chyba musiał postradać zmysły skoro wydawało mu się, że przy nim wszystko w niej się zagoi a uśmiech pozostanie na ustach. Ni mógł jej tego dać, a jeszcze ją przytrzymywał.

Czas pozwolić jej odejść.

* * *

Nerwowo przekładała klucz w dłoniach. W korytarzu mijała innych mutantów, ale już nikt nie zwracał na nią najmniejszej uwagi. Mamrotała coś, nie wiedząc, że usta rozchylają się raz po raz. Obłęd strachu motał rozsądek.

Myśli jak ćmy krążyły wokół świetlistego przeczucia, że jednak coś sie zmieniło. Niestety coś, co tak bardzo chciała ciągle mieć, co pragnęła utrzymać za wszelką cenę. Jedyne gorące uczucie, które w każdej sekundzie jej nowego życia topiło troski. Ale teraz zasypywana była kryształkami niepewności i strachu.

Alec dziwnie się zachowywał. Zupełnie jakby nie był sobą. Czy naprawdę coś się mogło zmienić tak szybko? Nie, nie... Na pewno się myliła! Na pewno była tylko przewrażliwiona. Zaraz to z nim wyjaśni, zobaczy ten jego uśmieszek, zielone tęczówki, nęcący głos i wszystkie obawy prysną jak zły czar. Uniosła dłoń, by zapukać i wtedy drzwi się otworzyły, a ciało Aleca prawie w nią uderzyło. Podskoczyła, ale uśmiechnęła się.
- Hej – melodyjny głos wydobył się z jej ust
Nie odpowiedział, tylko zamknął za sobą drzwi i skierował się na salę główną.

W zasadzie nie można było nijak nazwać tego pomieszczenia. Świetlica? Pusty magazyn z kilkoma kanapami i pianinem? Duży kawał zimnej posadzki do przejścia? Kilkoro mutantów kręciło się tu, jedni wychodzili, inni opierali się o barierki na podeście, inni po prostu siedzieli na kanapach.

- Alec – pobiegła za nim, usiłując go zatrzymać
Blondyn jednak nie reagował. Przesunął wzrok po całym pomieszczeniu aż zdecydowanym krokiem podszedł do zakurzonego pianina. Jego palce musnęły klawisze, nie wydobywając z nich jeszcze żadnych dźwięków.

To już nie było dziwne, to było przerażające. W ogóle nie przypominał błyskotliwego, uwodzicielskiego Aleca, z jakim miała do czynienia przez ostatnie tygodnie. Stanęła obok pianina wlepiając rozkojarzony wzrok w niego.
- Co się dzieje?
Nie wiedziała czy ma się martwić czy odpuścić i pozwolić mu samemu wyznać wszystko, gdy będzie na to gotowy?

Palce Aleca uderzyły w białe klawisze, wydobywając z nich niepokojące, gwałtowne dźwięki, które przeszyły ją niczym szpikulec. Kilka kolejnych gam zabrzmiało bardziej melodyjnie i spokojnie. Jakby igrał jej emocjami. Te klawisze nie były pianinem, one odzwierciedlały struny jego psychotycznych myśli i zszarganych uczuć.

Ponownie głębokie tony rozbrzmiały w jej uszach. Zielone spojrzenie na chwilkę się na nią przesunęło.
- Nic – odpowiedział niemalże kpiącym tonem – Kompletnie nic.
Nic. Tyle właśnie rozumiała z tego wszystkiego – nic. Skupił się na kremowych i czarnych prostokącikach, przeplatanych ze sobą. Palce wpijały się miękko w chłodne klawisze, jakby stapiały się z nimi w całość, jakby pianino stanowiło część niego samego.

Niebezpieczne dźwięki mieszane z perlistymi.

His eyes upon your face
His hand upon your hand
His lips caress your skin


Kolejno spływające melodie i takty coraz bardziej niepokoiły Liz. Wracało to przeklęte uczucie, że zaraz coś się stanie. Tym razem czuła, że koniec świata byłby o wiele przyjemniejszy niż to, co szykuje dla niej Alec.

It's more than I can stand!

- Czy to, co... co zaszło między nami... - pytała drżącym głosem – Żałujesz?
Prychnął, gwałtownie wbijając palce w klawisze i wręcz przelewając furię w wydobywane dźwięki. To było trudniejsze niż przypuszczał. A musiał to zakończyć jak najszybciej. Kolejne pięciolinie snuły się w powietrzu dręcząc serce Liz.

