Dzięki wszystkim za komentarze
Po 3 rozdziale musiało być na RF trochę...gorąco
![Rolling Eyes :roll:](./images/smilies/icon_rolleyes.gif)
bo Breathless w odpowiedzi napisała coś o popularności jaką cieszą się tzw. trójkąciki" z Maxem&Liz&Michaelem w roli głównej, jak znane niektorym "First" Tasyfy albo "Crazy Times Two" RosDeidre obfitujące w wyjątkowo pikantne sceny z udziałem całej trójki. No więc Breathless z przekąsem stwierdziła że "w niektorych sytuacjach trzy osoby uprawiające sex zdają się fanom bynajmniej nie przeszkadzać".
Wnioski wyciągnijmy sobie sami
Milla dzięki za piękny fanart
Downfall
I feel boxed in
And trapped inside
Feels like the worlds closing in
And there’s nowhere to hide
I feel strapped down
While you feed the disease
I’m lying face on the ground
For the whole world to see
This time nothing feels right to me
I’m sinking deeper within
I’ll wait for you to lose sight of me
Before I suffer again
Drop To Zero
Song lyrics by
Trust Company
Rozdział 4
Max obserwował tłum, ściskając w dłoni szklankę i czekając, modląc się w duchu by Liz pojawiła się w drzwiach. Oszalali tancerze ocierali sie o siebie w tańcu, kłąb ciał napędzanych muzyką buchającą z głośników potężnym, wibrującym dźwiękiem wprowadzającym ich w stan wrzącej gorączki.
Czekanie zawsze było najgorsze, wypełnione niepewnością czy ona pojawi się dziś w nocy. Obserwowanie było najłatwiejsze.
Przyglądał się tłumom od lat, próbując odszukać w nich jej twarz. Modlitwa była jednak czymś nowym. Kiedyś powiedział Liz, że nie wierzy w Boga. Teraz uwierzył, ponieważ jedynie Bóg mógł ich ocalić.
- Mówiłem ci- Scott zabrał mu rozwodnioną Colę podając mu świeżo nalaną- będzie tu.
Max skinął głową, przyjmując napój. Miał nadzieję że Scott się nie mylił.
- Cześć Scott- czarnowłosa piękność przechyliła się ponad ramieniem Maxa, przyciskając piersi do jego pleców. Przyjrzała mu się uwodzicielsko, zachęcająco, figlarnie, jednocześnie wręczając Scottowi pustą szklankę.
- Czy to był Woodbridge czy Kendall?- Scott odłożył opróżnioną szklankę sięgając po następną. Zauważył że Lisa pożera Maxa wzrokiem.
- Kendall- wymruczała Lisa- kim jest twój przyjaciel?
Max wpatrywał się w swój napój, w widoczny sposób nie zainteresowany, ignorując okazywane mu natrętnie atencje. Przez wszystkie te lata widział już wiele różnych knajp w wielu różnych miastach, ale dziewczyny wszędzie były takie same.
- Proszę bardzo, Kendall dla ciebie- Scott otworzył butelkę alkoholu i nalał go do szklanki. Pchnął ją po kontuarze w stronę dziewczyny.
- Czy będzie coś jeszcze...dla mnie?- oblizała usta, spoglądając na Maxa.
- Wydaje mi sie że twoi znajomi czekają- Scott wskazał na jej stolik, wyraźnie dając jej do zrozumienia by dała sobie spokój.
- Zatańczymy?- wymruczała do Maxa, ignorując Scotta.
- Nie- Max podniósł na nią wzrok. Jego oczy były zimne.
- Szkoda- zrobiła podkówkę i ruszyła w stronę stolika.
- Wyraźnie cieszysz się powodzeniem- Scott wytarł kontuar ścierką.
Max pochylił się, pocierając czoło dłonią. Muzyka przyprawiała go o ból głowy.
- Tak, chyba...
Urwał, wyczuwając jej obecność w sali. Poderwał się i odwrócił szybko, jego spojrzenie zatrzymało się na jej twarzy. Scott podążył za jego wzrokiem, marszcząc brwi i zastanawiając się, skąd wiedział. Nie patrzył nawet w kierunku wejścia w chwili gdy pojawiła się w nim Beth, a jednak jego reakcja była natychmiastowa.
