Mario? Czy Wy chcecie zrobić z DeLuci, tego ludzika z gry, co biega po ekranie i zbiera grzybki, które dodają mu mocy?
Rzeczywiście Maria brzmi lepiej, ale Mariu spotyka się bardzo często (przynajmniej ja się często z tym spotkałam). Od tej pory bedzie Maria.
A jesli jeszcze macie jakieś zażalenia, to wysyłać mi pm'a - tam sa bardzo mile widziane
Czas na część 11...chyba najtrudniejszą, jaką do tej pory przyszło mi tłumaczyć...i chyba lekko ją zwaliłam (coraz częściej zaczynam żałować, że w ogóle wzięłam się za to opowiadanie, bo czytając je mam wrażenie, że swoim momentami koślawym tłumaczeniem odebrałam mu magię, którą ja pokochałam w oryginale.
![Rolling Eyes :roll:](./images/smilies/icon_rolleyes.gif)
). Więc wybaczcie.
Co do zachowania Marii...ja to odbieram w ten sposób, że ona zachowuje się jak Michael z I sezonu. Nie 'integruje' się z innymi ludźmi, bo nie chce zostać skrzywdzona. Ja to rozumiem. A Michael...wole tego normalnego z serialu
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
No, ale czas na cd....
Część 11
Wzdychając, bardziej wtulam się w ciepłe, otaczające mnie koce. Uśmiecham się delikatnie, czując całkowite rozluźnienie przepływające przez moje ciało. Ostatni raz czułam się tak bardzo dawno temu. Rozkoszuję się tą chwilą, nie chcąc, aby kiedykolwiek dobiegła końca. Łóżko bardziej się ugina, a ja sztywnieję. Ktoś się nade mną pochyla i czuję jego oddech na szyi.
- Witaj śpiochu. – Szepcze Michael, sprawiając, że zaczynam lekko drżeć. Przewracam się na drugi bok i patrzę na niego zaspanymi oczami. Posyłam mu mordercze spojrzenie, a na jego twarzy pojawia się ten głupawy uśmiech. – Co? Żadnego „Dziękuję Michael”? – Pyta, udając zszokowanego.
- Nie potrzebowałam twojej pomocy. – Mój głos jest zachrypiały i rumienię się ze wstydu. Michael musi tego nie zauważyć i zaczyna gadać.
- Zabawne. Z tego, co zauważyłem to, leżałaś skulona w alejce i ledwo, co mogłaś utrzymać własne oczy otwarte, już nie mówiąc o staniu. Poza tym, nie miałem zamiaru ci pozwolić spać na ulicy. – Mówi rozsądnie.
- Nie byłby to pierwszy raz. – Wywracam oczami i mamroczę do siebie. Zwijam się w kłębek, owijając ramiona wokół kolan i przyciągając je bliżej.
- Co? – Patrzy w dół, na mnie.
- Nic. – Staram się zignorować wyraz jego twarzy. Słyszał mnie, ale z jakiegoś powodu postanawia to olać. – Nie potrzebowałam twojej pomocy. Jestem zdolną dziewczynką i potrafię sama, się sobą zająć. – Gapię się na niego, wyzywając do odpowiedzi. Odpowiada. Szybko sięga i wyciąga moje ramie spod ciepłych kocyków. Podciąga rękach mojej bluzki, odsłaniając blizny. Wstrzymuję oddech i próbuję wyrwać rękę.
- Tak jak to robiłaś do tej pory? – Pyta przejmująco. Zerkam na niego złowrogo, a moje oczy napełniają się łzami.
- Pieprz się! – Udaje mi się zabrać ramię i wstać z łóżka. Opuszczam rękaw i mocno go ściskam. Odwracam się i patrzę na niego rozwścieczonym wzrokiem. Gapi się na mnie, a jego twarz pozostaje bez wyrazu. – Liz ci powiedziała, prawda? – Staram się zignorować drżenie mojego głosu i ciała. On nie odpowiada. – Ta zdzira!! – Mamroczę i kieruję się w stronę drzwi. Otwieram je, a sekundę później zamyka duża dłoń Michaela. Z moich ust wydobywa się zwierzęcy i niemal pierwotny syk. – Odsuń się. – Mówię przez zaciśnięte zęby, próbując się uspokoić.
- Nie. – Patrzy na mnie z góry. Wisi nade mną, starając się mnie zastraszyć.
- Odsuń się!! – Mój głos jest trochę zbyt silny.
- Gdzie masz zamiar iść, co? Nie znasz Roswell. Zgubisz się. – Tłumaczy, a ja wywracam oczami.
- No to się zgubię. Co ci do tego? – podświadomie wiem, że moja głowa lekko podskakuje z każdym słowem i wiem, że pewnie wyglądam jak jeden z gości Jerrego Springer’a.
