Post
by Ela » Thu Jul 29, 2004 8:46 pm
Gwałt zadany jakiejkolwiek istocie jest przerażający, ale wystawianie kogoś na wstyd i upokorzenie jest nie do wyobrażenia. Ze ściśniętym sercem tłumaczyłam tę część.
Gravity Always Wins - część 17
Serena odwróciła się do Michaela, przełykając ciężko. Przyglądali się obozowisku nieprzyjaciela mieszczącemu się w opuszczonym magazynie, od ponad miesiąca ich głównej siedzibie. Chwilę wcześnie zatrzymali Suburbana przy wysypanej żwirem drodze, zanim na niebie ukazały się pierwsze piękne refleksy zwiastujące nadejście świtu, przy których budynek wydał się teraz jeszcze bardziej przytłaczający – ogromny, jakby na przekór niewielkiej numeracji.
Michael podwiózł ich na miejsce, teraz Tess zajmie miejsce za kierownicą ponieważ jej zadaniem było pozostanie w samochodzie. Miała być gotowa by odjechać natychmiast gdyby sprawy nie potoczyły się tak, jak wcześniej zaplanowano.
- Ty pójdziesz od razu po Annę, w tym czasie ja spotkam się z Nicholasem – poinformowała Serena, obserwując reakcję Michaela.
Kiwnął głową, zawahał się i powiedział – Będziesz wiedziała co się dzieje Sereno ? Gdy Tess zacznie naginać wszystkim umysł ?
- Gdy będę wiedziała co robi przyblokuję ją. Miejmy nadzieję że oni nie wpadną na ten sam pomysł.
- Nicholas nie wie do czego jestem zdolna – uspokoiła ją Tess – Przynajmniej nie w pełnym wymiarze.
Serena zamyślona potrząsnęła głową – Więc zablokuję na tyle żeby zobaczyć wychodzącego Michaela razem z Anną...i tak, żeby nie zobaczył tego Nicholas.
- Otóż to – przytaknęła Tess. Ale uwadze Sereny nie uszedł wyraz napięcia na jej twarzy i domyśliła się, że była odrobinę przestraszona i niepewna. Ale widniała na niej także silna determinacja, poznać ją było po wysoko uniesionym podbródku, jak gdyby rzucała wyzwanie swoim wrogom.
- W porządku - Michael odwrócił się do siedzącej na tylnym siedzeniu Tess – Jak długo jesteś w stanie wytrzymać ? Realnie.
Tess w zamyśleniu przegryzała usta i Serena patrząc na nich podziwiała sposób w jaki w jaki się do siebie odnosili i jak bardzo zgrana była ich grupa – wiedziała, że działo się tak na skutek łączącej ich głębokiej więzi, podobnie jak to miało miejsce w jej zespole.
- Nie wiem, Michael. Tak długo jak będę mogła, dobrze ? - Tess odkaszlnęła a Serena rozumiała te wszystkie trudne emocje jakie przez nią przepływały – To zależy jak długo wytrzymam ale postaram się zrobić to jak najlepiej.
- Wiem – odpowiedział miękko dotykając delikatnie jej ramienia.
Tess przymknęła oczy. Serena obserwując ją widziała jak zbiera w sobie siły, jak się uspokaja - i cieszyła się, że dysponują takim unikalnym, bezcennym darem, jaki posiada Tess bo nikt poza nią nie miał takich zdolności. Była wyjątkowa, prawdziwie niezwykła.
Otworzyła błękitne oczy i coś się w niej silnie umocniło. Michael i Tess ścisnęli sobie na krótko ręce, szybko się do siebie przytulili, zaskakując Serenę okazywaną sobie czułością.
- Będę tu – zapewniła go – Idź i spraw się dobrze.
Michael kiwnął głową z ciężkim westchnieniem i Serena nie mogła pozbyć się natrętnych myśli, że i on, podobnie jak ona był pełen obaw w powodzenie uzgodnionego planu. Niestety, konieczność wyciągnięcia stamtąd Anny nie pozostawiała im żadnej innej alternatywy.
