Z jednej strony jestem zwolenniczką "naturalnoości" scenariusza, z drugiej wiem, że przeważnie śmierćbohatera oznacza, że trzeba było się jakoś pozbyć postaci, bo czekała na nią już bardziej intratna rola gdzie indziej (rzadziej mają na to wpływ "problemy osobiste" aktora/ aktorki). Tu wracając do Alexa... To był jakiś zwrot akcji. Max zbutnował przeciwko sobie chyba wszystkich, z wyjątkiem Tess, ale wiemy dobrze czemu tak uparcie przy nim trwała
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
. Jednak mile zaskoczył mnie fakt, że młody Hanks pojawił się w III serii. Nie zniknął od tak sobie, nie zapadł się pod ziemię, jego śmierć była w miarę logiczna i scenarzyści nawet nieźle to wykombinowali. I tak... ja też płakałam jak bóbr na scenie jego pogrzebu. Pamiętam jak wtedy śpiewała Majandra... Izzabel wyglądała o wiele starzej przez ból... Jeszcze raz chylę czoła przed charakteryzatorami, którzy potrafili powiedzieć "pas" w scenach, które zamiast niezniszczalnego "Maxa Factora" (przepraszam za pseudo reklamę
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
) wymagają zwykłego, koszmarnego, zdradzającego prawdziwy ból, bez-makijażowego wyglądu.
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "