Post
by _liz » Sat Feb 12, 2005 2:37 pm
No i część ostatnia. Miała być pełna nadziei, ale nie miałam na nią nastroju i wyszło jak wyszło... dlatego jednak radziłabym sięgnąć po SZD. Mam ogólnie kiepski humor, więc i część jest taka chłodna i pochmurna... Ale jeśli kogoś to pociesza to dzisiaj wieczorem premiera nowego opowiadania.
Epilog
Weszła na plac, rozcierając obolałe oczy. Przez dwa dni leżała w skrzydle szpitalnym, nie mogąc odzyskać sił. Ale w końcu udało jej się zwlec z łóżka. Tylko po to, by dowiedzieć się, że jej oddział nie żyje. Nie pytała dlaczego i jak. Żołnierz nie zadaje nigdy takich pytań. Wystarczyło, że lodowy głos Lydeckera wtopił się w jej umysł razem z tą informacją. Pozostała tylko ona. Ona jedna. Była sama. Niby nie powinna czuć nic szczególnego w związku z tym, ale jednak jakiś cień smutku padał na jej twarz.
Teraz miała nową „rodzinę”. Przeniesiono ją do innego skrzydła, gdzie musiała zajmować wspólną salę z X6. Nieletnimi, sporo od niej młodszymi dzieciakami. Oczywiście, była dla nich jak autorytet lub ktoś wyższy stopniem, ale nie bawiło jej to. Nie czuła się tam dobrze. W dodatku ciągle powracał ten dziwny lęk, a w gardle rodził się krzyk. Nigdy nie wypowiedziany, zawsze tłumiony, ale jednak była chęć rozpaczy. Nie wiedziała skąd to się bierze. Przecież koszmarów z dzieciństwa już dawno się pozbyła, nie wracały nawet wspomnienia czerwonego laseru. Ale za każdym razem gdy zamykała powieki, budził się piekielny ból, rozrywający jej serce na strzępki i przeszywający nerwy milionami cieniutkich igiełek.
Światło przywracało dziwaczny ból w oku. Jakby nerw wzrokowy przesyłał impuls, który miał jej o czymś przypomnieć. Tylko o czym? Była pierwsza na placu. Jak zresztą zawsze od tych paru dni. W nowym oddziale spędziła zaledwie tydzień, a już wyrywało ja gdzie indziej. Wychodziła zawsze pierwsza na plac, jakby tam coś na nią czekało. Nigdy nie umiała jednak sprecyzować co. I stała kilka kroków dalej, wpatrując się w pochmurne niebo i czekając na dzieciaki ze swojej sekcji. A potem był trening.
Tym razem też przyszła wcześniej. Chyba za wcześnie, bo na placu dopiero co zakończył się trening innego oddziału. Transgeniczny znikali w przeciwnym skrzydle, a ona spokojnym krokiem weszła na plac. Ciemne oczy już miały skierować się ku górze, by zobaczyć to samo szare niebo, co zwykle... ale wzrok momentalnie pobiegł w innym kierunku. Coś ściągnęło jej uwagę w stronę tamtego oddziału.
Sylwetka. Postać. Ten transgeniczny wyglądał jakoś znajomo. Bardzo znajomo. Znała go, tylko... Tylko nie mogła sobie przypomnieć skąd go znała. Czy w ogóle naprawdę go znała... Oko zapiekło, a głowa błyskawicznie ją rozbolała. Jakby uderzono ją czymś ciężkim. Aż zacisnęła powieki. Jakieś niewyraźne głosy rozbrzmiały w jej głowie. Czyjś śmiech, czyjeś słowa, jej imię... Potrząsnęła głową. Spojrzała w niebo.
Tak samo szare jak codzień.
* * *
Rok później
Zadawała kolejne ciosy, za każdym razem trafiając w najczulszy punkt przeciwnika. Nie zastanawiała się dlaczego idzie jej o wiele lepiej niż tym nowym, a ponoć ulepszonym jednostkom. Byli od niej młodsi, ale sprawniejsi, teoretycznie mieli większe predyspozycje, ale mogła ich pokonać z zamkniętymi oczami. Nie chodziło o doświadczenie i pewność. Błąd tkwił u podstaw, w samym materiale genetycznym.
Walczyła dalej, raz po raz posyłając na matę kolejnych żołnierzy. Starała się nie rozpraszać mimo denerwującej obserwacji. Mężczyzna i kobieta stali kilka metrów dalej. Śledzili uważnie każdy jej ruch.
- Jest dobra – głos kobiety był zimny i krystaliczny
- Najlepsza – mężczyzna uśmiechnął się lekko, dumny ze swojej wyraźnej zasługi
- Jest ze starej serii, prawda?
- Tak – przyznał mężczyzna – Pozostało ich niewiele. Po tej ucieczce i po kolejnych...
- Zgoda – przerwała mu kobieta – Wyślemy ją.
Mężczyzna posłusznie przytaknął i podszedł do jednego z żołnierzy nadzorujących przebieg ćwiczeń. Dwa krótkie zdania wypadły z jego ust i po chwili żołnierz wydawał polecenia. Dziewczyna jednym ciosem powaliła przeciwnika, po czym posłusznie podążyła za mężczyzną. Kiedy zatrzymali się przy kobiecie, wyprostowała się i przyjęła pozycję na baczność. Stalowe oczy kobiety wbiły się w nią, badając każdy szczegół jej budowy.
- 542, przeszłaś szkolenie do indywidualnych misji?
- Tak – odpowiedziała krótko
Kobieta okrążyła ją i ponownie się zatrzymując, otworzyła akta, które do tej pory ściskała w dłoni.
Przytaknęła i oddała teczkę mężczyźnie. Stanęła twarzą w twarz z dziewczyną.
- Twoje zadanie będzie proste. Musisz pozbyć się kogoś – mówiła o tym, jak o zwykłym zadaniu rachunkowym
Wręczyła dziewczynie szarą kopertę formatu A4.
- Tu są wszystkie dane o twoich celach. Własne dokumenty dostaniesz jutro.
Dziewczyna wzięła kopertę nie zmieniając nawet wyrazu twarzy. Przez tyle lat ją szkolili, brała udział w wielu różnych akcjach, ale nigdy nie dostawała indywidualnego przydziału. Kiedyś usłyszała rozmowę nadzorujących ją naukowców. Mówili o jej zdolnościach, ambicji, sposobie myślenia, o tym, jak szybko się uczy nowych technik i zaskakuje w walce, ale określili również jeden mankament – ulega głębokim emocjom. Nie wiedziała co mieli na myśli.
Nie wiedziała aż do dnia, gdy w całej jednostce wszczęto alarm. Podążała wtedy za swoim oddziałem, ale mijając jedną z cel, zatrzymała się. Miała nieodparte wrażenie, że była tu kiedyś coś się działo. Kiedy ją siłą wyprowadzono z dala od płonącego budynku, przysłuchała się kolejnej rozmowie. Ta wyjaśniała dużo więcej, ale nadal nie znała szczegółów.
Mimo wszystko wolała się nie przyznawać do swojej wiedzy i przeczuć. Ceniła sobie ostatnie pół roku, które na szczęście spędziła z dala od Psy-Ops.
Gdy kobieta i mężczyzna odeszli, wypuściła powietrze i z zaciekawieniem otworzyła kopertę. Przyjrzała się zdjęciom, po czym wczytała się w akta. Jedna z najważniejszych zasad – poznaj wroga.
The end
![Image](http://img.photobucket.com/albums/v514/Onar-ek/sygnatures/NB5bb.jpg)