![Twisted Evil :twisted:](./images/smilies/icon_twisted.gif)
![Cool 8)](./images/smilies/icon_cool.gif)
[wciąż jednak ostrzegam - nie dajcie się zwieść; nawet chwila wytchnienia nie oznacza radośći do końca]
P.S: Chciałam zamieścić na Komnacie nowego polarka
![Confused :?](./images/smilies/icon_confused.gif)
12.
Przekręciła się na bok. Nerwy szarpnęły. Syknęła z bólu i momentalnie otworzyła oczy. Przesunęła spojrzenie po ciemnozielonej ścianie. Zaraz, zaraz... w jej mieszkaniu był inny kolor. Powoli obróciła się na plecy i na drugi bok. To zdecydowanie nie było jej mieszkanie. Wciągnęła głęboko powietrze. Ten zapach... Alec.
Zamknęła powieki. W głowie szybko przemknęło jej wspomnienie tego, co się działo nim zasnęła. A najgłośniej dźwięczały jego słowa. Suka. Powinna mu za to wydrapać oczy, ale jednak nie mogła. Bo miał rację. Przez ostatnie dni zachowywała się wobec niego jak zimna suka, odpychająca i gryząca nawet, gdy on wyciągał rękę w dobrym geście. Wykrzykiwała, że go nienawidzi a on mimo to pozwolił jej u siebie zostać tylko dlatego, że potrzebowała kilku dni na regenerację.
Westchnęła. Bycie zimnym żołnierzem było łatwe, ale gdy nie dbało się o myśli i uczucia innych. Do tej pory nie dbała, nie licząc własnego oddziału. Ale ponowne pojawienie się w jej życiu zielonookiego X5 wywróciło wszystko do góry nogami i teraz już nie wiedziała co wywołuje to dziwne wyrzuty sumienia.
If I could change
I would
Szmer. Ktoś wszedł do sypialni. Alec. Zacisnęła mocniej powieki, mając nadzieję, że uwierzy w jej sen. Chociaz to naprawdę wydawało się snem. Koszmarem nawet. Czuła jego obecność. Zapach. Ciepło. Bicie serca. Ukłucie wewnątrz przesłało dreszcz wzdłuż koniuszków nerwowych. Pamiętała jego bicie serca tak dobrze. Co wieczór zasypiała wtulona w jego ramiona z głową na jego klatce piersiowej, wsłuchując się w bicie silnego serca.
Miała wrażenie, że przygląda się jej. Wręcz czuła malachitowe spojrzenie ślizgające się po jej twarzy i całym ciele. Nie myliła się. Badał każdy zakamarek, który kiedyś znał na pamięć. Nie, wciąż znał. Przechylił głowę nieco w bok, przyglądając się jej twarzy. Delikatne, niewinne, anielskie wręcz rysy. Ale tylko on dostrzegał piętno piekła zwanego Manticore. Niewidoczne znamiona bezsilności i rozpaczy, skupienie i odpowiedzialność. Smutek.
Pochylił się i delikatnie odgarnął pasemka ciemnych włosów, które przysłaniały jej policzek. Dlaczego teraz znikała wszelka złość i chęć mordu? Nawet gdyby miał pod ręką nóż, nie byłby w stanie go użyć. Lekko się uśmiechnął.
Byli tak podobni. Pod pewnymi względami... Tłumili w sobie wszystko, udawali przed innymi. Udawali, że wszystko jest w porządku, a to co było nie tak, ukrywali głęboko. Chowali się za maską obojętności i złośliwości. Misje były najważniejsze. Oboje byli żołnierzami czy im się to podobało czy nie. I to chyba był powód, który ich tak oddzielał. Gdzieś była w podświadomości zakorzeniona obawa przed tym co nowe, przed tym co tkwiło w nich. Pokręcił głową i wstał.
* * *
- Więc żyje – mruknął z niezadowoleniem
Chłopak wyszczerzył zęby, pełen dumy. Co jak co, ale ta informacja całkowicie go cieszyła. Wiedział, że Liz tak łatwo nie da się podejść. Bądź co bądź była najlepszym żołnierzem jakiego znał.
- Mówiłem, że jej się nie da ot tak zabić. Nawet twoi ludzie nie są w stanie.
White spojrzał na niego gniewnie. Nie lubił takich pewnych siebie osobników, którym się wydawało, że pozjadali wszystkie rozumy. A już zwłaszcza jeśli byli tak bezczelni wobec niego. O nie, w jego towarzystwie nikt nie powinien czuć się pewnie. Zgrzytnął zębami.
Nie lubił, gdy coś nie szło po jego myśli. Teraz będą tam w TC strzec jego „kochanej siostryczki” jak oka w głowie. Nie dadzą się nikomu zbliżyć do niej. Przeklęta pseudolojalność. Ale... - pewien pomysł zaświtał w jego głowie – mógł na tym skorzystać. Zdecydowanie. Zwłaszcza jeśli jego siostra była dobrze wprawionym dowódcą. Tak, to był genialny pomysł.
- Nie zabiję jej – powiedział z dziwnym uśmieszkiem – Przyda mi się.
