Post
by Tess_Harding » Fri Mar 25, 2005 9:54 pm
Tajniak!!!! ale ja jestem dziewczyną i nie potrafie pisac o przemocy!!! Może masz jakieś propozycje albo coś??? pomogłoby zwłaszcza, że niedługo będzie walka. A teraz kolejna część.
DWA SERCA 3 cz.14
Minęły dwa dni i nic się nie wydarzyło. Oczywiście nie biorąc pod uwagę tego, że Maria, nadal załamana, wyjechała z Roswell. Michael wciąż mieszkał u Valentich. Dla przeciętnego obserwatora wszystko wyglądało normalnie, ale tak nie było. Kyle i Tess wychodzili na spacery, Liz pracowała w Crashdown a Michael zamknął się w pokoju i wcale nie miał zamiaru wychodzić. Nie pomagały prośby ani groźby. Aby nie niepokoić Michaela każdy udawał, że nic takiego się nie wydarzyło. To były kłamstwa i wszyscy domyślali się, że Micha się na to nie nabrał. W zasadzie oni sami się na to nie nabrali. Byli kosmitami, wyłączając Kyle'a i Liz, i to wszystko było dziwną kosmiczną sprawą, która nie miała jakiegos racjonalnego wytłumaczenia. Oto mutant przyleciał do Roswell i.. No własnie, co? Nikt nie znał odpowiedzi dlaczego ten mutant ich zaatakował. Żadne sensowne wyjaśnienie nie przychodziło im do głowy. Michael nie był skory do rozmów.
- Jestem wściekły, załamany i nie mam ochoty z nikim gadać.- odpowiadał krótko kiedy ktoś usiłował nawiązać z nim kontakt.
- Zobaczysz... Maria zrozumie. Jak wróci z Nowego Jorku to wszystko sobie wyjaśnicie. Przecież to nie była twoja wina.- tłumaczyła Liz. Nie pomagało. To wszystko było zbyt świeże aby można było ot tak zapomnieć. Zarówno Michael jak i Maria nie usiłowali nawiązać ze sobą kontaktu.
- Mamo, dlaczego wujek Michael jest taki smutny?- zapytała któregoś dnia Courtney.
- Kochanie, wujek jest smutny dlatego, że nie ożenił się z ciocią Marią. Ale niedługo będzie ślub. Zobaczysz. A teraz idź się pobawić.- Tess sama nie wiedziała jak wytłumaczyć dziecku taka sprawę. Courtney była zdecydowanie za mała, aby jej mówić o mutantach i różnych kosmicznych sprawach. Jednocześnie zdawała sobie sprawę, że jej dziecko może być dość dobrze poinformowane przez swoją imienniczkę, Courtney Banks. Jednak ta już dawno nie dawała o sobie znać i Tess pomyślała, że może już dała im spokój. Z jednej strony to było dobre, ale z drugiej.... Nie mieli żadnych informacji, a Courtney dużo wiedziała. Mogła im pomóc.
- Cześć skarbie- Kyle wyrwał Tess z rozmyślań.
- Co tak szybko? Spodziewałam się ciebie o piętnastej....
- Tess... Jest już piętnasta a nawet po.- Kyle uważnie przyjrzał się swojej żonie.
- Faktycznie... Trochę się zamyśliłam.
- Zauważyłem. Coś się działo?- Kyle usiadł przy stole.
- Nie. Michael nadal siedzi w pokoju i nie chce z nikim rozmawiać. Była tu Liz. Maria nadal nie dzwoniła. Liz usiłowała wyciągnąć coś od jej matki, ale ta się uparła i nic nie mówi.
- Po raz pierwszy w życiu.- zaśmiał się Kyle.
- Nie bądź złośliwy. Nie dziwię się, że nic nie chce powiedzieć. Po tym co się stało....
- Ale Maria to najlepsza przyjaciółka Liz. Powinna zadzwonić chociaż do niej i powiedzieć co się z nią dzieje. Na jej miejscu bym tak zrobił.- Kyle spojrzał na żonę, która odwróciła się do niego plecami. Nagle do kuchni wszedł Michael.
