Ależ tu tłoczno. Aż z trudem mogę oddychać.
Nadszedł czas na ostatni rozdział pierwszej części. Mam nadzieję, że nic w niej nie popsułam i czekam na komentarze podsumowujące.
Miłego czytania i czekania
Rozdział 19
Obecnie…
„Więc naprawdę nie wiecie gdzie jest Maria?” Włosy Michaela były roztrzepane nawet bardziej niż zwykle, przez ciągłe przeciąganie przez nie palców. Wszystko wydawało się nieprawdziwe, gorsze od jego koszmarów. Nie, to były koszmary Marii. Dzielili je.
Jim wyciągnął rękę bezradnie. „Nigdy nie powiedziała, co planuje. Musiała wyjechać zaraz po tym, jak ją zostawiliśmy. Nocą wróciła do Roswell, a potem? Nikt tego nie wie.”
„A FBI?”
„Przesłuchiwali nas, ale słyszeli, jak całą noc graliśmy w karty. Znaleźli butelki po piwie i inne oznaki imprezowania. Amy wyszła śmiejąc się i obiecując, że powtórzymy to w przyszłym tygodniu, ale już się nie odezwała. Porzuciliśmy Jettę za El Paso w Teksasie, na południe od Las Cruces.
Michaelowi zrobiło się niedobrze. Naprawdę niedobrze. „A co z Jessem? Umarł tam?”
Jim i Philip spojrzeli na siebie. Valenti starał się nad sobą panować, ale nie potrafił. Płakali i mieli przeczucie, że nieprędko przestaną. „Nie, ciągle żył.”
„Zostawiliście go?” Nie mógł uwierzyć. Jim nie zrobiłby czegoś takiego. Nie mógł.
„Nie, Jesse umierał. Błagał, żebym go zabił. Był za słaby, aby się ruszać i wiedział, że wymuszą z niego informacje na temat ludzi, którzy po nich przyszli. Błagał, żebym zabrał Marię, a jego zabił.”
Nie mógł tego dłużej znieść. Zbyt wiele. Zbyt wiele bólu i przemocy. To wszystko przez nich. Przez to, że zostawili Jessiego i Marię. Oni sami – kosmici – zostawili ludzi bez ochrony.
Zostawili Marię, jego dziecko i Jessiego. Guerin zasłonił dłonią oczy. Amy…czy Maria będzie jeszcze w stanie kiedykolwiek na niego spojrzeć? Na którekolwiek z nich? To ile ją kosztowali…Michael zgiął się w pół w bólu. Jego duma. Jego pieprzona, bezsensowna duma. Czy wycierpiała wystarczająco dużo, Guerin? Czy już jej wybaczyłeś?
Michael odszedł na bok i zwymiotował. Opierając głowę na ramieniu, podniósł wzrok na Jima. „Jesse?” Musiał wiedzieć.
Jim usiadł na ziemi i płacząc pokręcił głową. „Wziąłem broń strażnika i go zastrzeliłem. Jednym strzałem, prosto w głowę.”
Cisza. W mroku rozpaczy, cisza była dźwiękiem, który powodował aż ból fizyczny. Przesuwał się po nich jak płachta ciemności. Brak czasu. Brak słów. Żadne z nich nigdy się z tego nie wyrwie i nie powróci do normalności. W mroku nocy, oni – ci, którzy pozostali - opłakiwali umarłych.
~~~~
„Co teraz zrobisz, Michael?” Zapytał Philip. „Gdzie pojedziesz?”
Michael spakował jedzenie i czysty sweter do plecaka. Nadszedł czas. I tak został tu zbyt długo. Mógł tylko ściągnąć na tych ludzi więcej śmierci. W Roswell nie pozostało mu nic – Maria odeszła.