Why does my heart cry?

Siłą przytrzymywał wzrok, by na nią nie spojrzeć, by nie zaprzepaścić wszystkiego przez łzy jaki za chwilę z niej wyciśnie.
- Ależ nie Liz – wymuszał w sobie ton lekceważący i złośliwy – Dostałem to, czego chciałem. Czemu miałbym żałować.

Why does my heart cry?

Ostre, głębokie tony wbiły w nią słowa Aleca niczym gwóźdź w trumnę, niczym ostrą stal w rozgrzane ciało. Rozżarzoną, zatrutą, prosto w serce.
- Nie zrozum mnie źle kotku – ciągnął dalej, powstrzymując własne łzy – Było cudownie. Ale ty chyba za dużo sobie wyobrażałaś. A to...

Why does my heart cry?
Feelings I can't fight!


- Tylko sex – dokończył
Cały gniew, ból i cierpienie trawiące go, przelewały się w muzykę. Pianino nie stanowiło instrumentu grającego wyuczone nuty. Było przekazem rozdarcia, wibrowało rozpacza Aleca i miało okrucieństwo zadać cios Liz.

Raz po raz uderzał w klawisze, nie mogąc blokować obrazów przesuwających się w jego umyśle.

Feelings I can't fight!
You're free to leave me but
Just don't deceive me!


Każdy uśmiech, każda łza, każdy oddech jakie miała dla niego odpłynęły już na zawsze. Odebrał to nie tylko jej, ale sam sobie wyrwał spokój jaki wprowadziła w jego życie. Przesunął wzrok na jej twarz.

Nie podejrzewał, że będzie aż tak bolało widzieć tę jedną łzę, toczącą się powolutku po jej policzku w dół.

You're free to leave me but
Justy don't deceive me!
And please believe me when I say...


Obróciła się i wbiegła po schodkach na podest, w stronę wyjścia. Ciemny korytarz prowadzący na boisko otwierał przed nią swoje ramiona. Wibrujące dźwięki jeszcze drgały w jej uszach. Alec wciąż wybijał rytm swojego serca i chaos strzępków uczuć na klawiszach.

And please believe me when I say...

Uniósł dłonie by zadać pianinu i sobie ostatni cios.

... I love you...

c.d.n.
Image

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Mon Oct 25, 2004 3:16 pm

I takiego myślenia właśnie nie znoszę :? Dlaczego w każdej dobrej opowieści musi być ktoś, kto się o coś obwinia, i w wyniku tego robi wszystko żeby odseperować się od tej drugiej osoby, co daje jeszcze gorsze efekty? :roll: Alec kotku, mam ci przypomnieć, co Liz mówiła parę dni temu? 'Potrzebuję cię, boję się że mnie zostawisz' bla bla bla... I gdzie się to podziało? Chcesz ją teraz tak skrzywdzić? Nie bądź kretynem, koleś :roll: Ona cię kocha...
Wrrr, mam dziś nienajlepszy humor :roll:

Czekam na dalej, wybaczcie krótki komentarz.

[po chwili] Oooo, nowa część! Jakaś telepatia, czy cuś? :lol: Od razu mi weselej :cheesy: Idę czytać, zaraz wracam 8)

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Mon Oct 25, 2004 3:39 pm

:cry:
I wcale mi nie weselej :(

Przesadził. Przesadził i to ostro. Ja wiem, że chciał ją od siebie odsunąć, chciał, żeby była szczęścliwa, ale... Na Boga!... czy on nie widzi... Nie widzi, że niszczy życie zarówno sobie, jak i jej? Im obojgu niszczy życie na zawsze :?
Nie chciał być Maxem Evansem? Nie chciał być kimś, kto zamienił życie Liz w piekło, kto narażał ją na niebezpieczeństwo i pozbawił normalności. Ale kim będzie teraz? Kimś, kto rozkochał ją w sobie tak bardzo, że zrobiłaby dla niego wszystko, tak bardzo jak Max, a potem? Zranił w najgorszy sposób jaki mógł i 'odszedł'. Wiem, że dla niego to było nawet trudniejsze, ale wybaczcie, nie mogę się pozbyć tej odrazy to niego. Pewnie przez to moje dzisiejsze nastawienie do wszystkiego