- Cześć.- rzucił krótko.- Zapraszam was do mojego pokoju. Cos zobaczycie.
- Coś się stało?
- Raczej nie. Zależy jak na to spojrzeć.- wyjaśnił Michael. Tess z Kyle'm poszli za nim. Na środku pokoju stała ich córka a wokół latały różne przedmioty. Znowu było tak jak wcześniej. Najwidoczniej te wszystkie objawy wróciły.
- Courtney!- krzyknęła Tess.
- Weszła do pokoju, wyglądała jakoś dziwnie. Zaczęła cos mówić, ale nie mogłem zrozumieć. To było w jakimś dziwnym języku. Nie mam pojęcia co to miało znaczyć. Chciałem do niej podejść, kiedy wszystkie przedmioty w tym pokoju zerwały się ze swoich miejsc i ją okrążyły. Nie można się do niej zbliżyć. Nie uważacie, że Courtney wróciła?- spojrzał na Kyle'a.
- Najwidoczniej... Ale co możemy teraz zrobić? Przecież to niesprawiedliwe, że spotkało to naszą córkę.- Tess powoli zaczęła podchodzić do małej, ale wtedy przedmioty zaczęły latać ciaśniej, broniąc dostępu do dziewczynki. Mała wyglądała jakby była w jakimś transie. Wciąż powtarzała coś w nieznanym języku. Wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Szyby w oknach rozleciały się w drobny mak. Wszędzie było pełno szkła a przez okna wdzierał się okropny wiatr, mimo, ze na dworze było bezwietrznie. Nagle dziewczynka padła na ziemię a przedmioty wylądowały obok niej. Tess podeszła do córki, podniosła ją z ziemi i wyniosła z pokoju. Kyle'a zastanowił ten dziwny spokój u Michaela. Wydawało mu się, że przyjaciel cieszy się z tego, że Courtney Banks znowu dała o sobie znać. Kyle wiedział, że Michael cos do niej czuł. Nawet był zazdrosny, ale Courtney nie żyje a on ma Tess i córkę o tym samym imieniu co jego była dziewczyna. Może to wina tego imienia? Gdyby jej tak nie nazwali to może te „nawiedzenia” by nie miały miejsca? Ale to było tylko „gdybanie”, bo fakt faktem Courtney Banks cos od nich chciała. Kyle nie wiedział co, ale czuł się winny, gdyż bardzo chciał ją znowu zobaczyć. Wydawało mu się, że to jest nie fair wobec Tess.
* * *
- Jak tam, Michael?- wieczorem do Valentich przyszła Liz. Wszyscy siedzieli w salonie.
- A jak niby ma być? Dzwoniła Maria?- zapytał.
- Niestety nie. Nie wiem co się z nią dzieje. Myślałam, że chociaż do mnie zadzwoni. Może obraziła się na mnie po tamtej rozmowie.
- Nie sądzę. Maria jest dorosła i wyrosła już z tamtych głupich przyzwyczajeń.- powiedział Kyle.- No, wiecie o co mi chodzi? O to, że bardziej trzeźwo patrzy na świat. Kiedyś żyła samymi marzeniami a dziś już tak nie jest.- wyjaśnił.
- Co mi z tego przyjdzie?- Michael wzruszył ramionami.- Przez tego mutanta już mnie nie będzie chciała znać. Teraz to już na pewno koniec naszego związku. A mi naprawdę na niej zależy.
- Michael, nie bądź takim pesymistą. Ja jej wszystko wytłumaczyłam i nie powinna się na ciebie złościć.- powiedział Liz.- Ale na mnie już czas. Obiecałam, że wrócę wcześniej do domu.- Liz wyszła. Wszyscy siedzieli w milczeniu.
- Szczerze, to nie widzę powodu aby Maria do mnie wróciła.- Michael wstał i wyszedł. Ani Tess ani Kyle nie zdążyli zareagować.
