Luki wiem o co Ci chodzi. Kto nie ryzykuje ten nic nie ma, tak?
Oczywiscie, ze czasami bardzo dobrze jest zaryzykowac. Bo przeciez lepiej zalowac, ze sie cos zrobilo, niz ze sie nic nie zrobilo.
Tylko widzisz- ludzie niekiedy boja sie siegnac po wiecej, z obawy o strate. Zreszta juz o tym pisalam. Nie o wstyd, czy moja urazona dume.
posluchaj caroleen i przeczytaj moje wypowiedzi jeszcze raz
Zreszta jak juz mowilam, moja historia jest troszeczke inna niz tego typu. I powiedzmy, ze wiem na 50% ze moje uczucie jest silniejsze i jednostronne. Moglabym powiedziec, ze mam pewnosc, ale pewnosci nigdy nie ma. Moglabym powiedziec, ze go znam, ale tak naprawde go nie znam. Bo to mezczyzna
{o} racja- gorsza od nieszczesliwej milosc jest juz tylko swiadomosc, ze ktos przestal cos do nas czuc. Bo wiedzac, co stracilismy i mielismy cierpimy dwa razy wiecej.
caroleen, najpierw trzeba zdefiniowac sama miłość. Co to jest?
Wiem jedynie, ze bardzo czesto jest mylona z fascynacja (ostatnio sie moda zrobila na slowo 'kocham Cie'
![Confused :?](./images/smilies/icon_confused.gif)
). Podwyzszenie dopaminy w krwiobiegu to rowniez nie jest milosc, tylko chemia. Zaawansowany stan przyzwyczajenia to chyba tez nie to. Milosc to krotkotrwale uczucie miedzy fascynacja, a przyzwyczajeniem. Granica jest niewidoczna, ale dostrzegalna. Potocznie sie mowi, ze wlasnie w tym momencie pragniemy dawac, a nie brac. Wiem jedno, nie jest wieczna (jak w plytkich romansach, albo hollywoodzkich ekranizacjach) i wielkim bledem jest myslec, ze to wiecznosc.
A zatem majac juz definicje moge stwierdzic, ze jej czysta forma nie jest egoistyczna.
A potrzeba swiadomosci, ze jest sie komus potrzebnym, jest bardzo duza. Nawet chyba wieksza niz 'zapotrzebowanie na bliskosc drugiej osoby'.