„Odnajdę Marię i moje dziecko. Znajdę ją, będę błagał o wybaczenie i resztę życia spędzę upewniając się, że nikt już nigdy jej nie skrzywdzi. To zamierzam zrobić.” Podał im kartkę papieru. „Ta gazeta prowadzi sekcję z ogłoszeniami dla zagubionych, pomaga odnaleźć się starym kochankom. Wszystko za darmo. My nazywamy się ‘Bez przebaczenia’ i jeśli będziecie potrzebowali nas odnaleźć wystarczy, że zamieścicie tam wiadomość.
Jim wziął informację. „My będziemy ‘Opuszczeni’. Będziemy obserwować, gdybyście nas potrzebowali.”
„Wyjeżdżam dzisiaj po zmroku. Jeśli chcecie coś przekazać pozostałym, chętnie się tym zajmę.”
Jim go zatrzymał. „Znajdziesz sposób, aby dać nam znać, gdy odnajdziesz Marię i dziecko, prawda?”
„Maria jest ‘Ratunkiem’. Kiedy ją znajdę zostawię wiadomość o ratunku.”
Wszyscy zauważyli, że Michael powiedział ‘kiedy’, a nie ‘jeśli’. Wiedzieli, że jeśli zaistnieje taka potrzeba będzie jej szukał nawet przez resztę życia. Jim był pewien jednego – Michael Guerin nigdy nie zrezygnuje, nigdy się nie podda. Dopóki nie znajdzie jej, a raczej ich.
„Michael, musisz wiedzieć, że wszystkie dzieci, które uratowaliście z Maxem w Święta zostały porwane. A jego syn? Jego też mają.” Jim wymienił spojrzenie z Philipem, który dowiedział się o tamtych Świętach od Maxa, po tym, jak z Diane odkryli prawdę o swoich dzieciach. Od tamtej pory obaj zbierali artykuły dotyczące tych zaginionych dzieci.
„Czy….żyją?”
Valenti potrząsnął głową. „Nie wiem, nie wydaje mi się. Podobno odnaleziono ciała – w przeciwnym razie nie zależałoby im tak bardzo na odnalezieniu Marii i waszego dziecka.”
Michael zamknął oczy. „Czyli wszystko, całe ryzyko poszło na marne.”
„Co im powiesz?”
Spojrzał na Jeffa, a potem na pozostałych. „Prawdę.” Popełnili błędy i ktoś musiał ponieść konsekwencje. Musieli wiedzieć, że nie mogą myśleć tylko i wyłącznie o swoim życiu, ale bardziej rozlegle. Ludzie z którymi się kontaktowali i którzy byli w to zaangażowani byli w niebezpieczeństwie. Powinni byli się tego nauczyć ze wzglądu na Alexa, ale byli zbyt zajęci zamartwianiem się o swoje własne, samolubne pobudki. Ktoś musiał być odpowiedzialny.
„Max powinien wiedzieć, czy Zan żyje.” Odezwał się Philip.
„Max zrobi, co będzie chciał. Moja droga, już jest zaplanowana. Odnajdę Marię.”
Cała piątka, godziny później stała na najwyższym piętrze kopalni i patrzyła, jak Michael Guerin opuszczał Roswell po raz ostatni i wszystko wydawało im się jednakowe. Zmieszał się z ciemnością, tak, że już go nie widzieli. Oni, ci, którzy zostali opuszczeni mieli strzec tego, co kiedyś było domem.
Jego droga była przejrzysta. I to tą drogę ich dzieci będą musiały przebyć samodzielnie. Nie mieli czasu na rzeczy dziecinne. Dzieci Roswell szybkim krokiem wchodziły w dorosłość, gdzie wszystkie czyny ciągnęły za sobą konsekwencje, a oni musieli być odpowiedzialni. Jeff przytulił żonę, tak samo zrobił Philip, a Jim stał sam. Czas szybko mijał po zmroku, a na pustynię zaczynało padać światło słoneczne. Nadszedł czas, aby odzyskali swoje życie i pozwolili dzieciom na to samo.
Powodzenia. Powodzenia.
Koniec części I.
Ale i tak CDN.