![Very Happy :D](./images/smilies/icon_biggrin.gif)
"THANK YOU"
My tea’s gone cold
I’m wondering why I got out of bed at all
The morning rain clouds up my window
And I can’t see at all
And even if I could it’d all be grey
But your picture on my wall
It reminds me that it’s not so bad
It’s not so bad...
To są jej ostatnie chwile. Wiedziała o tym dobrze. Czuła ból, cierpienie i upokorzenie.
Nie znosiła tego wiecznego poniżania jej. Leżała na zepsutym, starym tapczanie w tym ich „mieszkaniu” w Nowym Jorku.
Przetłuszczone blond włosy z różowymi pasemkami były rozsypane na zapleśniałej poduszce.
Kątem oka dojrzała obściskujących się Ratha i Loonie. Nie zwracali na nią uwagi.
Ostatnimi siłami podniosła się ze swojego marnego legowiska i podeszła do metalowej półki stojącej w rogu mieszkania.
Wyjęła z niej strzykawkę napełnioną jakimś płynem. Ava obnażyła lewe przedramię i z zacięciem wstrzyknęła doń zawartość strzykawki.
Wróciła na kanapę i położyła się. Spojrzała na zdjęcie Zana wiszące na ścianie. Obok niej na stoliku stała zimna herbata.
Na zewnątrz padał poranny deszcz i było szaro. Przypomniała sobie ponownie dzień, w którym jej-niby-siostra i jej-niby-brat zabili najbliższą jej osobę na świecie- Zana.
Wiedziała, że ona sama umiera. Nie była tak silna jak Loonie czy Rath. Czytała kiedyś, że w chwili śmierci całe twoje życie ci przelatuje przed oczami.
Ava zobaczyła komory inkubacyjne, małego Zana, Ratha i Loonie. Siebie samą. Ujrzała Liz, gdy była w Roswell.
Znała ją tylko kilka dni, a poczuła że jest dla niej jak siostra. Wyciągnęła do niej pomocną dłoń. Dziękowała jej za to.
Spojrzała raz jeszcze na zdjęcie Zana. Jemu też dziękowała. Za to, że był. Za to, że istnieje w jej duszy.
Za to, że pomógł jej przetrwać. Ava wydała ostatnie tchnienie. Dziękuje-wyszeptała po czym wszystko wokół niej zawirowało, a ona sama dostała się do świata zmarłych.
Aby na zawsze żyć u boku ukochanego, którego zdjęcie wisiało na szarej ścianie mieszkania w Nowym Jorku...