******
Serena usiadła przy stole negocjacyjnym, stworzonym na prędce z drewnianej płyty położonej na dwóch metalowych bębnach – otoczona przez uzbrojonych ludzi Nicholasa. Gdy wchodzili do pomieszczenia, robiło to dziwne wrażenie gdy Michael wyminął ją szybko i nikt z obecnych go nie zauważył. Zastanawiała się czy będzie w stanie zobaczyć kiedy Michael wyprowadzi stąd Annę, ...czy rzeczywiście nie zadziała na niej naginanie umysłu przez Tess.
Nicholas wszedł do małego, prowizorycznego pokoju i długo jej się przyglądał.
- Coś takiego, Serena. Minęło sporo czasu – stwierdził. Wyciągnął krzesło, odwrócił go i usiadł na nim okrakiem. Założył do tyłu ręce, odchylił się i uważnie ją studiował.
- To prawda – skinęła głową zwężając oczy.
- Och, za długo z tego co widzę – mruknął. Jego oczy przesunęły się niżej, patrzył teraz prosto na jej piersi. Natychmiast poczuła się zażenowana i bezbronna ponieważ Nicholas znał się na jednej rzeczy – dokładnie wiedział jak bawić się ze swoją ofiarą. Zrezygnowała z palącego pragnienia skrzyżowania przed sobą rąk.
- Daj spokój podchodom – powiedziała zdecydowanie – Przetrzymujesz Annę i pastwisz się nad nią. To się musi skończyć.
- Świetnie – uśmiechnął się trochę złośliwie – Oddaj mi granolith i możesz ją sobie zabrać.
- Wiesz, że to niemożliwe. Przedstaw warunki do zaakceptowania.
- Granolith - odpowiedział chłodno – Albo nie mamy o czym mówić, Sereno.
Przez jakiś czas wpatrywała się w swoje ręce, podniosła głowę starając się dostrzec Michaela.
- Więc nie będzie żadnego porozumienia – odpowiedziała stanowczo, i wtedy zdecydowała się na ryzykowne posunięcie – Zależy ci żeby ciągnąć to dalej ? – podniosła w górę brew.
Wpatrywał się w nią, w milczeniu rozważając swoje możliwości. Jej blef był ryzykowny, jeżeli Michaelowi nie uda się szczęśliwie odnaleźć Anny nie będzie miała nic co mogłaby mu zaproponować żeby mogli wydostać się stąd żywi. Jeżeli Anna była powodem złości Nicholasa to wpadnie w furię gdyby dowiedział się o naginaniu umysłu przez Tess. Cisza się przeciągała i Serena czuła jak skręca ją w żołądku a serce zaczyna bić coraz szybciej.
- Więc wracaj do domu – odpowiedział w końcu wstając tak gwałtownie, że przechylił krzesło niemal go przewracając. Popatrzył na nią i powiedział z przenikliwym wyrazem oczu – A właściwie poczekaj. Możesz oglądnąć egzekucję Anny.
I wykonał ruch jakby chciał odejść.
- Nie – odetchnęła chwytając go za rękę. Znieruchomiał, przyglądając jej się z góry gdy szukała rozwiązania – Muszą być jakieś warunki jakie skłonny byłbyś rozważyć – poprosiła miękko.
- Już nie jesteś taka pewna siebie, co Sereno ? – zadrwił, wykrzywiając w szyderczym uśmiechu usta.
- Przedstaw mi warunki – warknęła.
Nicholas zwęził oczy – Znasz je.
- W porządku, w takim razie daj mi chwilę do zastanowienia – zaproponowała spodziewając się, że mogłaby zaoszczędzić trochę czasu Michaelowi. Gdzie on, do diabła jest?
Zaczęła ogarniać ją panika bo nie wiedziała co się dzieje na zewnątrz, nie odczuwała na sobie zmieniania rzeczywistości przez Tess. To wszystko wydawało się trwać za długo. Szybko zamrugała oczami starając się wyciszyć bicie rozszalałego serca, nie mogąc się pozbyć poczucia, że wdepnęli jakąś koszmarną pułapkę.