* * *
Kolejna godzina bezczynnego leżenia i milczenia. Miała tego serdecznie dość. Westchnęła i podparła się by wstać. Nerwy nieco się napięły. Ból był już o wiele słabszy, chociaż wciąż ścinał coś wewnątrz. Jęknęła, ale podniosła się wyżej.
- Leż – miękki głos rozbrzmiał w jej uszach
Spojrzała w stronę drzwi. Alec stał wsparty bokiem o framugę i przyglądał się jej. Tym razem malachitowe spojrzenie było łagodne i nieco rozbawione nawet. I położyła się posłusznie. Może to przez tą nagłą zmianę jego tonu. A może doszła do wniosku, że i tak nie ustałaby za długo na nogach.
Alec podszedł do niej i jakby nigdy nic usiadł na skraju łóżka, wbijając wzrok w jej twarz. Zaczynała czuć się nieswojo. Chciała się podsunąć wyżej, ale ostry impuls nerwobólu nie pozwolił jej na to, za to wydobył stłumiony jęk. Jeśli to miała być ta szybka regeneracja...
- Boli?
Uniosła wzrok. Kiedy Alec znalazł się tak blisko? Jeszcze przed chwilą siedział na skraju łóżka, a teraz pochylał się nad nią. Ich ciała dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
Rozchyliła usta czując ciepłe palce zmierzające po skórze jej pleców. Albo była zbyt osłabiona by się skoncentrować albo on był niesamowicie szybki. Nie zauważyła gdy wsunął swoją dłoń pod jej plecy, chcąc najwyraźniej odnaleźć punkt bólu i kto wie w jaki sposób się go pozbyć. Zwilżyła nerwowo wargi językiem, czując jak opuszki jego palców zsuwają się coraz niżej. Napięła całe ciało, gdy dotknął ledwo zabliźnionej rany.
- Ciii – szepnął do jej ucha, zbliżając się jeszcze bardziej
Spoglądała na niego uważnie. Zielone tęczówki iskrzyły. Był tak blisko. Dotknęła dłonią jego policzka. Tylko kilka milimetrów i mogłaby znów posmakować jego ust.
Pochylił się, niefortunnie przyciskając ją mocniej do materaca. Syknęła z bólu, a on momentalnie zamarł. Po kilku sekundach przekręcił się i położył obok niej. Oboje leżeli, równomiernie oddychając i wpatrując się w sufit. Alec zastanawiał się. To jedyna chwila gdy na siebie nie krzyczeli, nie bili się, nie mieli ochoty pozabijać. Może warto byłoby spróbować.
- Powiesz mi dlaczego? - zapytał łagodnie na wpół przyciszonym głosem
Wstrzymała oddech. Czy musiał psuć takie chwile? Jedyne gdy nie było tego napięcia. Z drugiej strony... Zrobił dla niej wiele, choć nie musiał. I nie oczekiwał niczego innego wzamian. Prosił tylko o odpowiedź. Odpowiedź, która mu się należała. Jak nic innego.
Ale wciąż było trudno. Na to nie było słów. Nie umiała tego ująć w nic sensownego. To po prostu siedziało gdzieś głęboko w niej.
- Nie byłem dla ciebie dośc dobry? - Alec wciąż pytał spokojnie, ale z dziwnym bólem – Bałaś się, że złamię ci serce?
- Żołnierze nie mają serca.
To było to. Alec obrócił głowę, wbijając uważne spojrzenie w twarz Liz. Powiedziała to z taką pewnością i rozgoryczeniem. Lata spędzone w Manticore nie pozwalały na dopuszczenie tego, co mogłoby osłabić zmysły. A ich relacje zbyt się pogłebiły. Przestraszyła się tego, co mogło nastąpić. I z drugiej strony ciężko jej było się tego pozbyć, zapomnieć o tym. Ona wciąż uważała, że jest tylko i wyłącznie żołnierzem, który nic nie czuje. A przynajmniej nie powinien czuć.
- Poza tym – dodała w tym samym tonie – Zawaliłam przez ciebie misję.
Alec zmarszczył brwi. Znów miała zamiar go o coś oskarżać?
- Trudno zlikwidować kogoś na kim ci zależy. - powiedziała gorzko, jakby kpiła sama z siebie
To zdanie uderzyło Aleca. Aż otworzył buzię, tylko nie wiedział co powiedzieć.
Więc był jej misją...
Tego by się nigdy nie domyślił. Nigdy. Grała wtedy idealnie. Chociaż nie. Wychodziło na to, że nie grała. Przeciwnie, wszystko zaczęło się stawać prawdziwe. Zaczęło w niej kiełkować to dziwnie lekkie uczucie, osłabiające zmysły i poczucie rzeczywistości. Zagłębiła się w tym tak mocno, że nie potrafiła wypełnić zadania. Nie umiała go zabić. Więc wolała uciec. A on ją za to znienawidził. Bo się nie domyślił o co mogło chodzić.
Przytaknął tylko i ponownie wbił wzrok w sufit. Teraz sprawy rysowały się całkiem inaczej.