Beth wkroczyła do klubu ubrana od stóp do głów w obcisłą skórę. Czarną skórę. Spódniczka zaledwie okrywała jej pośladki. Skórzany, pozbawiony rękawów top był rozcięty z przodu, eksponując nie tylko dekolt. Diamenty w jej pępku połyskiwały w w barowym oświetleniu. Czarne skórzane buty na szpilkach siegały powyżej kolan, przydając jej kilka dodatkowych centymetrów i sprawiając że wyglądała jak dziewczyna z obrazu Vergasa.
- Liz...- Max wyszeptał jej imię, na jego twarzy widoczny był ból.
Jej ciemne włosy falowały niesfornie wokół porcelanowej twarzy i bladych ramion. Jej ruchy były płynne, kocie, zmysłowe, aura kobiecej namiętności zdawała się rozpalać powietrze wokół niej. Zaledwie weszła do klubu a mężczyźni już obserwowali ją tęsknie, marząc by zwróciła na nich uwagę. Towarzyszyło jej dwóch facetów, obaj wyglądali na zaborczych, niebezpiecznych. Posadziła jednego z nich przy swoim stoliku, popchnąwszy go na siedzenie pochyliła się nad nim by go pocałować, podczas gdy drugi stanąwszy za nią przycisnął krocze do jej skąpo okrytych pośladków. Jego ramię otoczyło ją w pasie, przyciagając mocno do siebie, podczas gdy jego dłoń wślizgnęła się pod jej spódnicę.
Roześmiała się i odepchnęła jego dłoń a Max zobaczył że jego palce były mokre. Zbladł, podejrzewając że pod spódnicą nie miała już niczego. Pociągnęła blondyna na posadzkę do tańca, zamykając oczy i poruszając się w rytm zwierzęcych dźwięków muzyki.
- Boże...- Max odwrócił się do baru i zamknął oczy. Musiał wziąść się w garść. Nie był w stanie znieść widoku tego kim się stała, a przecież jego ciało nie pozostawało obojętne. Czuł jej woń mimo dzielącej ich odległości.
- Wszystko w porządku?- spytał cicho Scott.
- Ja tylko...gdy widzę ją taką jak dziś...- Max obserwował ją w lustrze nad barem- ona- przełknął z trudem i opuścił wzrok- nie była taka...dawniej.
- Dawniej?- Scott porzucił swoje obowiązki za barem. Widział że Max z chwili na chwilę jest coraz bardziej napięty i poczuł narastający w nim gniew- co ty właściwie jej zrobiłeś? Byłeś dla niej brutalny? To dlatego ona...
- Nigdy jej nie dotknąłem- odparł Max. Tak cicho, że Scott z trudem go usłyszał.
- Ty i Beth nigdy....- Scott odprężył się nieco. Dopiero co spotkał tego mężczyznę, ale Max nie wydawał się typem zmuszającym kobiety do sexu.
- Nie...my nigdy- Max mówił coraz wolniej- to co nas łączyło było...takie...skomplikowane. Była najwspanialszą osobą jaką znałem. Jej serce było...czyste. Jej dusza była czysta.
Poświęciła dla mnie wszystko a ja byłem zbyt ślepy by to dostrzec.
Scott nie miał pojęcia o czym Max mówi, ale było jasne że tych dwoje zniszczyło się nawzajem. Poczucie winy było wypisane na ich twarzach i w ich czynach.
- Porozmawiasz z nią?
- Muszę- Max znów obserwował jej taniec. Była wciśnięta pomiędzy ciała dwóch mężczyzn, ocierając się o nich obu. Musiał zaczekać. Do chwili gdy będzie sama. Gdy będzie mógł ją przekonać by poszła z nim gdzieś, gdzie będą mogli porozmawiać. Gdzieś, gdzie będzie mogła wytrzeźwieć.
Max wszedł do męskiej toalety, podążając za niższym z dwóch mężczyzn towarzyszących dziś Liz. Podszedł do umywalki by umyć ręce, podczas gdy blondyn zatoczył się w stronę jednego z pisuarów, rozpinając spodnie.
- Hej Jack- facet prz sąsiednim pisuarze uśmiechnął się do blondyna- widziałem cię z nagrzanym kociakiem. Jest rzeczywiście tak dobra jak mówią?
- Nie masz pojęcia- blondyn miał się z czego odlać- wypieprzyła mnie na lewą stronę jeszcze w samochodzie. Słowo daję, Wes spuścił się na sam widok!
Max zamknął oczy, tłumiąc wściekłość. Musiał pohamować emocje, jeśli nie chciał wysadzić tego miejsca w powietrze. Czy żaden z nich nie widział jak bardzo cierpiała? Czy żaden z nich nie widział bólu w jej oczach?