******
Tess siedząc za kierownicą Suburbana mocniej zacisnęła oczy i czuła, że z każdą chwilą słabnie. Wewnątrz czaszki zaczął się tłuc oślepiający ból i chociaż się przed nim broniła, wiedziała, że traci siły. Czas uciekał, a oni nie dawali znaku życia.
Łapała szybko oddech ponieważ ból głowy stawał się nie do wytrzymania. Już nie była w stanie oddychać, zaczynała się dławić - Nicholas i jego armia byli tak nieprawdopodobnie silni. Wiedziała o tym, zawsze odczuwała coś w rodzaju drenowania gdy walczyli z nimi w przeszłości, a teraz trwało to znacznie dłużej niż kiedykolwiek wcześniej gdy próbowała zmieniać im sposób postrzegania rzeczywistości.
Przed oczami błyskało piekące białe światło i poczuła jak jej moc kruszy się na miliony małych kawałeczków, wiedziała, że tam wewnątrz wszystko wokół nich się rozkłada. Przyciągnęła dłoń do ust, nie mogąc zapanować nad dygotem jaki ogarnął ciało. Znów zacisnęła oczy, z cała mocą próbując przywrócić osłonę, ale ten cały wcześniejszy pęd minął. Zamrugała żeby pozbyć się napływających do oczu gorących łez, rozpaczliwie pragnąc odzyskać siły – i wtedy rozpętało się piekło.
********
Michael odnalazł Annę w małej komórce na tyłach magazynu, tak jak wcześniej opisał to Riley. Nie zorientowała się że wszedł, nie rozpoznawała go. Leżała na wąskiej pryczy, słaba i straszliwie porozbijana. Miała stłuczoną i spuchniętą dolną wargę, oczy w siniakach. Michael czuł jak wzbiera w nim wściekłość, przywodząc żywo w pamięci obrazy tego co robił z nim Hank.
Potrząsnął nią parę razy, zaskoczony tym jak delikatna była i dziewczęca – w dziwny sposób spodziewał się zastać zahartowaną w bojach, silną wojowniczkę. Zamiast tego natknął się na kobietę z śliczną, naznaczoną delikatnymi pieprzykami skórą i długimi kasztanowymi włosami. Przypuszczał, że byłaby piękna gdyby nie została niemal zakatowana na śmierć. W końcu, z dużym wysiłkiem udało mu się ją ocucić i jeszcze oszołomiona wyjaśniła mu że przed godziną podano jej jakiś środek oszałamiający.
Pomógł jej się podnieść, a ponieważ nie była w stanie stać o własnych siłach, otoczył dłonią jej talię. Zaczęli iść poprzez kręte, zimne korytarze magazynu potykając się o rozbite szkło i jakieś porozrzucane resztki gruzów aż doszli do głównej części pomieszczenia, w pobliżu pokoju w którym przebywała Serena z Nicholasem. Michael zawahał na moment, objął mocniej Annę i modlił się żeby naginanie umysłu działało. Ciężko oddychając i zerkając na Annę prowadził ją przez wielki pusty pokój, mając wrażenie, że ich stopy odbijają się echem zbyt głośno.
Z początku wydawało się, że poszło nieźle. Słyszał Serenę i Nicholasa negocjujących o możliwych warunkach, pertraktujących na temat powrotu Anny – i nic nie wskazywało żeby ktokolwiek zauważył jak cicho zmierzają w stronę wyjścia. Ale teraz zaczęło dziać się coś dziwnego w otaczającym ich powietrzu, w chwili gdy Michael dostrzegł jak zaczyna drgać i przesuwać się. Widział to już wcześniej i zdał sobie sprawę że nie zapowiada to nic dobrego. Przyspieszył kroku popędzając Annę.
- Musimy się ruszać – szepnął nagląco a ona kurczowo objęła go ciaśniej. Ale gdy usłyszał głośny ryk Nicholasa – Zatrzymajcie ich ! – wiedział, że było za późno.