- Nie chcę patrzeć jak dzieje ci się krzywda Maria i chcę ci pomóc. – Jego głos robi się bardziej delikatniejszy.
- Chcesz mi pomóc to mnie wypuść. – Szepczę łagodnie, żeby wreszcie mnie wypuścił. Żeby o mnie zapomniał i zaczął żyć dalej.
- Nie mogę tego zrobić.
- Dlaczego do diaska nie?! – Krzyczę i staję z nim twarzą w twarz, całkowicie zapominając o moim planie.
- Bo mi na tobie zależy! – Odkrzykuje, a ja patrzę na niego z niedowierzaniem.
- Nawet mnie nie znasz. – Burczę pod nosem, nie wierząc, że temu chłopcu, którego spotkałam tylko raz mogłoby na mnie zależeć.
- Ale chcę poznać. – Szepcze delikatnie. Trzęsę głową.
- Wcale nie chcesz mnie poznać, Michael. Chcesz mnie po prostu przelecieć. – Wzdryga się na moje słowa. Otwiera usta, żeby zaprotestować, ale nie pozwalam mu na to. – Tylko dlatego tu jestem, prawda? Tylko dlatego pocałowałeś mnie w parku. Chcesz mnie po prostu zaliczyć. – Podchodzę bliżej i przyciskam swoje ciało do jego. On jęczy i odwraca ode mnie wzrok. – Chcesz wiedzieć jak to jest być ze mną? Więc zrób to Michael. – Dotykam jego klatki piersiowej, a jego oddech jest niestabilny. Szczerzę zęby i przesuwam dłoń w dół jego koszuli. – Rzuć mnie na swoje łóżko i się mną zajmij. – Mój głos robi się coraz bardziej zachrypiały. Kładę dłoń na jego tyłku, który zakrywają spodnie. Michale wciąga powietrze i przez chwilę, pozwala sobie poczuć mój dotyk. Pochylam się i szepczę. – Wiesz, że chcesz.
- Przestań Maria. – Patrzy mi prosto w oczy.
- Czemu? Przecież tego chcesz, nie? – Warczę. Chce zaprotestować. – No daj spokój! Nie mów, że o tym nie myślałeś. Jakby to było rzucić mnie na łóżko i przelecieć. – Wzdycha i zamyka oczy.
- Myślałem, ale…- Przerywam mu.
- Wiec to zrób, a potem mnie wypuść. – Błagam i przyciskam moje usta do jego, w namiętnym, a nawet gwałtownym pocałunku. On jęczy i łapie mnie za nadgarstek, przyciągając bliżej. Językiem lekko dotykam jego ust, prosząc o wejście. Przestaje na chwilę, a potem odsuwa mnie od siebie, cały czas trzymając za rękę. Patrzę na niego zmieszana.
- Nie w ten sposób. – Szepcze ciepło.
- Co nie chcesz mnie? Nie jestem dla ciebie wystarczająco dobra? – Moje oczy wypełniają łzy, gdy patrzę na niego obojętnie.
-Maria przestań! – Mówi w złości przyciągając mnie do siebie. – Pragnę cię, - Głaszcze mój policzek. – Ale nie tak. Chcę cię poznać. Chcę, żebyś ty poznała mnie. Nie chcę cię przelecieć…chcę się z tobą kochać.
- Nie ma czegoś takiego jak „miłość”, Michael. Miłość jest kolejną wymówką dla ludzi, żeby chodzili naokoło i krzywdzili się nawzajem – Samotna łza spływa mi po policzku. – Skoro mnie do diabła nie chcesz, to mnie wypuść. – Błagam.
- Nie mogę i tego nie zrobię, Maria. Zostaniesz tu, a jeśli będę musiał cię przywiązać do krzesła to tak zrobię, ale cię nie wypuszczę. – Czuję narastającą złość i wyrywam nadgarstek z jego dłoni. – Ty idioto! To pieprzone porwanie. Gdy tylko mnie wypuścisz, idę na policję! – Michael jęczy sfrustrowany i podchodzi do mnie. – Nawet nie próbuj. Odsuń się ode mnie. – Czuję jak moje siły powoli odpływają. Upadam na ziemię, bo nogi nie chcą już dłużej podtrzymywać mojego tyłka. Wypuszczam z siebie cichy szloch i zaczynam się kołysać w przód i w tył. Dostrzegam rozmazaną figurę Michaela, który powoli przede mną kuca. Wyciąga rękę, żeby mnie dotknąć, ale odsuwam się do tyłu. – Nie dotykaj mnie. – Ramionami oplątuje siebie, a moje ręce łapią się koszuli, podczas gdy mój umysł próbuje zapanować nad rzeczywistością. Czuję, że z każdą wylaną łzą tracę rozsądek. Michael znowu wyciąga do mnie rękę, a ja po raz kolejny odskakuję krzycząc na niego, żeby mnie nie dotykał. Szepczę chaotycznie, a moje słowa mają jakikolwiek sens tylko dla mnie. – Za dużo…zbyt wcześnie…nie powinno…nie powinno być w ten sposób…nie powinno być tak…- On znowu chce mnie dotknąć, a ja ponownie próbuję się odsunąć, ale tym razem uniemożliwia mi to ściana. – Nie…- Mamroczę, gdy on mnie do siebie przyciąga. –Nie…Nienienie! – Cały czas płaczę. Walczę z nim najlepiej jak umiem, bijąc go lekko w klatkę piersiową.