- Dlaczego mnie nie przedstawisz? Też miałbym ochotę na co nieco.
- Jasne- zarechotał Jack- ona jest jak mechaniczny króliczek. Pieprzy, pieprzy i pieprzy bez końca!
Wyższy mężczyzna roześmiał się i stanął przy umywalce obok Maxa. Zerknął na niego i widząc jego bladą twarz i zamknięte oczy, spytał.
- Stary, nic ci nie jest?
Max otworzył oczy i spojrzał na niego. Przemówił cichym, lecz rozkazującym tonem.
- Wytrzyj ręce.
Mężczyzna wytarł ręce.
- A teraz wyjdź- Max przemowił raz jeszcze, tak cicho że nikt nie mógł go usłyszeć- opuść bar. Idź do domu i zostań tam przez całą noc. Nigdy więcej tutaj nie przychodź.
Mężczyzna opuścił toaletę w ciszy, bez jednego słowa. Gdy drzwi zamknęły się za nim, Max unieruchomił je swą mocą. Podszedł do Jacka i zacisnął mu dłoń na gardle. Jack drgnął zaskoczony, ale znieruchomiał z chwilą gdy Max zaczął mówić.
- Zabawa się skończyła- jego głos był pełen nienawiści- teraz stąd wyjdziesz. Możesz przespać się w ścieku. Nigdy więcej nie wymienisz imienia Beth. Nigdy więcej nie będziesz o niej mówił. Nigdy więcej nie będziesz o niej myślał. Jeśli naruszysz jakąkolwiek z tych zasad, wejdziesz pod rozpędzony autobus i pozwolisz po sobie przejechać. A teraz idź- Max opuścił dłoń- wyjdź z baru. Nigdy więcej tu nie wracaj.
Wypuścił Jacka i otworzył drzwi toalety. Blondyn wyszedł nie oglądając się za siebie i opuścił budynek.
- Co tym razem?- Scott zapytał pochyloną nad barem Beth.
- Sex na plaży?- uśmiechnęła się zadziornie.
- Nie ma sprawy. Sex na Plaży- Scott sięgnął po szklankę. Kątem oka zauważył Maxa wychodzącego z męskiej toalety i jednego z facetów Beth opuszczającego budynek. Czy Max mu groził? Przeraził go czymś? Niechętnie podał Beth drinka i patrzył jak odchodzi chwiejąc się w stronę stolika. Była na dobrej drodze by kompletnie się urżnąć i wiedział że powinien przestać sprzedawać jej alkohol, nawet jeśliby miała rozpętać tu piekło. Postawiła szklankę na stoliku i z powrotem pociągnęła Wesa na posadzkę do tańca.
Zamiast skierować się do baru Max podążył za Beth wkraczając pomiędzy masę ciał wijących się konwulsyjnie pod rozedrganymi światłami. Atakowała właśnie udo blondyna, ocierając swoją kobiecość o szorstki materiał jego dżinsów, własnie tam, na podłodze do tańca. Max stanął za Wesem i przysunął usta do jego ucha.
- Wyjdź- powiedział szorstko, ponad dźwiękiem muzyki- natychmiast.
Wes odwrócił się gotów posłać intruza do wszystkich diabłów, ale jedno spojrzenie w jego oczy wystarczyło by słowa zamarły mu na ustach. Max nie musiał nawet naginać mu umysłu by go przerazić. Wes cofnął się i szybko wyszedł.
Beth tańczyła przed nim samotnie, jej dłonie przesuwały się po udach, biodrach, żebrach i piersiach, była obojętna na wszystko i wszystkich wokół. Włosy wirowały wokół jej twarzy, zasłaniając jej rysy niczym kurtyna. Max postąpił krok na przód i wziął ją za ramię by wyprowadzić z sali.
- Beth. Chodź ze mną.
Nie mógł jej do niczego zmuszać. Musi być gotowa by wyjść stąd razem z nim, w przeciwnym razie nie będzie miało to żadnego znaczenia. Wysunęła ramię z jego uścisku i postapiła krok naprzód.
- Zatańcz ze mną- jej ramiona otoczyły jego szyję.
Max zamknął oczy, czując jak jej ciało porusza się przy jego ciele, ocierając o nie. Nie był tak blisko niej od ośmiu lat, a nawet dłużej. Ostatni rok w Roswell był piekłem.