- Powinien wypocząć.- stwierdził Kyle.
- Wypocząć? Po czym? Od kilku dni on nic innego nie robi!!!- Tess była wściekła.- Chyba juz nadszedł czas aby się otrząsnął!
- Tess, nie denerwuj się.- Kyle włączył telewizor.
- Co zamierzasz oglądać?- zapytała go Tess .
- Zgadnij...- Kyle się do niej uśmiechnął.
- Oczywiście mecz. Ja idę spać. - Tess pocałowała męża i poszła do pokoju. Po drodze zajrzała do córki. Courtney smacznie spała, więc Tess, spokojna o nią, położyła się do łóżka. Nie mogła jednak zasnąć, więc włączyła radio. „Just another day to live.... Just another night to die...” słychać było piosenkę. „Oczywiście o umieraniu” pomyślała Tess. I wtedy poczuła zimny powiew od strony drzwi i zobaczyła stojącą w nic Courtney Banks ubraną na biało i w rozpuszczonych blond włosach. Radio samo zgasło.
- Courtney...- szepnęła Tess i usiadła na łóżku.
- Tak. To ja.- Courtney podeszła bliżej.- Cóż, jestem tylko wspomnieniem. Czy ja cały czas muszę powtarzać te słowa?- spytała samą siebie.- Ale pomijając ten szczegół, przyszłam cię ostrzec.
- Ostrzec? Przed czym znowu?
- Przed tym samym w zasadzie.... Jak już pewnie zauważyliście, w Roswell jest mutant.
- Jakoś zwróciło to naszą uwagę.- powiedziała zgryźliwie Tess.
- Otóż ten mutant może przybrać postać każdej osoby. Nie musi wcale jej dotykać. Wystarczy, że pomyśli o tej osobie. Przez to, że wciąż zmienia się w kogoś innego nie mogę dojść kim on tak naprawdę jest.- wyjaśniła Courtney.
- Dlaczego się wcześniej nie pokazywałaś? Na przykład wtedy kiedy ten mutant zrujnował wesele Michaela i Marii?- zapytała Tess.
- Cóż... Nie mogłam. On mnie w jakiś sposób blokował. Zresztą, nie mogę was wiecznie ratować. Jak odejdę na zawsze to co zrobicie? Twoja córka mi pomogła dostać się znowu na ziemię. Tym razem postaram się wam pomóc, ale nie obiecuję sukcesów. Wciąż jestem słaba aby na dłużej przejąć ciało twojej córki. Nawet sobie nie wyobrażasz jakie to trudne...- Courtney spojrzała w okno.- Co do ślubu Michaela i Marii to i tak bym nic nie zrobiła. Myślę, że oni i tak będą razem bez względu na wszystko. Na pewno potrzeba im trochę czasu, ale to minie. Możesz uspokoić Michaela w moim imieniu.
- Dlaczego sama tego nie zrobisz?
- Bo nie chcę mu mieszać w głowie. Chyba wiesz, że on się kiedyś we mnie kochał. Może to zbyt mocne słowo, ale coś do mnie czuł. Sam mi to powiedział i dlatego wolę mu się nie pokazywać. Chyba mnie rozumiesz?- zapytała.
- Myślę, że tak. Rozumiem cię. Jednak Kyle też cię kochał a jemu się pokazałaś.
- Chyba nie zrobisz sceny zazdrości duchowi? Juz bez przesady, Tess. Musiałam wyjaśnić mu kilka spraw. Ale teraz pokazałam się tylko tobie. Pamiętam dni, kiedy byliśmy razem. To nie tak miało być. Wszystko było nie tak. Kivar... Kivar był mi bardzo bliski. Nie spodziewałam się, że tak to się skończy. To miało wyglądać inaczej. Miałam pomóc w zabiciu was a potem w chwale wrócić na Antar. Kivar byłby ze mnie dumny i rządzilibyśmy razem. Ale nie spodziewał się, że spotkam kogoś kogo pokocham bardziej niż jego.