-Ciii…wszystko dobrze. – Szepcze, a reszta siły całkowicie mnie opuszcza, kiedy łapie mnie za ramiona i trzyma je między naszymi ciałami. Wszystko, co mogę robić, to szlochać, a moje łzy moczą jego koszulę. Mówi pocieszające słowa, nieświadomie głaszcząc mnie po plecach. Jego kojące zachowanie połączone z charyzmatycznym głosem usypia mnie. Jednak moje oczy pozostają otwarte i tępe, a ciche łzy spływają mi po policzkach. Michael odsuwa się trochę i z zaniepokojeniem patrzy na mnie. Odsuwa mi włosy z twarzy. – Maria spójrz na mnie. – Próbuje mnie cicho namówić. – Ja jednak pozostaję wpatrzona w ścianę przede mną. – Maria, kochanie, spójrz na mnie. – Szepcze głaszcząc moją twarz. Nie mogę na niego spojrzeć. Nie po tym jak się przed nim załamałam. Co zobaczyłabym w jego oczach? Strach z powodu mojego oczywistego obłąkania? Obrzydzenie? Czuję jak nachyla się do mojego ucha i mimowolnie drżę, gdy czuję jego ciepły oddech. – Proszę. - Błaga delikatnie, a ja odwracam głowę jeszcze dalej od niego. On wzdycha i opiera czoło na moim ramieniu.
-Przepraszam. – Mamroczę i mocno zaciskam oczy, gdy czuję kolejną falę łez. Michael podnosi głowę.
- Co? Czemu? – Przygryzam dolną wargę i potrząsam głową. On znowu wzdycha sfrustrowany. Wyciąga rękę i kieruje moją twarz w jego stronę. Nie walczę z nim, ale także na niego nie patrzę. Dopiero on mnie do tego zmusza. Troska, która przepełnia jego oczy odbiera mi oddech. Odwracam się szybko, zanim zacznę znowu płakać.
- Za to. Za krzyczenie na ciebie, za płakanie jak dziecko, za zachowywanie się jak obłąkana wariatka. – Przyciąga mnie do siebie i przytula, a ja pozwalam się sobie rozluźnić w jego objęciach.
- Nie musisz przepraszać. Możesz na mnie wrzeszczeć i płakać w moich ramionach, kiedy tylko zechcesz, poza tym jesteś śliczną obłąkaną wariatką. – Drażni się ze mną, a jego usta muskają mój policzek. Nie mogę się powstrzymać, więc zaczynam chichotać, jednak szybko trzeźwieję, gdy jego usta dotykają mojego policzka. Dopiero teraz zauważam jak blisko siebie jesteśmy. On siedzi na krzyżaka w stylu Indiańskim, a ja siedzę pośrodku, moje nogi leżą na jego lewej nodze. Jego ramiona są owinięte wokół mojej tali, trzymając mnie blisko, pod takim katem, że jestem do niego odwrócona twarzą. Patrzę na niego i zauważam, jak blisko siebie są nasze twarze. Nasze oddechy mieszają się i czuję ból w dole brzucha. Ból i potrzebę czegoś. Czegoś, czego nigdy w życiu nie pragnęłam. Pewnie, że wiele razy pożądałam przyjemności, ale nigdy nie chciałam jej od kogoś innego. Zawsze za bardzo się bałam, żeby wpuścić kogokolwiek wystarczająco blisko, ale teraz, kiedy patrzę w te głębokie, czekoladowe oczy…zaczynam się nachylać, chcąc zdobyć jego usta przy pomocy moich własnych. Wzdycham czując jego miękkie, jedwabne wargi pod moimi. Nie ruszam się…po prostu trzymam usta w miejscu. Michael na początku jest spięty, ale po chwili się rozluźnia. Jakby wyczuwając, że nie jestem gotowa na więcej on także się nie rusza.
Odsuwam się i oblizuję wargi. On głaszcze mnie po plecach, dając znak, żebym się nie śpieszyła. Uśmiecham się wdzięczna i oddycham głęboko. Przełykam ślinę i znowu się nachylam. Tym razem delikatnie ruszam ustami przy jego własnych. On mnie naśladuję, nigdy nie posuwając się dalej, pozwalając prowadzić i dając kontrolę. Znowu się odsuwam i opieram czoło o jego. Czuję jego drżący oddech na mojej twarzy i wiem, że mój jest taki sam. - Trzęsiesz się. – Szepcze cicho, a ja się uśmiecham.