- Nawet twój duch pachnie tak jak on- westchnęła przy jego szyi. Jej ruchy straciły sexualny podtekst. Biodra przestały kołysać się w zawrotnym rytm. Wtopiła się w Maxa, a Max wtopił się w nią.
Scott obserwował ich zza baru, widział coś, czego nie spodziewał się nigdy ujrzeć. Na podłodze do tańca, Beth tuliła się do Maxa, łagodnie kołysząc w rytm muzyki odmiennej niż ta która płynęła z głośników. Max otoczył ją ramionami, przyciągając do siebie i gładząc jej włosy, dotykając ją w sposób w jaki nikt wcześniej nie dotykał jej na oczach Scotta. Jej czoło opierało się o jego pierś, on przytulał policzek do jej włosów i tańczyli jak para kochanków, dwie dusze które nareszcie się odnalazły i które nie mogły bez siebie istnieć.
Ich stopy zaledwie się poruszały, zataczali niewielkie kręgi na posadzce nie zważając na rozedrgane ruchy tancerzy wokół nich.
Gdy trzymał Liz w ramionach, wracały wszystkie wspomnienia. Ich pierwszy pocałunek. Pierwsza randka. Pierwszy wspólny taniec. Byli wtedy tacy niewinni. Czy tamte dni mają szansę się powtórzyć?
Liz zesztywniała w jego ramionach nieoczekiwanie i odepchnęła go od siebie. Podniosła wzrok by napotkać jego spojrzenie a w jej oczach zapisane były lata cierpienia i bólu. Ponad muzyką usłyszał jej głos.
- Nie tańczę wolnych kawałków.
Odwróciła się i odeszła.
Podążył za nią, czując jak pęka mu serce.
- Liz...
- Liz?- odwróciła się- nie wiesz? Liz nie żyje. Liz umarła gdy uciekła z jaskini na pustyni, a miłość jej życia pozwoliła jej odejść. Liz umarła gdy mężczyzna z przyszłości sprawił że poświęciła wszystkie swoje sny. Liz umarła gdy mordercza suka zabiła jej najlepszego przyjaciela a jedyna osoba na którą jak myślała, zawsze mogła liczyć, nie uwierzyła jej. Liz umarła kiedy jedyny mężczyzna jakiego kiedykolwiek kochała pieprzył się z inną, ponieważ "była taka jak on i musiał się przekonać co to znaczy"- Beth zbliżyła się o krok i ich twarze dzieliły już tylko cale- nie nazywaj mnie Liz. Liz nie żyje.
Max zamknął oczy wiedząc że wszystko co powiedziała było prawdą. Pozwolił jej odejść zamiast pobiec za nią. Prosił by miała w niego wiarę, a potem odwrócił się, nie mając wiary w nią. Uwierzył że śmierć Alexa była samobójstwem a nie morderstwem z zimną krwią tak jak w rzeczywistości. Pieprzył się z Tess w chwili słabości, kompletnie zobojętniały na wszelkie konsekwencje. Nie miał żadnych usprawiedliwień.
- Beth- otworzył oczy i zawołał ją, używając jej nowego imienia- czy możemy pojść gdzieś gdzie moglibyśmy porozmawiać?
- Zawsze rozmawialiśmy Max- Beth spojrzała na niego- ale ty nigdy mnie nie słyszałeś.
Odwróciła się od niego i ruszyła do stolika, gdzie sięgnęła po drinka nie zawracając sobie głowy siadaniem. Odstwiła szklankę z hukiem, uprzednio opróżniwszy. Max patrzył jak odchodzi w stronę baru, po następny drink i po chwili pośpieszył za nią, trafiając prosto na początek awantury.
- Nie sprzedasz mi dziś więcej?- podniosła głos na Scotta- nie wydaje mi się!
- Beth- Scott mówił cicho- na dziś już ci wystarczy...
- Kim ty kurwa jesteś żeby...
- Nalej jej- powiedział spokojnie Max.
Ufając jego osądowi Scott przygotował następnego drinka i podał go Maxowi. Ruszył z nim do jej stolika, ściskając mocno szklankę. Jego dłoń rozbłysnęła na ułamek chwili, tak krótki że nikt nie mógł tego dostrzec, ale wystarczyło by całkowicie usunąć alkohol z napoju nie zmieniając przy tym jego smaku. Nie pozwoli na to by upiła się jeszcze bardziej tej nocy.
