![Cool 8)](./images/smilies/icon_cool.gif)
P.S: Zapraszm również do czytania Huśtawki.
11.
Wpatrywali się w niego ze zdumieniem. Pierwszy szok wywołały jego słowa, że Michael nie może blokować Liz. To od razu w ich głowach zrodziło pytanie, skąd w ogóle wiedział, że ją blokuje? Ale widząc ich miny wyjaśnił szybko. I odpowiedź na niezadane pytanie, wcale nie załatwiła sytuacji jak powinna. Liz rozchyliła usta, jakby za chwilę miała coś powiedzieć. Słowa przez kilka sekund jednak nie napływały. Czy ona dobrze usłyszała? Max rozmawiał z Rzecznym Psem? O ich więzi? Wnioski były jednoznaczne i nie była w stanie nijak inaczej tego wyjaśnić.
- Mógłbyś powtórzyć? - jej głos był pełen wahania
- Umm – Max był zaskoczony jej reakcją – Ja... rozmawiałem z Rzecznym Psem. Sporo mi wyjaśnił i...
- Rozmawiałeś z nim o tej więzi? - głos Liz szybko chłodniał i podnosił się – Przecież ci powiedzieliśmy!
Zarówno Max, jak i pozostała dwójka kosmitów spoglądali teraz na Liz. Nigdy nie podnosiła głosu na Maxa, w żadnej sytuacji. A teraz... Owszem była już od rana wściekła, przez Michaela, ale teraz to całkiem inna złość. Nie furia ani żądza krwi. Tylko żal i ból. Zmarszczyła brwi. Rumieńce zniknęły, teraz była prawie blada. Max otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie pozwoliła mu nawet wypowiedzieć słowa.
- Nie Max! - warknęła – Nie ufasz nam?
- Ja...
- Ty, ty, ty. - potrząsnęła głową – Co się z tobą dzieje? Jestem twoją dziewczyną. Michael to twój najlepszy przyjaciel! A ty nam nie ufasz?
- Liz... - Max usiłował wyjaśnić swój występek
- Nie, Max! - głos pełen wyrzutu i złości – Posądzałeś nas o coś? Nie wierzę w to... po prostu... ugh! - odchyliła głowę ostro do tyłu
- Ale...
- Lepiej już nic nie mów Maxwell – Michael syknął
Zapanowała niezręczna cisza. Liz ciągle odchylała głowę, wpatrując się w sufit. Oddychała powoli, pozwalając złości ponownie zasnąć w jej żyłach. Jak on mógł? To było nie do pomyślenia! Naprawdę im nie ufał? Rozumiała, że może czuł się skołowany, że było mu ciężko. Naprawdę to rozumiała. Ale to przechodziło wszelkie pojęcie. Co on sobie myślał? Że wymyślili z Michaelem tak nędzny pretekst, żeby móc ukrywać jakiś wyimaginowany związek? Nie mogła w to wciąż uwierzyć. Niby nic się takiego nie stało, ale jednak była o to bardziej wściekła niż o szopkę, którą odstawił Michael. Naprawdę czasami kompletnie nie poznawała Maxa. Jakby w tym swoim uczuciu był tak zaślepiony, że nawet nie potrafił zaufać. Ani Michaelowi ani jej. Westchnęła. Ponownie pochyliła głowę do przodu, spoglądając chłodno na Maxa.
- Co Rzeczny Pies ci powiedział?
Chwilę się wahał. Chciał zacząć wyjaśniać, że zrobił to, bo był przerażony całą tą sytuacją. To nie był brak zaufania. Tylko... tylko dziwnie było widzieć tych dwoje razem. Bolało, gdy siedziała przy Michaelu, a on sam nawet nie mógł jej dotknąć.
Nie. Lepiej było nie rozdrażniać teraz Liz. Porozmawia z nią o tym później i wszystko wyjaśni. Ona zrozumie. Tylko teraz była trochę zła, zwłaszcza, że Michael ją wczesniej rozwścieczył.
- Umm. Powiedział, że Michael jako kosmita jest silniejszy, a u ciebie więź musi stwarzać własną ochronę – wbił wzrok w blat stołu – Dlatego inni mężczyźni nie mogą cię dotykać.
- Ochronę przed czym? - Michael uniósł brew
- Przed... - nie potrafił z siebie tego wykrztusić – Przed zerwaniem uczucia. To znaczy więzi! - szybko się poprawił – Przed zerwaniem więzi. - nim zaczęli się nad tym zastanawiać, opowiedział dalej – Powiedział też, że więź musi być otwarta, bo inaczej to jakby... jakbyście odcinali sobie życie.