Zaczął biec, prawie ciągnąc Annę. Usłyszał jak krzyczy z bólu ale nie miał innego wyjścia – teraz oboje walczyli o życie.
Wszystko wymknęło się spod kontroli, zdarzenia następowały jedno po drugim, zbyt szybko by nad czymkolwiek można było zapanować. Nagle grupa skórów przyblokowała wyjściowe drzwi i w tej samej chwili usłyszał odgłos strzału z broni po swojej lewej stronie. Instynktownie wyrzucił przed siebie dłoń, pozwolił by wezbrała w nim gwałtowna energia, wyrzucając ją błyskawicznie w skórów blokujących przejście.
- Anno, idziemy – krzyknął rozglądając się wokół w poszukiwaniu Sereny. Anna potknęła się i chwycił ją na ręce.
Wtedy znów usłyszał szybką wymianę ognia z broni – zapewne nie ludzkiej – a tuż za sobą głośny kobiecy krzyk.
- Serena? – zawołał rozpaczliwie i odwrócił się by w tej samej chwili dostrzec jak upada w niewielkiej odległości od niego. Osunęła się na kolana, wykrzywiona z bólu...i zobaczył straszliwą ranę na jej rozpłatanym brzuchu. Sweter zaczął pokrywać się głęboką czerwienią, i zawahał się.
- Idź – błagała go z trudem oddychając. Trzymając się za brzuch podniosła na niego oczy - Michael, idź ! Zabierz stąd Annę...i pozostałych.
Zobaczył wstającego z podłogi Nicholasa a potem biegnącego w jego kierunku i mignęło mu w głowie, że to na pewno Serena użyła wobec niego swojej mocy, zanim ją postrzelono. Została mu sekunda na ocenę sytuacji, spojrzał jeszcze raz na Serenę i kiedy zobaczył że upadła wyniósł Annę przez drzwi frontowe.
***********
Serena trzymała się za brzuch wiedząc, że została poważnie ranna – nigdy w życiu nie zadano jej takiego gwałtu. Dotykała twarzą zimnej, cementowej podłogi, przyciskając do niej policzek. Odczuwała potworny ból, nieznośny i na moment straciła przytomność.
A potem zobaczyła parę czarnych butów powoli zbliżających się do niej...ale była zbyt słaba żeby unieść głowę. Krzyknęła miękko gdy poczuła ciepłą, lepką krew wypływająca między palcami, które przyciskała do brzucha.
- Sereno – jak przez watę słyszała karcący głos Nicholasa – Teraz to nie było mądre posunięcie.
Poruszyła się nieznacznie, z ogromnym wysiłkiem przetoczyła się na bok żeby mogła go widzieć i zabrało jej to resztki uciekających sił. Miała teraz przed oczami okno i widziała na rozbitej szybie załamujące się promienie słońca. Nie wiadomo dlaczego to szczególne zjawisko wydało jej się dużo ważniejsze niż to co mówił do niej Nicholas....podobnie jak melodyjny śpiew ptaka gdzieś za oknem.
Nagle, poczuła na żebrach kopnięcie twardego buta i krzyknęła gdy odezwał się ostry ból w ranie – Czy ty mnie słuchasz, Sereno ? – Nicholas domagał się odpowiedzi rozwścieczonym głosem.
- Tak – jęknęła półgłosem, starając się złapać jego spojrzenie, ale zbyt dużo ją to kosztowało. Dyszała szybko i płytko, wszystko jedno jak, byle by napełnić płuca powietrzem bo oddychanie stało się cierpieniem i sprawiało coraz większą trudność.
Nicholas kucnął obok niej przyciągając twarz o cal do jej twarzy. Próbowała się skupić na nim ale jego obraz był niewyraźny, rozmazywał się przed oczami.
- Zabrałaś Annę – syknął jej do ucha – Ale dałaś mi coś dużo bardziej cennego – umilkł na chwilę odgarniając jej włosy z twarzy z przesadną czułością – Siebie.
A potem wstał i zostawił ją tam, wykrwawiającą się na tej zimnej, nieczułej podłodze – ale przynajmniej na jakiś czas odszedł. Oczy jej uciekały, chciała je zamknąć, to było wszystko czego pragnęła...tylko zasnąć.