Beth zatrzymała się przy stoliku, dopiero teraz dostrzegając że kogoś jej brakuje. Właściwie to dwóch osób. Gdzie oni do cholery poszli? Jeszcze z nimi nie skończyła.
- Co?- Max zatrzymał się za nią, pytając mimo tego że zdawał sobie sprawę kogo szukała.
Przyjrzała mu się uważnie, na dłuższą chwilę zatrzymując wzrok na jego twarzy, po czym wyjęła mu napój z ręki.
- Duchy nie mogą przenosić rzeczy.
- Nie jestem duchem Beth.
- Oczywiście że jesteś- jej oczy wypełniły się smutkiem- Max nigdy by do mnie nie przyszedł.
Wyrwał jej drinka i z powrotem postawił go na stole. Nie potrafił tu stać i słuchać tych słów, wiedząc że naprawde w nie wierzyła. Zdesperowany, otoczył dłońmi jej twarz, marząc żeby nie była pijana, marząc żeby nie była w tej knajpie, marząc żeby nie była Beth.
- To ja, Max- popatrzył jej w oczy- i przyszedłem do ciebie. Próbowałem odnaleźć cię od lat Liz. Od lat. Obiecałem wszystkim w domu że nie przestanę cię szukać dopóki cię nie znajdę, nie ważne ile czasu to zajmie.
- Dom...- oczy Beth zalśniły od łez. Od tak dawna nie myślała o domu.
- Wszyscy czekają na twój powrót.
- Wszyscy?- jej głos był niewiele głośniejszy niż szept.
- Wszyscy- Max pogładził ją po policzku- Maria. Michael. Twoi rodzice. Jim. Kyle. Isabel. Wszyscy.
- Ale nie Alex.
- Nie- nie potrafił ukryć smutku w głosie- nie Alex- jego serce pękało jeszcze bardziej, gdy widział jak jej oczy wypełniają się łzami.
- Zabiłam go- zachwiała się i Max chwycił ją za ramiona, by ją podtrzymać.
- Nie- przyciągnął ją do siebie, pragnąć uspokoić- to nie była twoja wina.
- Przestań- odepchnęła go- przestań- nie chciała pocieszenia. Nie potrzebowała pocieszenia. Potrzebowała jedynie drinka.
- Liz- chwycił ją za rękę- jesli chcesz kogoś winić, wiń mnie. To ja sprawiłem że zmieniłaś przy...
Urwał wpół zdania, widząc zielone iskry energii przemykające po jej dłoniach. Gwałtownie przyciągnął ją do siebie, by nikt prócz niego tego nie dostrzegł.
Scott przyglądał się Beth zza baru, widząc jak skorupa ktorą się otoczyła pęka. Max wydawał się równie zraniony, ale kiedy Scott dostrzegł że Beth odsuwa się od niego a Max szorstko przyciąga ją z powrotem, cisnął ścierkę na bar i ruszył by ją bronić. Może Max rzeczywiście był cholernym wariatem.
- Hej!- chwycił Maxa za ramię, odciągając go brutalnie- co ty robisz?- zbladł widząc połyskujące dłonie Liz- co to kurwa jest...?
- Pogarsza się- Beth wpatrywała się w swoje dłonie.
- Muszę ją stąd zabrać- Max przyciągnął ją do siebie, ukrywając jej dłonie pomiedzy ich ciałami. Rozejrzał sie na boki, sprawdzając czy ktokolwiek to widział.
- Liz?- pochylił się nad nią- gdzie mieszkasz? Odwiozę cię do domu i razem coś wymyślimy.
- Co tu się dzieje?- Scott wpatrywał się w nich obydwoje- kim wy jesteście?
- Wierz mi, nie chcesz wiedzieć- Max przytrzymywał jego spojrzenie przez chwilę, a potem odwrócił się do Liz, pytając nagląco.
- Powiedz mi gdzie mieszkasz?
- Na Crest- szepnęła, zbierając się w sobie, krucha i zagubiona.
Max spojrzał na Scotta pytająco, sam nie znając miasta. Barman spoglądał na nich niepewnie.
- Róg 14 i Lexington- powiedział wreszcie- zaledwie parę mil stąd.
- Choćmy- Max przygarnął Liz do siebie i ruszył ku wyjściu. Scott znieruchomiały, patrzył w ślad za nimi.
This time nothing feels right to me
I’m sinking deeper within
I’ll wait for you to lose sight of me
Before I suffer again
Drop To Zero
Song lyrics by
Trust Company
cdn...
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)