- Ty też. – Trzyma mnie blisko, całując podstawę mojej szyi. Drżę i podziwiam uczucia, jakich doznaję będąc w jego ramionach. – To takie nierealne. – Mamroczę, zbyt leniwa, aby mówić normalnie.
- Dlaczego? – Odpowiada w moje ramię.
- Brzmi głupio, ale…ja jeszcze nigdy tego nie robiłam. – Chowam twarz, rumieniąc się.
- Nie robiłaś czego? – Trzyma mnie mocniej.
- Tego. – Odwracam głowę w jego stronę. – Całowania, trzymania, tego całego załamywania się przed kimś. – Odchylam się i patrzę mu w oczy. – Zawsze musiałam być silna. Przynajmniej przy ludziach. Matka zawsze mówiła, że okazywanie uczuć to okazywanie słabości, a ludzie modlą się o słabości innych. – Siedzi i słucha, cały czas głaszcząc mnie po plecach i tym samym dając mi odwagę, abym się przed nim otworzyła. Zamykam oczy, gdy wracają do mnie wspomnienia Matki modlącej się o moje słabości. Otwieram usta, że kontynuować, ale szybko je zamykam, kiedy moja dolna warga zaczyna drżeć. Znowu mnie do siebie przytula.
- Wolno ci płakać Ria. Masz do tego prawo i nigdy nie powinnaś się wstydzić tego robić. – Uśmiecham się słysząc przezwisko, a potem syczę. – Co? – Patrzy na mnie zmieszany.
- Tego robić. – Powtarzam, naśladując jego udawany nowojorski akcent. Chichoczę, a on wywraca oczami.
- No proszę, i to mówi dziewczyna, która używa takiego rynsztokowego słownictwa? – Odpowiada uśmiechnięty. Przestaję się śmiać i patrzę na niego.
- To twoja wina.
- Moja?
- Aha.
- Czemu? – Uśmiecham się widząc zmieszanie, przekreślające jego twarz. Powoli się nachylam i delikatnie muskam ustami jego, a potem się odsuwając.
- Temu. – Odpowiadam poważnie. Michael zaczyna się śmiać, a potem zaczyna mnie całować. Otwieram usta jako zaproszenie, a on je przyjmuje i jego język po chwili zaczyna dotykać mój. Jęczę z zadowolenia. Nigdy nic nie było takie przyjemne. Łapię za jego koszulę i przyciągam jeszcze bliżej, pogłębiając pocałunek. Jedną ręką przeczesuję jego włosy, a drugą obejmuję wokół talii. Nasze języki walczą miedzy sobą o przewagę. Potrzeba czegoś więcej zmusza mnie do owinięcia moich nóg wokół niego. On zaczyna całować mnie wzdłuż szyi, aż dochodzi do mojego ucha i ssie jego płatek – O Boże. – Wydycham, zamykając oczy i przyciskam moją miednicę do jego. Michael lekko gryzie moje ucho, a potem przestaje i rękoma łapie mnie za biodra, mówiąc tym samym żebym przestała. Otwieram oczy i patrzę na niego. Marszczę czoło, gdy moja klatka piersiowa dwałtownie wzrasta i opada. Podnosi mnie trochę i klęka na kolanach. Wstaje, a ja jestem zmuszona zrobić to samo. Patrzę na niego zmieszana. – Co robisz?
- Przestaję. – Szepcze, trzymając mnie na wysokości swoich ramion.
- Nie…Nie musisz.
- Muszę. Nie jesteś gotowa. – Uśmiecha się smutno i gładzi mój policzek. Otwieram usta, żeby się sprzeciwić, ale on mnie ucisza. – Trzęsiesz się jak liść i widzę strach w twoich oczach Maria. Nie ważne jak bardzo starasz się to ukryć. – Wzdycham, poddając się i opuszczam głowę.
- Prze…- Odzywam się, ale zasłania mi usta swoja dłonią.
- Przestań. – Rozkazuje ciepło. Przytakuję, cały czas czując, że go rozczarowałam. – Chodź napijmy się kawy. – Proponuje, łapiąc mnie za rękę i podchodząc do drzwi.
- Nie to, żebym miała coś przeciwko kawie, kocham kawę, ale chyba nie wolno mi wychodzić. – Odwraca się i szeroko uśmiecha.
- Mądra dziewczynka.
- Staram się.
- Obiecujesz, że nie uciekniesz?
- Przyrzekam na własną śmierć. – Odpowiadam poważnie, delikatnie podkreślając słowo śmierć. Michael tego nie zauważa i wyciąga mnie ze swojego pokoju.
CDN