Pewne partie jej umysłu były przyćmione ale stawała się świadoma niepokojącego uczucia , które zaczęło ją ogarniać. Trudny do zniesienia dźwięk, początkowo miękki, teraz wył w uszach.… uporczywy, niezaprzeczalny.
I rosła w niej tęsknota, kierowała nią. I och, jak ona pragnęła – nie, raczej potrzebowała – przemiany. Jak można oprzeć się temu pierwotnemu, najbardziej odwiecznemu nawoływaniu, zwłaszcza gdy to ciało paliło się do tego, tak jak teraz ?
Serena znała przyczynę, nawet gdy to napędzające pragnienie dziwnie w niej wzbierało. Rana powodowała wyczerpywanie się ciała i nie była w stanie dłużej pozostać w ludzkiej postaci.
Nie, to się nie dzieje, myślała rozpaczliwie, wpatrując się w brudny sufit. To się nie powinno stać. Jestem im tak bardzo potrzebna.
I to była jej ostatnia myśl, zanim wszystko wokół zlało się w czerń.
*****
Ocknęła się. Nie była w stanie rozpoznać miejsca w którym się znajdowała, i co było powodem że czuła się tak dziwnie. Dopóki nie spojrzała w dół na swoje ręce. Stały się niewielkie i szare, i zupełnie niepodobne do ludzkich. Zaciągnęła się drżącym oddechem, w głowie słyszała dziwny pogłos, nie potrafiła zapanować nad wstrząsającymi nią dreszczami. Była rozpalona… upłynęło tyle lat odkąd jej ciało wykazywało tak wysoką temperaturę.
Czuła się jakby tysiące pszczół odezwało się w głowie kiedy przyglądnęła się reszcie swojego ciała, pojmując, że była zupełnie naga – nic dziwnego, że było jej tak chłodno. Zimowe powietrze kąsało skórę, wyciągając gorąco jakim emanowało jej ciało.
Rozglądając się po ledwo widocznym pomieszczeniu, zrozumiała, że umieścili ją w jakiejś przypadkowej, prowizorycznej komórce – i uderzyło ją jak dziwacznie było teraz patrzenie tymi oczami – gdzie wszystko migotało, a widzenie było wielowymiarowe. Już niemal nie pamiętała jak kiedyś patrzyła w ten sposób na świat.
Próbowała wstać i cicho krzyknęła, ściskając się kurczowo tam gdy odpowiedział jej ostry ból. Czuła ciepło krwi płynącej pod palcami i widziała, że to był dowód jak poważnie była ranna.
I wtedy sobie przypomniała.
Oczywiście, w czasie gdy straciła przytomność zmieniła się, nie była zdolna utrzymać się w ludzkiej postaci co stało się na skutek postrzelenia. I teraz kiedy stała, nie mogąc utrzymać równowagi, patrząc na to nagie ciało, czując szorstkość szarej skóry, uderzyło to ją szczególnie. Po raz pierwszy, od ponad sześćdziesięciu lat była w pełni Antarianką. Co prawda wewnętrznie zawsze nią pozostała, ale przez tak długi czas była człowiekiem i stało się to ważną częścią jej tożsamości.
Drzwi małej celi, w której ją umieszczono otworzyły się i wszedł Nicholas. Drapieżnym wzrokiem przebiegł po jej ciele. Starała się osłonić rękami drobne piersi, przyciskając się do ściany gdy do niej podchodził. Zwykle górowała nad nim wzrostem, nigdy nie było odwrotnie i wzdrygnęła się gdy jego oczy przesunęły się po niej, nisko w dół.
- Coś takiego, moja Surinah. Zawsze byłaś śliczna, i taka....- roześmiał się niebezpiecznie, włócząc oczami po jej skórze – Pociągająca.