Zarówno Liz jak i Michael byli dość mocno wstrząśnięci tym faktem. Im nic takiego nie powiedział. Chyba... A może uznał, że nie będą w ogóle próbować tego zerwać czy zablokować? Cokolwiek to było, wcześniej nie byli uświadomieni. Teraz sytuacja malowała się jeszcze gorzej. Usiłowali to przetrawić. Musieli to poważnie przedyskutować. Ale obecnie przy Maxie i Isabel nie mogli wdawać się w zapewne nieprzyjemną rozmowę. Zwłaszcza, że coraz więcej klientów napływało do Crashdown. Jakoś zareagować jednak musieli...
- A mówiłam, że nie możesz mnie blokować – Liz pokazała Michaelowi język
- A mówiłem, że mnie to nie obchodzi – odwzajemnił się tym samym
- Michael! - ton Maxa był ostrzegawczy
- Jak dzieci – mruknęła Isabel
Dopiła do końca swoją kawę w trzech łykach, po czym szturchnęła brata i wstała.
- Chodź Max. Mieliśmy jechać z mamą na zakupy.
Niechętnie Max się podniósł, nie odrywając wzroku od Liz. Ona jednak nie patrzyła na niego. Umysł miała wystarczająco zajęty informacjami, których przed chwilą dostarczył im Max. Wzrok przesunął się po twarzy Michaela, który ponownie ze znudzeniem wczytywał się w kartę. Machnął tylko ręką, gdy rodzeństwo Evansów wyszło. Co teraz?, zapytała spokojnie. Nie spojrzał nawet na nią, tylko na głos odpowiedział.
- Ja wezmę podwójne frytki, colę...
Przewróciła oczami i wyrwała mu kartę z dłoni. I tak była już na niego wystarczająco wściekła. Od rana zachowywał się jak... Michael. Typowy codzienny Michael Guerin. Powoli zaczynała mieć tego serdecznie dość. Jego dość. Był irytujący, bezczelny, złośliwy, arogancki...
Poderwała się z miejsca, chcąc odejść. Na chwilę nawet utrzymała równowagę. Ale wystarczył tylko jeden krok i ciało zachwiało się. Wykonała dramatyczny ruch rękoma, jakby w powietrzu usiłując znaleźć asekurację. Niestety nie udało się. Przechyliła się do tłu i po chwili już leciała w dół. Klap! Nabrała głęboko powietrza, kiedy upadek okazał się być miękki. Czyjaś dłoń wsunęła się na jej plecy, tworząc dla niej podparcie. Zaraz... Dlaczego nie leżała na ziemi? Obróciła głowę. Uśmieszek Michaela wyjaśnił wszystko. Wylądowała na jego kolanach. Oddech zatrzymał się w płucach, a ciało wypełniło niespodziewane ciepło.
- No Parker – jego głos przesłał dreszcz po zakończeniach nerwowych – Ta pozycja zdecydowanie mi odpowiada. Chociaż byłoby lepiej, gdyby twoje nogi...
- Palant – mruknęła, ale nie mogła powstrzymać śmiechu
Wiedziała, że żartował. Po prostu jego poczucie humoru było niezwykle... specyficzne. Przynajmniej przy niej w jakiś sposób zawsze poruszał tematy intymne. Chyba go bawiło, że często się rumieniła na jego aluzje. Tym razem rozesmiała się. Pokręciła głową i drgnęła, chcąc wstać i chociażby usiąść ponownie obok. Ale jego druga dłoń przytrzymała jej brzuch, uniemożliwiając ruch.
- Nawet o tym nie myśl – kącik jego ust uniósł się nieco wyżej – Musimy coś ustalić – w miodowych tęczówkach pojawił się niebezpieczny błysk – Mam cię odblokować, tak?
- Tak. - odpowiedziała cicho, przełykając ślinę
Jego ciepła dłoń wciąż tkwiła na jej brzuchu, powodując, że całe ciało przyjemnie się rozluźniało i rozgrzewało. Musiała szybko oczyścić umysł, nim niepotrzebne emocje dotrą do Michaela.
