Post
by AAgusia » Tue Dec 20, 2005 9:58 pm
Chciałam was poprosić o rade, chciałam poznać waszą opinie... sprawa dotyczy oczywiście tematu głównego...mianowicie- miłość...więc zaczne od początku...
dawno temu...bo dwa lata temu miałam dość przykre rosztanie z chłopakiem, z którym byłam razem ponad rok....ale dość o nim, ważne tylko to, że on mnie bardzo skrzywdził i że mam przez niego niechęć do mężczyzn, wiem, może nie wszyscy to dranie, ale ja tak na nich przez ostatnie dwa lata patrzyłam, bałam się czegoś stałego, bałam się zakochać i dwa lata byłam sama, nauczyłam się cieszyć moją samotnością, było mi dobrze, ale wzniosłam wokół siebie wiele murów, było i chyba nadal jest we mnie tyle strachu przed stałym związkiem, bałam się zakochać, broniłam ze wszystkich sił, odpychałam każdego kto tylko mógł być "zagrożeniem" dla mojej samotności... do czasu... niedawno poznałam fantastycznego faceta... najpierw to była przyjaźń, dobrze nam się rozmawiało, razem spędzało czas, jednak błyskawicznie to przerodziło się w coś więcej, starciłam kontrolę nad swoimi uczuciami...i niby wszystko byłoby ok, ale mam problem, bo wiem, że jemu zależy, a ja się boją, że go skrzywdze, że nie potrafię się zaangażować, dać z siebie tyle ile on potrzebuje, a miał niełatwą prace- przebić, zburzyć moje mury... ale wciąż ten strach cholerny!!! Nie wiem co robić, jesteśmy tak skrajnie różni, że aż podobni... on jest czernią, ja bielą...
Z jednej strony strony strach przed ryzykiem, z drugiej kuszący podszept, żeby skoczyć... bo to taka moja jakby druga połówka jest.../i nawet Roswell zaczął ze mną oglądać- i to jest argument:P!/
Wiem, że to taki blog mały, ale mi ulżyło jak to tutaj napisałam, bo mój pamiętnik juz nie wyrabia ze mną:P
Podziwiam lasu głębie ciemną,
lecz nim zapadnę w otchłań senną,
obietnic wiele do spełnienia
i długa droga wciąż przede mną...