Krzyknęła na niego, jej głos tak dziwnie modulował przechodząc przez struny głosowe, i zaskoczona rozpoznawała, że słowa wybiegające z warg nie były językiem angielskim. Powstrzymała się próbując mocno skupić się na nim by go poprawić, ale niekończący się szum w głowie był zbyt głośny – i była w stanie jedynie krzyczeć w swoim rodzimym języku, co tylko wywoływało kpiący śmiech Nicholasa. Dawnym gestem sięgnęła dłonią do włosów lecz poczuła tylko szorstką skórę nagiej głowy.
Tak strasznie była zdezorientowana i zagubiona....a to miało prawdziwe znaczenie dla strategii Nicholasa.
- Co za kłopotliwa sytuacja, Surinah – skarcił ją cicho potrząsając głową i przysunął się bliżej – Czy jak nadal wolisz, Sereno ?
Zamknęła oczy, pragnąc znów wrócić do dawnej postaci, tak bardzo jej teraz bliskiej, i poczuła jego palce na policzku. Gwałtownie popatrzyła na Nicholasa widząc jak lekko potrząsa głową.
- Nie jesteś w stanie użyć swoich mocy. Nic z tego...postaraliśmy się o to przy pomocy przyrządu zakłócającego.
Rozpacz ścisnęła jej serce, ponieważ desperacko usiłowała uciszyć ten dziwny szum, który opanował jej zmysły, i jak sądziła był skutkiem tak drastycznej przemiany bez odpowiedniego przygotowania. Znów krzyknęła, nadal zszokowana, że wypowiada słowa w języku antariańskim, i dostrzegła zadowolony uśmieszek Nicholasa.
- Dla kogoś, kto w pełni pojął istotę ludzką, wydajesz się strasznie obca, moja droga.
Powinna przywołać jedno ważne słowo, i wyksztusiła z siebie z ogromnym wysiłkiem – Nie – zabrzmiało to dla niej tak dziwacznie, sposób w jaki odbijało się w gardle, jakby kilka ludzkich głosów zmieszano naraz razem.
- Och, teraz było dobrze – zadrwił podnosząc w górę brew.
I ponownie jego spojrzenie przesunęło się po niej, gdy próbowała rozpaczliwie zasłonić się przed nim małymi dłońmi – tylko teraz podszedł bliżej zagłębiając palec w głębokiej ranie. Krzyknęła boleśnie, cofając się kiedy rozmazał fioletową krew na jej brzuchu.
- Jeżeli chcesz, mogę coś z tym zrobić – szepnął kusząco, a ona z trudem uniosła rękę by go uderzyć. Brutalnie pochwycił ją za przegub.
- Spodziewałem się czegoś więcej od byłego przywódcy rebelii.
Max jest przywódcą, nie ja, poprawiła go, a słowa popłynęły w języku antariańskim. Dlaczego nie pamiętała angielskiego ? Celowo ją upokarzał przetrzymując w tej postaci – ten ruch był skalkulowany, banalnie prosty – zwłaszcza zostawiając ją tak nagą i wystawioną na wstyd.
- Na szczęście Surinah, ja mówię w tym języku – rozciągnął w uśmiechu usta – I sądzę, że masz rację. Technicznie. Teraz gdy Max pozostał obozie, twój wielki król przejął władzę. Interesujące, że nie schwytaliśmy cię wcześniej. Dopiero teraz, by dał świadectwo swoich nadzwyczajnych zdolności przywódczych.
Poczuła w oczach łzy, zdając sobie sprawę jak zupełnie udało im się nią zawładnąć – tak bardzo była dla społeczeństwa upośledzona. Kiedy czasami wyobrażała sobie podobne zdarzenie, nigdy nie przypuszczała, że stanie się to w ten sposób. Zaczęło brakować jej powietrza.
- Gdzie jest teraz twój król, którego tak potrzebujesz ? – szydził cicho, dotykając jej policzka.
Rozpaczliwie rozglądnęła się wokół, czując się przyparta do muru i schwytana w pułapkę – i zrozumiała, że po tych wszystkich latach Nicholas mógł z nią zrobić co chciał.
Cdn.
![Image](http://anwisniewska.webpark.pl/awarded2/zagranicznytl_taed2.jpg)