Zastanawiałam się kiedy upomnicie się o więcej
![Cool 8)](./images/smilies/icon_cool.gif)
No proszę. Czy wy wiecie, że ostatnia częśc pojawiła się zaledwie kilka dni temu? Dlaczego miałabym już dzisiaj uaktualniać? Zwłaszcza, że nie mam pojęcia kiedy napiszę kolejne części
![Twisted Evil :twisted:](./images/smilies/icon_twisted.gif)
Ale najwyżej potem będziecie dłużej czekać, same chciałyście.
12.
Wczoraj, jutro, nie ważne... liczy się teraz
Był tak blisko. Czuła jego ciepło, jego palce na swoim ramieniu, gorący oddech na swoim policzku. Czekał na jej słowa, jej ruch. A ona nie mogła z siebie nic wykrztusić.
Tak blisko siebie. Nie było nawet milimetra przestrzeni pomiędzy nimi. Powietrze stało się dziwnie gęste u parne, myśli krążyły chaotycznie. Nie mieli pojęcia co się dzieje. Skąd się to wszystko bierze?
Dziwne uczucie wypełniające ich od środka setkami wirujących, ciepłych serpentyn, które uniemożliwiały zachowanie zimnej krwi. Wszystko w nich wrzało. Wystarczyło jedno spojrzenie, ułamek sekundy, a już nie potrafili od siebie oderwać wzorku, nie umieli przestać o sobie myśleć.
Było w tym coś więcej niż przywiązanie czy troska. To było zbyt niebezpieczne i nieznane. I nie chodziło też o feromony. Chociaż każda komórka ciała Liz wrzeszczała z pragnienia i ciągnęła w jego stronę, jej wnętrze wypełniało zupełnie inne uczucie. Mieszane z żądzą, ale o wiele głebsze i łagodniejsze.
Jakby ktoś ją zahipnotyzował. Wystarczył jeden błysk w jego oku, a ona topniała. Jeden jego dotyk, a osuwała się w jego ramiona, całkowicie się poddając. Silna, niepokonana X5, całkowicie zależna i słaba wobec Aleca. To chyba przerażało ją najbardziej. Fakt, że ma nad nią taką władzę.
Ale nie tylko ona czuła się osaczona. 494 czuł się kompletnie skołowany, zapędzony w kozi róg i przyciśnięty do ściany przez tę drobną postać. Przyjemnie drżącą w jego ramionach. Tracącą całą kontrolę nad sobą w jego obecności. Myśl, że to on tak na nią działał była... obezwładniająca.
Pochylił się ponownie nad nią. Usta zaledwie milimetry od siebie. Oddychali praktycznie tym samym obłoczkiem gorącej pary, który wydobywał się z ich płuc. Ciągle czuł jej niepowtarzalny smak. I wystarczyło by przysunął się na te dwa milimetry i mógł jej ponownie posmakować. Język łapczywie wysunął się do przodu, rozchylając jej drżące wargi. Jęknęła, a drobne ciało przycisnęło się mocniej do ściany, jakby bała się, że za chwilę osunie się w dół.
Ale zamiast tego jej ciało nagle się napięło poczym drobne fale drgawek przepłynęły przez koniuszki jej nerwów. Oboje zamarli. Alec odchylił się nieco, nie wypuszczając jej z objęć, obserwując jak drobne ciało coraz silniej się trzęsie. Zaklął pod nosem i drgnął, prawdopodobnie by skierować się do drzwi i zawołać jednego ze strażników. Epilepsja nie była zbyt romantyczna a mogła na dodatek przynieść paskudne skutki.
- Nie – Liz szepnęła, usiłując opanować swoje ciało
Zielone oczy z niepokojem się w nią wpatrywały. Chwilę się wahał. Po kilku sekundach chwycił ją mocniej, przysuwając do siebie i unosząc niepozorne ciało. Usiadł na zimnej pryczy, tuląc mocniej drżącą dziewczynę. Chaotyczne myśli zastraszająco szybko płynęły w jego umyśle, kreśląc niezbyt przyjemne obrazy. Z każdą sekundą, gdy konwulsje stawały się coraz głebsze i częstsze, coraz bardziej nęciło go by osobiście zanieść ją na oddział szpitalny. Ale nie chciała. Jedno jej słowo, któremu nie mógł się sprzeciwić.
Miękkie usta znaczyły jej czoło. Chociaż to bardziej uspokajało jego niż ją.
* * *
Kobaltowe tęczówki wpatrywały się w przestrzeń. Od śniadania zastanawiała się nad czymś. Nad kimś. A dokładniej nad dwiema osobami. Alec i Liz. Zawsze stanowili dość ciekawy temat do zastanowienia, ale nikt nigdy się w to wszystko nie zagłebiał. No, może poza Sam, która każdego z nich oceniała osobno i zupełnie inaczej traktowała. Jak się traktuje ludzi, indywidualnie.
Ale H. jakoś nie przywiązywała większej uwagi do tego czy któreś z jej rodzeństwa się wyróżniało czymś szczególnym. Najwazniejsze, że byli razem. Zawsze doskonale wiedziała, że 494 i 542 trzymali się z daleka od pozostałych. Dystnans, chłód, pewna obawa. Cokolwiek ich odpychało, robiło to na tyle zręcznie, że odciągając od reszty X5 pchało tę dwójkę w swoją stronę.
Pamiętała koszmarne noce, gdy oni wszyscy gromadzili się wokół Lane'a, szukając w nim oparcia, czując się bezpiecznie i wsłuchując w opowieści Isabel. Co jakiś czas jej zamyślony wzrok zeslizgiwał się w przeciwnym kierunku i padał na dwójkę dzieciaków siedzących pod ścianą. Blisko siebie, ramię w ramię. Nigdy na siebie nie patrzyli, nigdy się nie dotykali, nigdy nie rozmawiali ze sobą. Ale byli dla siebie. Jakby łączyło ich coś silniejszego i poważniejszego.
Teraz, po powrocie z misji, miała wrażenie, że to się jeszcze umocniło. Wręcz coś z nich emanowało, co nie dawało bynajmniej wrażenia rodzinnej więzi. I jeśli sądzili, że nikt nie zauważa ukradkowych spojrzeń jakie posyłali sobie, to się mylili. Od razu zauważyła, jak szmaragdowe spojrzenie wbija się chełpliwie w drobną postać i jak brunetka rumieni się i lekko drży pod naporem tego wzroku.
Cokolwiek ich łączyło, musiało być niezwykle silne, skoro nawet w murach manticore żyło własnym życiem i ciągnęło ich ku sobie. Lekko się uśmiechnęła. Po kilku sekundach uśmieszek przeszedł w diabelne rozbawienie. Widziała na treningu, że 542 ma nielada problem z koordynacją swoich ruchów i z opanowaniem własnego ciała. Znała to aż za dobrze z własnego doświadczenia. A połączenie dziwnej więzi pomiędzy tą dwójką z hormonalną gorączką prowadziło tylko do jednego...
c.d.n.