- Przecież w twoim pamiętniku było, że macie wybadać sytuację. Ty i Nicholas.
- Tak, ale potem wszystko się pomieszało. Kivar zrozumiał, że nigdy nie będzie miał Vialndry. Stwierdził, że ja mu wystarczę. Kazał zabić wszystkich. Kiedy okazało się, że zawiodłam i zdradziłam go, postanowił zwerbować Maxa w swoje plany. Resztę już znasz, choćby z pamiętnika. Nie mam czego tłumaczyć. Powinnaś mnie zrozumieć.
- Oczywiście, że cię rozumiem. Po prostu ostrzegasz tych, których kochasz. Jednak twój pamiętnik rzuca pewien cień na to wszystko. Ale nie chcę wyjaśnień. Byłaś moja przyjaciółką, nawet jak na Antarze było inaczej. Teraz to wszystko jest strasznie pogmatwane i dziwne. Jestem kosmitką, moje dziecko też. Ale skąd się wziął ten mutant? Od Kivara?
- Na pewno nie od niego. Jestem o tym przekonana. Kivara nie ma nawet na ziemi.- wyjaśniła Courtney. Tess chciała o cos zapytać, ale wtedy usłyszały kroki za drzwiami i Courtney zniknęła. Radio znowu grało a po chwili w sypialni pojawił się Kyle.
- Jeszcze nie śpisz?- zdziwił się widząc swoją żonę siedzącą na łóżku.
- Była u mnie Courtney Banks.- Tess postanowiła powiedzieć mężowi o wizycie.
- Tak? I co ci mówiła?
- Ostrzegała nas przed mutantem.
- Chyba trochę za późno...
- Nie mogła się z nami skontaktować..- Tess streściła Kyle'owi całą rozmowę. Pominęła tylko kilka szczegółów.
- I co teraz zrobimy?- zapytał Kyle.
- Nie wiem. Czas pokaże. A teraz wybacz, ale jestem bardzo zmęczona. Jutro porozmawiamy. Tss wyłączyła radio, przykryła się kołdrą i po chwili spała. Kyle tymczasem podszedł do okna i spojrzał w ciemność.
- Courtney...- szepnął.- Gdzie jesteś? Potrzebuję się. Nawet nie wiesz jak bardzo.....- Kyle wiedział, że Courtney miała białą sukienkę, więc starał się dojrzeć w ciemnościach chociaż odblask bieli, ale nic się nie wydarzyło. Chłopak odszedł od okna i położył się obok żony. Spojrzał na nią z czułością, ale jego myśli wciąż krążyły wokół kobiety, którą kiedyś tak bardzo kochał i z którą chciał przeżyć wieczność. Jeszcze długo nie spał, wciąż mając nadzieję, że Courtney do niego przyjdzie. Były to złudne nadzieje. W końcu, zmęczony, zasnął.
Tymczasem w pokoju obok, córka Kyle'a i Tess miała dziwny sen, który z jednej strony wydał jej się miły, ale z drugiej był troszkę przerażający jak na kilkuletnie dziecko. Widziała trzy księżyce i trzy słońca, które tworzyły literę „V”. Niebo miało dziwny kolor. Potem znalazła się w dziwnym ciemnym pokoju. Był prawie pusty. Prawie, gdyż pośrodku stał okrągły stolik a na nim wazon z dziwnymi kwiatami. Wtedy pojawiła się postać ubrana na biało.
- Courtney... potrzebuję cię....- powiedziała postać, którą mała rozpoznała. I wtedy pokój zniknął a dziewczynka znalazła się na łące. I nagle sen się skończył. Słyszała jeszcze dziwny przerażający odgłos.
Dziewczynka otworzyła oczy. Jej ciało unosiło się kilkadziesiąt centymetrów nad łóżkiem. Krzyknęła.
CDN
Jane Cahill
![Image](http://i5.photobucket.com/albums/y175/Claire_Littletone/kingav.jpg)