- A co ja z tego będę miał? - zapytał, przysuwając usta do jej ucha
Bawiło go to naprawdę. Tak czy siak miał zamiar ją odblokować. Nie chciał mieć na sumieniu ani jej śmierci ani zrzędzenia Maxa. Ale podrażnić ją trochę mógł. Zaczynało mu to wchodzić w nawyk. Po prostu nie mógł się powstrzymać, nawet przy Maxie. To było dość przyjemne uczucie, kiedy rumieniła się przez niego. Zwłaszcza, że wyglądała wtedy... Przerwał tok własnych myśli, gdy nie płynęły w tym kierunku co trzeba.
- Nie będę cię straszyć jako duch – fuknęła – I nie będziesz miał mnie na sumieniu. A przede wszystkim – obróciła głowę tak, że ich usta dzieliła zaledwie niewielka przestrzeń – Nie będziesz musiał mnie nosić.
Usta wygięły sie w smakowitym uśmiechu. Dłoń przesunęła delikatnie po jej brzuchu.
- A wiesz, że to akurat zaczyna mi się podobać – jego szept odbił się lekko od jej ust
Rozchyliła wargi, policzki pokryły się jaskrawym rumieńcem. Ciało zaczynało się błyskawicznie rozgrzewać, krew pulsowała coraz szybciej, myśli błądziły mgliście wokół jednego tematu. Narastało pragnienie, by skrócić dystans pomiędzy ich ustami. Coś wręcz ją ciągnęło do niego. Silniejszego niż zwykła słabość. Może to miało coś wspólnego z więzią... Cokolwiek to było, ledwo się powstrzymywała. Jestem z Maxem, zaczęła sobie powtarzać, by opanować dziwne drżenie ciała.
- Po co to powtarzasz? - miękki szept nęcąco rozpłynął się w jej uszach – Czyżby twoje myśli zajmowało coś złego? O czym myślisz?
- Ja... - nie potrafiła od razu, racjonalnie odpowiedzieć, tak jak powinna
- O czym myślisz? - prawie musnął ustami jej wargi
O tobie – ledwo się powstrzymywała by tego nie powiedzieć. Chociaż mogła. Wystarczyło tylko to wyszeptać, a potem... jego zapach kusił niesamowicie. Pustynia i Tabasco – piekielna mieszanka, doprowadzająca jej zmysły do szału. Jeśli zaraz się coś nie stanie, będzie zgubiona.
- Liz! - znajomy głos nagle przerwał duszną ciszę
Dziewczyna odetchnęła z ulgą, momentalnie obracając głowe w stronę wejścia.
Nat z uśmiechem weszła do Crashdown, już od progu wołając Liz. Zatrzymała się w pół kroku, gdy zobaczyła poszukiwaną brunetkę na kolanach jakiegoś chłopaka. Zarumienioną. Zamrugała niepewnie, wyraźnie zaskoczona.
- Nat! - brunetka uśmiechnęła się, przywołując ją ruchem dłoni
Czy to na pewno była Liz Parker? Mała Lizzie Niewinna Parker? Wyglądała jak ona, ale przecież to maleństwo nigdy nie znajdowałoby się w takiej sytuacji z takim chłopakiem w tak publicznym miejscu.
- Nat! - ten sam głos zawołał ją ponownie
Kolejny raz zamrugała, niedowierzając własnym oczom. A jednak to zdawała się być Liz. Natalie uśmiechnęła się szczerze i pokręciła głową. No, no. Kto by pomyślał, że doczeka dnia, w którym Liz Parker okaże się być kobietą, a nie dziewczynką.
- Nat!
- Co? -wyszczerzyła zęby
- Chodź tu – Liz zmarszczyła brwi i zsunęła się z kolan Michaela, siadając obok niego
Czerwonowłosa dziewczyna podeszła do stolika, siadając po jego przeciwnej stronie. Wyraźnie zadowolony uśmieszek rozpanoszył sie na jej ustach.
- Rozumiem, że to Max – spojrzała na Michaela uważnie
- Umm... nie – Liz zarumieniła się – To Michael. Przyjaciel – zerknęła na niego
Prychnął lekko. Przyjaciel?, nie popatrzył nawet na nią. A co?, odpowiedziała ciągle uśmiechając się do Nat, Miałam cię przedstawić jako kosmiczną drugą połówkę więzi?
A może jako..., diabelny błysk pojawił się w jej oczach, Swojego Anioła?
- Idę złożyć zamówienie, bo Agnes nigdy nas nie obsłuży – wstał, ignorując jej pytanie w myślach – Chcecie coś?
c.d.n.