I coraz gorszy scenariusz na zakończenie rysuje się w mojej głowie. Do niedawna myślałam, że jeśli zostało ileś-tam części, to w takim czasie wszystko się ułoży i dojdzie do happy endu. Teraz coraz bardziej martwię się tym, że do niego NIE dojdzie :roll: _liz, nie rób nam tego, błagam. Nie przeżyjemy :roll:
Tragedią miłości nie jest śmierć lub rozłąka. O, to okropnie gorzkie uczucie patrzeć na kogoś, kogo się kochało z całego serca i duszy, tak bardzo, że nie chciało się go spuścić z oczu nawet na chwilę i patrzeć na niego rozumiejąc, że teraz mógłby sobie odejść na zawsze. Tragedią miłości jest obojętność.
Święte słowa :(

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Mon Oct 25, 2004 5:24 pm

:cry: :cry: :cry: :cry: :cry:
_liz jak mogłaś :cry: :cry: :cry: A miałam taki dobry humorek... I u Calinii coś się poprawiło choć troszeczkę i wchodzę tu z nadzieją, że jeszcze przez jakąś jedną część nas oszczędzisz a tu proszę... Koniec świata... Ale chyba zakończenie będzie dobre co? Powiedź, że tak bo jak nie to...
Miałby złamać wszystkie obietnice tylko dlatego, że bał się odrzucenia i bycia winnym? Miałby stać się Maxem Evansem?
A niby jak się zachował? Dokładnie jak Max... :cry: :cry: :cry:

Biedna Liz znów cierpi i on też. Sam skazał się na to cierpienie... _liz zrób coś...

Brak mi słów i nic więcej nie napiszę... :cry:

I jeszcze dziś o 20.00 umrze Ben :cry: :cry: :cry: :cry: :cry:

No i dobry humor szlak trafił... Dlaczego poniedziałki tak dobijają ludzi? Czyście się wszyscy zmówili czy jak :?

H E L P M E! :?

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Mon Oct 25, 2004 5:41 pm

Czy się poprawi, czy wszystko się zmieni, czy się zejdą czy wręcz przeciwnie... czytajcie a się dowiecie. Powinnyście już się dawno przyzwyczaić, że ja w najmniej oczekiwanych momentach wszystko obracam w całkowicie inną stronę.

Nie napiszecie nic więcej? :evil: To nie dostaniecie nic więcej...
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Mon Oct 25, 2004 5:48 pm

_liz a co tu pisać jeśli nie jesteśmy w stanie? Po tym co nam fundnęłaś do końca dnia się nie pozbieram...
Ale ale musi byc dobrze nie? Oni będą razem? Bo... bo jak nie to ja... Oj będzie źle znajdę ten Bolesławiec gdziekolwiek on jest ( 8) ) i ukatrupię Cię własnoręcznie a pomogą mi dziewczyny z RFSLAFG :evil:
No, ale żart żartami, ale wszystko naprawisz nie? _liz...

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Mon Oct 25, 2004 6:13 pm

Oj będzie źle znajdę ten Bolesławiec gdziekolwiek on jest ( 8) ) i ukatrupię Cię własnoręcznie a pomogą mi dziewczyny z RFSLAFG :evil:
No, ale żart żartami, ale wszystko naprawisz nie? _liz...
Kto tu żartuje, ten żartuje :twisted: Ja jestem całkiem poważna 8) Rozhisteryzowana i zdesperowana pytam: Czy jest jakaś szansa, mały, malutki cień szansy, że dostaniemy dziś jeszcze jedną część?

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Mon Oct 25, 2004 6:29 pm

Czy jest jakaś szansa, mały, malutki cień szansy, że dostaniemy dziś jeszcze jedną część?
Wybaczcie, ale... pogięło was?! :shock: kolejna część dzisiaj? nie wiem czy zauważyłyście, ale to był rozdział 27. 27 A wszystkich jest tylko 30. Pojmujecie? Zostały tylko trzy do końca opowiadania i wy chcecie przyspieszyć ten koniec? :?

Lepiej się dobrze zastanówcie nad swoją prośbą. Jeśli tak wam zależy jestem skłonna dać wam dzisiaj 28, ale nie przy tak krótkich komentarzach i nie jeśli same nie jesteście pewne, że chcecie to tak szybko zakończyć. Radzę się zastanowić. 8)
Image

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 27 guests